Jarosław Kaczyński całkowicie zaskoczył mnie przedstawiając publicznie propozycję Donaldowi Tuskowi zorganizowania przeze mnie debaty. Ale aby nie było niejasności wyjaśniam od razu, ponieważ już otrzymuję pytania.
1. Od początku uważałem, że do debat między przedstawicielami największych ugrupowań powinno dojść i krytykowałem zresztą PiS (m.in. w „Rzeczpospolitej”) za uchylanie się od nich.
2. Uznałem, że obie strony będą miały kłopoty z uzgodnieniem miejsca - stacji telewizyjnej czy redakcji gazet, które będą do zaakceptowania przez obie strony.
3. Pomyślałem, że mógłbym sam – moja jednoosobowa firma - zorganizować taką debatę poza redakcjami i stacjami TV udostępniając sygnał wszystkim zainteresowanym.
4. Ponieważ obie strony nie uważają mnie za „swojego”, a jednocześnie jakoś mnie tolerują, uznałem, że jest cień szansy aby zaakceptowały moją propozycję.
5. Złożyłem taką ofertę obu stronom. W ubiegłym tygodniu rozmawiałem najpierw z Agnieszka Pomaską PO z Platformy a potem a Adamem Hofmanem PiS. Żadna ze stron nie udzieliła mi odpowiedzi.
6. Mógłbym obu stronom zagwarantować identyczne, wynegocjowane warunki, wysoki poziom merytoryczny debat oraz całkowitą bezstronność, za która odpowiadam własną reputacją.
Czy są na to szanse? Pewnie niewielkie, ale życie nauczyło mnie, że warto próbować.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka