Właśnie wróciłem z Dniepropietrowska, Krzywego Rogu i Zaporoża na wschodniej Ukrainie. Zobaczyłem i poczułem smutny, straszny świat.
Niemniej było to bardzo ciekawe doświadczenie. Uczestniczyłem w programie „Europa w walizce” organizowanego przez Polską Fundacje Schumana, niemieckią Fundację Adenauera w Kijowie i Boscha oraz Akademię Europejską w Berlinie. W grupie kilku osób dobyliśmy serię spotkań z rozmaitymi miejscowymi środowiskami.
Po pierwsze warto było zobaczyć, jak uprawia się miękką, publiczną dyplomację. W jaki sposób niemieckie organizacje pracują na dalekiej, wschodniej Ukrainie. Powinniśmy się tego uczyć od nich.
Troje Polaków i trzech Niemców z jednej strony, z drugiej zwykle około setka Ukraińców. Mówiliśmy o Europie, o demokracji, wartościach, biznesie, mediach, szansach dla Ukrainy. Tak naprawdę na różny sposób przekonywaliśmy ich, że Europa, świat Zachodu jest miejscem, z którym warto się związać.
Zainteresowanie było bardzo duże. Mimo, że spotkania odbywały się często popołudniami i to w weekend, sale były pełne. Widać było, jak Ukraińcy, także ci mieszkający na Wschodzie, głodni są Zachodu. Czuć było rosnąca irytację i wściekłość na to, co dzieje się w ich kraju. Wściekłość na rosnący autorytaryzm, na korupcję, bezwład, na brud, smród i ubóstwo.
Wschodnia Ukraina wygląda okropnie. Wszędzie jest brzydko, zdewastowane drogi i domy, niedokończone od lat budowy, sypiące się bloki mieszkalne, brzydkie biura, sklepy, śmierdzące fabryki. Stojące ciągle pomniki Lenina i Dzierżyńskiego. Krążący za nami dziwni ludzie nagrywający i notujący wszystko. Bynajmniej nie byli to reporterzy miejscowych gazet.
Korupcja jest gigantyczna, układy potężne, infrastruktura albo nie istnieje w ogóle, albo kompletnie zdewastowana. Wolne media już praktycznie nie istnieją. Działacze organizacji pozarządowych są prześladowani. Nawet mieszkający na Ukrainie cudzoziemcy, którzy odważają się krytykować obecną ekipę mają poważne kłopoty. Przypadek Julii Tymoszenko jest tylko wierzchołkiem góry lodowej i symbolem tego, co dziś dzieje się w państwie Wiktora Janukowycza.
Co ciekawe, ludzie, których spotykaliśmy byli zwykle bardzo inteligentni, ze sporą wiedzą, pragnący lepszego, innego życia, świadomi tego, co dzieje się na Ukrainie. Wiedzący, że może być inaczej. Spodziewam się więc, że prędzej czy później dojdzie tam do silnego i groźnego wybuchu niezadowolenia. Wszędzie słyszałem to samo pytanie: Kiedy u nas coś się zmieni? Wszyscy marzą o wyjeździe. Narasta złość.
Ukraina jest dziś bardzo, bardzo daleko do Europu. Ukraina dziś zbliża się bardzo do poziomu Białorusi. Nie spodziewałem się, że aż tak bardzo. To, co zobaczyłem, przeraziło mnie.
Dobrze jest pojechać w takie miejsce. Także po to, by zdać sobie sprawę, gdzie my jesteśmy.
Czy Ukrainę należy odpuścić? Czy jest dla nas stracona? Nie. Wiele razy, tam na Wschodzie słyszałem, jak bardzo chcą być Zachodem. Mówili: My jesteśmy w Europie. Trzeba ich w tym spierać. Droga jest daleka i trudna, ale nie znaczy, że niemożliwa do pokonania. Pamiętam, jaka była Polska 23 lata temu. Jesteśmy lata świetlne przed nimi.
I dziś musimy ich mozolnie w przyciągać na naszą stronę, tłumaczyć, pomagać i przekonywać. Świetnie, jeśli możemy to robić z Niemcami, którzy choć mają wiele wspólnych interesów z Moskwą (interesów często sprzecznych z naszymi), nie odpuszczają też Ukrainy ( i tu warto współpracować) . Musimy szukać partnerów do tego przedsięwzięcia. Samy nie damy rady, a to dla nas ciągle strategicznie ważny kierunek. W tej sprawie musi być u nas zgoda ponadpartyjna.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka