Czy większy wpływ na kształt naszej rzeczywistości mają dziś Biden, Macron i Kaczyński czy giganci z Pekinu, Dubaju i Palo Alto? W demokratycznym świecie umówiliśmy się kiedyś, że rządzą politycy wybierani cyklicznie przez swoich obywateli. Lepsi, gorsi, głupi, mądrzy, bardziej lub mniej zachłanni na władzę, ale wybierani przez ludzi, legitymizowani milionami głosów wyborców.
To politycy – wyznaczeni są przez obywateli, by podejmować kluczowe decyzje. Czasem wydaje nam się, że mają za dużo władzy, że wtryniają się w rzeczy, którymi nie powinni się zajmować. Ale jednak umówiliśmy się na to, że o sprawach dotyczących ogółu obywateli decydują właśnie oni.
W ostatnich latach jednak politycy na całym świecie dramatycznie szybko tracą realną władzę. Proces wpływania na bieg rzeczy przez coraz węższą grupę ludzi i firm, które nie mają żadnej demokratycznej legitymizacji, posiadają za to ogromne pieniądze przyspieszył gwałtownie. Gigantyczna kumulacja kapitału, powstanie nowych gigantów cyfrowych powoduje, że właściciele Googla, Facebooka, Amazona, Alibaby, ale też Coca-Coli, czy Saudi Aramco mają większa władzę niż niejedno silne państwo.
Piłkarskie potęgi mogą więcej niż Boris Johnson
Z gigantami mogą dać sobie radę totalitarne Chiny, które pokazały właśnie właścicielom Alibaby ich miejsce w szeregu, nakładając na firmę drakońską karę. Rosyjskim oligarchom może zrobić kuku w dowolnym momencie Władimir Putin, jeśli nie chcą się z nim dzielić jak trzeba. Jednak w demokratycznym świecie to nie idzie.
Politycy, którzy nie mają takich narzędzi jak władcy Chin i Rosji (i dobrze, że nie mają), okazują się coraz bardziej bezsilni.
Szefowie największych klubów piłkarskich mają większą władzę niż premier Wielkiej Brytanii czy prezydent Francji. Prezydenci USA są coraz bardziej uzależnieni od władców Doliny Krzemowej i koncernów energetycznych. Państwa mniejsze, takie jak Polska, są regularnie gaszone, kiedy próbują wspomnieć o podatku cyfrowym lub innym rozwiązaniu idącym w poprzek interesom GAFY. Nawet Unia 27 europejskich państw jest rozgrywana przez koszmarnie bogatych innowatorów z Kaliforni.
Superliga. Problem naszej cywilizacji
Wczoraj dowiedzieliśmy się, że setki milionów fanów mogą stracić radość z kibicowania swoim małym i średnim klubom, (bo będą jeszcze mniejsze i słabsze a tysiące klubów piłkarskich i dziesiątki tysięcy piłkarzy mogą stracić realne pieniądze i nadzieję na wskoczenie piętro wyżej w futbolowej hierarchii, bo kilkunastu europejsko-arabskich oligarchów umówiło się, że zmonopolizuje rynek rozgrywek na najwyższym poziomie. Zapewnili sobie dożywotni status najlepszych z gigantycznymi dochodami.
Jako kibic jestem tym zdruzgotany i deklaruję, że nie wykupię żadnego dostępu do stacji transmitującej mecze Superligi, jeśli ona powstanie, ani nie pojadę nigdy na żaden mecz (tak mi się przynajmniej dziś wydaje…). Marzenie, że Legia wejdzie do średniaków europejskich odpływa coraz dalej nie dlatego, że trener i właściciel klubu sobie nie mają kompetencji.
Zadyma z Superligą i dwunastoma bogatymi klubami to symbol większego problemu współczesnej cywilizacji.
Mali i średni przedsiębiorcy tracą siły, premierzy i ministrowie mogą najwyżej napisać coś na twitterze (jeśli nie zostaną tam zablokowani) albo ucieszyć się, że internetowy gigant chce zainwestować w ich kraju.
Zróbmy raban, bojkotujmy
Google, Facebook, Superliga, pokazują nam jasno kto tu rządzi. Politycy tracą władzę nie na rzecz dobrze zorganizowanego społeczeństwa obywatelskiego, samorządów lokalnych ale na rzecz coraz węższej grupy coraz bardziej bogatych. Decyzje o kształcie naszego świata zapadają w kilkunastu gabinetach największych udziałowców wielkich firm.
Czy możemy coś zrobić? Próbować trzeba. Dlatego warto być w nawet tak niedoskonałych strukturach jak dzisiejsza Unia Europejska, by można próbować powstrzymywać się przed monopolami gigantów, próbować tworzyć prawo broniące konsumentów i organizacje wzmacniające małych i średnich.
Warto robić raban, by jednak politycy i urzędnicy spróbowali bronić nas przed samowolą rosyjskich oligarchów w Chelsea, arabskich szejków w Realu, amerykańskich cenzorów z Twittera i Facebooka, uciekających od płacenia podatków i dzielenia się przychodami z twórcami szefów Googla i You Tube’a.
Juve, Real, Liverpool - nowe twarze globalizacji
Warto organizować akcje nieposłuszeństwa i grozić bojkotami firm, meczy, wspierać lokalne ligi piłkarskie, tworzyć i egzekwować prawo antymonopolowe. Giganci nie wzmacniają ani klasy średniej ani konkurencyjności gospodarek.
To, co się dzieje, powoduje, że niezdrowy świat staje się jeszcze bardziej chory, że biedni stają się jeszcze biedniejsi, ultrabogaci – megaultrabogatymi, a państwa są coraz mniej sterowne, nie radzą sobie z rozwiązywaniem podstawowych problemów.
Globalizacja pokazuje nam swoją ciemną twarz. Nie chcę bardzo, żeby jej symbolem stały się też Liverpool, Real i Juve. Mimo mojej coraz większej niechęci do polityków, chcę by jednak to oni podejmowali najważniejsze decyzje. Polityków zawsze możemy wymienić. Oligarchów – niezależnie od tego, czy pochodzą z Pekinu, Dubaju, czy Palo Alto - trudniej.
Igor Janke
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka