Do księgarń nad Dunajem właśnie dociera węgierskie wydanie mojej opowieści o Viktorze Orbánie. Zanim wydawnictwo ogłosiło publicznie, że książka już jest gotowa, zorganizowano zamknięte spotkanie dla grupy osób, które pomagały mi przy pracy, i które wspomogły wydawnictwo Rezbong Kiádo. Wyglądało to jak normalne spotkanie z czytelnikami. Wiedziałem, że wydawca szykuje dla mnie jakąś niespodziankę, ale jak to z niespodzianką – nie widziałem co nią będzie.
Opowiadałem więc moim węgierskim gospodarzom i gościom, co myślę o Orbánie i jego polityce. Pod koniec oficjalnej części, żeby trochę sprowokować publiczność, która była – jak łatwo się domyślić – bardzo proorbánowska, zacząłem krytykować bohatera mojej książki. Mówiłem o tym, jak wielką władzę gromadzi, jak coraz mniej słucha ludzi wokół niego, jak promuje firmy własnych kolegów itp. Poczułem, iż atmosfera robi się dziwna, więc dodałem szybko, by się tak nie martwili, bo książka i tak jest bardzo pozytywna dla szefa Fideszu ale teraz napisałbym jeszcze jeden rozdział: opowieść o tym, jak przez wiele miesięcy polski dziennikarz piszący książkę o premierze Węgier nie mógł się doprosić spotkania z nim. Bo rzeczywiście przez wiele miesięcy ktoś z jego najbliższego otoczenia blokował mi dostęp do szefa rządu. W końcu się udało, ale przyznam, że łatwiej było mi się dobić Obamy niż do Orbána.
Kiedy to mówiłem, drzwi się otworzyły, i do sali po cichu wszedł … Viktor Orbán. Był sam i usiadł w ostatnim rzędzie. To była ta niespodzianka. Mogłem tylko powiedzieć ze śmiechem: „Mam nadzieję, że nie słyszałeś tego, co mówiłem”. I zaczęła się fantastyczna półgodzinna publiczna rozmowa między nami o sensie polityki, o tym, co jest w niej ważne, o roli dobrej krytyki ale też duchowości i religii. Wszyscy byli zaskoczeni biegiem wypadków a najbardziej ja. Żałowałem tylko, że nikt tego nie nagrywał. Co prawda potem przy winie, Viktor potem mnie zapewniał, że i tak wszystko jest na podsłuchu, więc mu służby doniosą;) Było więc wesoło. Warto było zobaczyć naturalnego, bardzo bezpośredniego, sympatycznego faceta, który wywołuje tak wielką zgrozę w połowie Europy.
Dla przerażonych Orbánem mam złą informację: gospodarka węgierska się odbija, notuje lekki wzrost – niewielki bo 0,7 proc kwartał do kwartału, ale wyższy niż w Polsce (0,4 proc). Najnowsza prognoza OECD przewiduje 0,5-procentowy wzrost gospodarczy na Węgrzech w 2013 roku i 1,3 proc. na 2014 r. Lekko spadło bezrobocie (z 11,7 proc do 11 proc) , zmniejszyła się inflacja do 1,7 proc. Komisja Europejska uwolniła Węgry od procedury nadmiernego deficytu budżetowego (a Polskę nie) i wszystko wskazuje na to, że Fidesz ma dużą szansę na wygranie kolejnych wyborów w przyszłym roku. Naród węgierski, który tak bardzo ma cierpieć w czasie rządów centroprawicy, nadal popiera Fidesz i Orbána a socjalistów znacznie, znacznie mniej. Co za ludzie?! Oświecona Europa tłumaczy im, że jest im strasznie a oni chcą jeszcze… Wygląda na to, że Europa będzie musiała się przeprosić z Orbánem. Wypiłem więc z węgierskimi przyjaciółmi znakomite czerwone wino z mojego ulubionego regionu Villany za sukcesy ich gospodarki i za zmianę trendów w Europie.
O Europie mówiłem następnego dnia podczas konferencji poświęconej Węgrom, Unii i interesom narodowym, którą otworzyli były premier Hiszpanii Jose Maria Aznar i Viktor Orbán. Napiszę o tym osobno. W czwartek na targach książki w Székesféhervár – oficjalna premiera książki na Węgrzech.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka