Jarosław Gowin wybrał – a być może rzeczywistość wybrała za niego – najlepszy moment na odejście z Platformy. Zrobił to po decyzji Donalda Tuska o praktycznej likwidacji OFE i deklaracji Jarosława Kaczyńskiego dotyczącej podniesienia podatków, chęci wymuszania przez państwo podwyższania pensji przez firmy i generalnie niezbyt przyjaznych słowach pod adresem przedsiębiorców. Tym samym obaj zrobili miejsce dla trzeciego gracza, który chce mówić o gospodarce inaczej niż oni.
Powody takich, a nie innych zachowań Tuska i Kaczyńskiego były oczywiście całkowicie odmienne. Premier zapewne nie chciał robić tego, co zrobił i nie bardzo wierzy w to, co mówi, ale stanął w sytuacji bez wyjścia. Przespał czas, kiedy można było reformować finanse i teraz chciał się dobrze zabezpieczyć, wykonując ruch księgowy – bo przecież operacja z OFE nie likwiduje wcale żadnego długu i nie zmniejszy prawdziwego deficytu. A zapewne nie poprawi też sytuacji przyszłych emerytów. To przekładanie pieniędzy z kieszeni do kieszenie, żeby rachunek lepiej wyglądał.
To, co zrobił rząd, zdenerwowało jeszcze bardziej i tak już wściekłych obywateli o mniej lub bardziej wolnorynkowych poglądach. Zwłaszcza, że większość z nich zapewne kiedyś głosowała na Tuska i Platformę. Tusk zmuszony przez sytuację, pozbawił się części wyborców, którzy teraz od niego odchodzą.
Mała jest szansa, by zniechęceni dawni wyborcy Platformy poszli do Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli mieli przez chwilę nadzieję, że PiS może mieć dla nich ofertę, to szybko przekonali się, że jest inaczej po ostatnich wypowiedziach Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS w pełni świadomie – nie mam co do tego wątpliwości - wybrał grę na elektorat ubogi i socjalny, zdając sobie zapewne sprawę, że dziś nie ma czego szukać u wyborców o bardziej liberalnych poglądach gospodarczych.
Kaczyński postanowił mocniej zagrać o te kilka procent wyborców, które chciała mu zabrać np. Solidarna Polska, niż walczyć o głosy przedsiębiorców i młodych przedsiębiorczych ludzi. Prowadziłem debatę z prezesem PiS w Krynicy i jestem pewien, że to co zrobił, zrobił w pełni świadomie. Nie z żadnego szaleństwa, tylko z czystej i precyzyjnej kalkulacji. Przyjechał na wielką konferencję przedsiębiorców nie po to, by zdobyć ich serca, ale po to, by powiedzieć tym, którzy czekali na niego za płotem, okalającym teren krynickiego forum: „Zobaczcie, przyjechałem do nich, bogatych i nie boję się powiedzieć im, że zabiorę ich pieniądze i utrudnię im życie, by wam je ułatwić”. To był ruch racjonalny i pewnie przyniesie mu dobry skutek wyborczy.
Kaczyński nie zajmie więc miejsca zwalnianego przez Tuska. Postępuje racjonalnie, bo dużo łatwiej walczyć mu o elektorat socjalny, nie marnując sił na walkę o bardzo trudnych do pozyskania wyborców wolnorynkowych. A w przyszłości taki koalicjant, który dziś może odebrać głosy Platformie, może być mu bardzo potrzebny do przejęcia władzy.
No i dochodzę do sedna. Miejsce na środku powiększa się. Grupa zirytowanych obywateli, nie mających swojej reprezentacji politycznej, rośnie. To miejsce może ktoś zająć. I pojawił się Jarosław Gowin. Czy starczy mu siły , środków i umiejętności, by zrobić to, co nie udało się Polsce XXI, PJN, Solidarnej Polsce, czy Prawicy RP? Nie przekreślałbym jego szans. Ten projekt wygląda na dużo lepiej przygotowany, a i czas jakby lepszy na powstanie takiej siły. Co nie znaczy, że droga Gowina i ludzi tworzących z nim nową siłę polityczną będzie łatwa.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka