Od jakiegoś czasu – głównie za sprawą moich synów – zacząłem chodzić na mecze piłkarskie. Fascynuje mnie i sama piłka nożna, ale też to, co dzieje się na trybunach. Teatr, który tworzą kibice. Brutalna poezja trybun. Zacięte miny i zdarte gardła ludzi, dla których nazwa i barwy ich klubu są zasadniczą częścią życia. Takie same miny i gardła maja kibice w Warszawie, Bukareszcie, Rzymie i Londynie. I to, co robi tych 22 facetów biegających w tę i z powrotem. To marzenie każdego gościa z trybun, by na chwile móc zastąpić herosów z murawy i samemu usłyszeć ryk kilkudziesięciu tysięcy ludzi po własnym strzale.
Piłką interesowałem się zawsze, ale teraz trudno mi wytrzymać nie będąc na stadionie, nie przeżywając tego, co dzieje się na płycie boiska siedząc tuż obok. Uwielbiam to, przyznaje się bez bicia. Wzruszam się słysząc i śpiewając „Sen o Warszawie” na Legii. Jestem coraz bardziej zafascynowany tym , co dzieje się na „Żylecie”. Kilka tysięcy mężczyzn i kobiet, znakomicie wytrenowanych w śpiewie, daje z siebie wszystko i robi to w coraz bardziej wyrafinowany sposób. Te spektakle są coraz lepiej przygotowane. Trudno się dziwić potem piłkarzom, że zawsze zaraz po meczu biegną pod „Żyletę” i długo dziękują za wsparcie podczas meczu.
Cieszy mnie, że coraz mnie tam k… i ch... a coraz więcej wątków patriotycznych. I nie jest to jakiś wyśmiewany w Tok FM pseudopatriotyzm. Czuję szczere dobre emocje dużej grupy ludzi, dla których poczucie wspólnoty jest ważne. Cieszę się, że wielu z nich, którzy często mają trudno życie, realizuje się w tym, że dopinguje swój klub, czci pamięć o zmarłych piłkarzach, trenerach, czci historie swoje miasta, oddaje hołd bohaterom wojen o Ojczyznę.
Obserwuje „Żyletę” często i mam coraz większy szacun dla tej ekipy. Ci wszyscy, którzy tylko plują na „kiboli’ powinni przyjść choć raz na mecz i zobaczyć choćby jak zbierają pieniądz na wyprawki dla dzieci przed meczem, czy jak organizują się na spotkanie z weteranami Powstania Warszawskiego. To bardzo specyficzna subkultura, warta zainteresowania a nie pogardy. Lubię to.
I to jest pierwsza część mojego wyznania.
Druga jest taka, że jestem zdruzgotany tym, co zrobili kretyni w Łomiankach, treścią transparentu, który wywiesili durnie w Poznaniu, i tym, że pod hasłem dumy kibicowskiej ludzie nawalają się na plaży w Gdyni, nawet jeśli początek temu dała zaczepka któregoś z przyjezdnych Meksykanów. Nie da się bronić tych, którzy pokazują swoją warszawską moc na stadionie czwartoligowej drużyny w małej miejscowości, albo okazują swoje kompleksy wieszając transparenty o polskich panach i litewskich chamach. To niestety polskie chamy. Wstyd mi za nich. I nie obchodzi mi to, że w Wilnie można spotkać podobnych litewskich kretynów i że jakiś Meksykanin chciał zaczepić polską kobietę w Gdyni i z tego powodu trzeba robić zadymę na plaży i straszyć dziesiątki i innych polskich kobiet i dzieci.
Uważam, że kara dla Legii – zamknięcia „Żylety” jest niezasłużona ( za co – nie wiadomo, bo nie za Łomianki) , niesprawiedliwa i wywoła wiele niepotrzebnych emocji i napięć. Ale uważam jednocześnie, że tych, którzy robili zadymę w Łomiankach trzeba zamknąć i ukarać zakazem stadionowym na wiele lat, jeśli nie na zawsze. Domyślam się, że niektórzy z nich mogą być tymi, którzy chodzą na „Żyletę”. Trudno. „Żylety” warto bronić tak długo, jak długo nie łamią prawa. Kiedy łamią – nie powinno być zmiłuj. „Staruch” i jego ekipa ciężka pracują na każdym meczu, by rosły serca wszystkim tym, którzy przychodzą na Legię. Ale to nie znaczy, że należy się godzić na wszystko.
A co wy o tym sądzicie? Co sądzicie o subkulturze kibicowskiej, i co sądzicie o zadymiarzach bijących innych i łamiących prawo? Jak to ułożyć? Jak nie niszczyć kultury „Żylety” i jak walczyć o porządek i bezpieczeństwo naszych dzieci na stadionach? Zapraszam do dyskusji Piszcie tu i na Waszych blogach.
P.S. W przyszłą środę idę na mecz ze Steauą.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka