Przez tydzień pływałem kajakiem po uroczej rzece Wel. W piątek rano coś mnie podkusiło, włączyłem komórkę i nagle przeczytałem informację o Hajdarowiczu. Tak jak chyba nikt w redakcji „Rzeczpospolitej” nie miałem o tym pojęcia. Pierwsza refleksja była taka jak większości – to akcja z podtekstem politycznym, wykończenie „Rzepy” i „Uważam Rze”. Dalej zresztą nie wykluczam, że to możliwe. Kiedy David Montgomery chciał kupić 49 proc udziałów od Skarbu Państwa, wiem, że były niemal wprost stawiane warunki wymiany naczelnego i zmiany linii redakcji. O tym, jakie Mecom miał kłopoty ze Skarbem Państwa, słyszałem wiele razy z najlepszych źródeł. W komunikacie o sprzedaży Presspubliki Mecom po raz pierwszy napisał o tym otwarcie. Tak to polityka obecnego rządu doprowadziła do wycofania się poważnego inwestora.
Czy nowy inwestor będzie gorszy? Nie jestem takim pesymistą, jak wielu komentatorów. Nie posiadam żadnej wiedzy, próbuję tylko analizować. Akcja z podstawieniem pieniędzy Grzegorzowi Hajdarowiczowi, po to, by wykupił gazetę a następnie je dorżnął biznesowo oczywiście jest prawdopodobna, ale jak na obecnie rządzący układ zbyt wyrafinowana. Oni są zbyt niezdarni na to.
Hajdarowicz wydał 80 milionów złotych. Jest ciągle młodym, bardzo ambitnym biznesmenem. Inwestycja w „Przekrój” mu kompletnie nie wyszła. Ale w biznesie tak jest. Jeden biznes wychodzi, inny nie. Próbował potem podchodzić pod „Wprost”. Nie udało się, uprzedził go konkurent. Jeśli kupił udziały w Presspublice, by na tym zarobić i zdobyć prestiż, to w jego interesie jest utrzymanie obecnej linii.
Hajdarowicz jest inteligentnym człowiekiem i zdaje sobie zapewne sprawę, że zmiana linii „Uważam Rze” oznaczały natychmiast upadek tygodnika. Wycofanie Pawła Lisickiego, Michała Karnowskiego i grupy znanych autorów o konserwatywnych poglądach oznaczałaby błyskawiczna klęskę pisma. Nowy właściciel musiałby więc być biznesowym samobójcą, aby to robić. Podobnie doświadczenia „Dziennika” wskazują, że nagła zmiana linii politycznej gazety codziennej może zrobić jej źle. Prasy bardzo życzliwej Platformie w Polsce mamy dostatek. Wolne miejsce na rynku jest gdzie indziej.
W pierwszych wypowiedziach Hajdarowicz podkreśla zresztą, że nie chce zmieniać linii ani „Rzepy” ani „Urze”. Po co miałby narażać się na śmieszność i deklarować coś innego od tego, co za chwilę zrobi? Dlaczego miałby robić ruchy na których finansowo straci? To, że „Przekrój” jest lewacki nie świadczy o tym, ze takie mają być media, których właścicielem jest Hajdarowicz. Zanim nie kupił on „Przekroju” ten tygodnik był już lewacki. Tu nie nastąpiła żadna zmiana. Może więc – także nauczony doświadczeniem z „Przekrojem” – tym razem działać bardziej racjonalnie.
Mogę oczywiście nie mieć racji. Rozumiem doskonale tych wszystkich, którzy wątpią w intencje Hajdarowicza. Swoją drogą to kolejny dowód na dramatycznie niski poziom zaufania społecznego w Polsce. Prawie nikt nie wierzy, że kupuje on „Rzepę” po to tylko, by zrobić dobry, uczciwy biznes. To nie jest zarzut do tych, którzy nie wierzą. Ludzie w Polsce - nauczani różnymi złymi doświadczeniami – nie wierzą, ze można tu robić uczciwe robić interesy.
Nie wiem jak będzie. Może okazać się, ze głowy moich kolegów i moja polecą, „Rzepa” zamieni się w cień „GW” a „Uważam Rze” w piąty liberalno-lewicowy tygodnik. Zapewne minister Grad będzie to mocno Hajdarowiczowi sugerował. Z jakim skutkiem? Wkrótce się przekonamy.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka