To, co dziś dzieje się na polskich ulicach, to coś znacznie większego i głębszego niż walka o prawo do aborcji, czy kolejny protest ludzi niezadowolonych z rządów PiS. Przekonywanie o tym, że teraz wyszło w Warszawie sto tysięcy ludzi, a kilka lat temu na demonstracje przyjeżdżało co najmniej tyle samo, jeśli nie więcej, podobnie jak na Marsze Niepodległości, to pocieszanie się i mydlenie oczu. I nie chodzi mi o to, czy obecny rząd przetrwa tę nawałnicę. Myślę, że przetrwa, choć poważnie się osłabi, a czy za rok odzyska siłę, tego nikt dziś nie wie. Dzieje się jednak coś dużo ważniejszego i głębszego.
Na ulice setek miast – nie tylko Warszawy – wyszło zupełnie nowe pokolenie. Pokolenie, które używa symboliki, języka, form demonstracji szokujących dla starszych generacji, także wszystkich tych, którzy organizowali antykomunistyczny bunt w latach 80. czy później uczestniczyli w różnego rodzaju demonstracjach. Ale tak naprawdę w ich rozumieniu, walczą o to samo. „Nam chodzi o wolność” – powiedział mi kilka dni temu pewien 18-latek. Jakkolwiek trudno to zrozumieć wielu z nas, im chodzi o wolność. Oni czują, że ktoś im ją zabiera i bezradni, wściekli wykrzykują to w formie, którą uważają za stosowną i odpowiednią.
Język i symbole
Niedawno zadzwonił do mnie kolega, za komuny działacz NZS, dziś radykalny przeciwnik PiS. Oczywiście popiera demonstrujących, ale jednocześnie jest zaszokowanych ich formą. - Pamiętasz, przecież myśmy nigdy nie krzyczeli „Komuniści wypierdalać!”, czy „Jebać komunę!”, nikt takich haseł nie malował na murach. Myśmy mówili: „Precz z komuną” – to był nasz język. Przez kolejne 30 lat, nawet najbardziej wściekli przeciwnicy Kwaśniewskiego, Wałęsy, AWS, SLD, Platformy i na koniec PiS nigdy takiego języka nie używali. Przeklinali prawie wszyscy i zawsze, ale było to zastrzeżone do strefy prywatnej. Granica była jasna. Wulgarności w radiu i telewizji były zastępowane dźwiękiem piiiiiiii…
Niejedna to przekroczona granica. Nikt nigdy do tej pory w najnowszej historii Polski nie wkroczył do świątyni w celu innym niż modlitwa czy zwiedzanie, nikt nie próbował nawet niszczyć kościołów, malować ich murów. Symbole religijne – nie tylko katolickie były przez lata nietykalne. Nawet komunistyczne ZOMO, choć w reżimie totalitarnym mogło robić praktycznie wszystko bezkarnie, nie decydowało się na wejście do kościołów. Pałowani i oblewani wodą przez milicję demonstranci za komuny po przekroczeniu bramy kościołów mogli czuć się bezpieczni. Tlący się od lat antyklerykalizm nigdy nie przybierał form fizycznej agresji.
Dziś sztandarową pieśnią demonstrantów jest imprezowa melodia zawierająca słowa do tej pory dopuszczalne tylko na stadionach piłkarskich. Dziś można profanować symbole religijne, malować pomniki, mury kościołów i – rzecz nigdy do tej pory nie do pomyślenia - nie tylko wchodzić do świątyni, ale ingerować i przerywać katolickie nabożeństwa. Uczucia religijne katolików, w kraju uchodzącym za katolicki, są masowo deptane. Rewolucja kulturowa postępuje w tempie zastraszającym i szokującym dla tradycyjnej części społeczeństwa. Co się stało?
Tłumaczenie, że to podjudzanie przez opozycję, zachodnich lewicowców, organizacje LGBT jest zamazywaniem rzeczywistości. To nie jest akcja grupki radykalnych lewaków, doktorantów z Krytyki Politycznej, zdesperowanych gejów i lesbijek. To masowy bunt, który zapoczątkowały kobiety, bo iskrą była oczywiście decyzja Trybunału Konstytucyjnego dotycząca aborcji, ale który trafił w emocje setek tysięcy bardzo młodych ludzi. Decyzja Trybunału została potraktowana jako gwałt symboliczny, kolejny krok na drodze do obierania wolności. Nawet jeśli wydaje się to nam bezrozumne, nie oddające rzeczywistości, to dla młodych ludzi to walka o ich wolność. Oni tak to odczuwają.
Pokolenie photoshopu. Wszystko teraz i bez ograniczeń
To pokolenie wychowane ze smartfonem w ręce, a w każdym razie z nieograniczonym dostępem do internetu od najmłodszych lat. To pierwsze w historii świata pokolenie poddane tak potężnej fali informacji, dezinformacji, prostego dostępu do pornografii, przepisów na produkcję i używanie narkotyków, opisów pięknego nierealnego świata, w którym każdy może mieć piękną brykę, dom z basenem, w którym wszystkie dziewczyny są zgrabne, mają piękne piersi, a wszyscy mężczyźni mają świetne zbudowane torsy. Świata, w którym można mieć kilka żyć i kliknięciem palca przeskoczyć na następny level. Photoshop i gry odrealniły ich świat. Pokolenie poddane potężnej presji marketingowej, przekonaniu, że wszystko mogę mieć tu i teraz w dowolnej ilości.
I to pokolenie zderza się boleśnie z brutalną rzeczywistością. Mieszkam w bloku z rodzicami, bryka taty nie jest tak luksusowa, moje piersi małe, jestem otyła, a moja twarz nie taka jak na milionach zdjęć z sieci. Brutalna komunikacja na messengerze z rówieśnikami, bolesny hejt, mniej niż poprzednie pokolenia normalnych, fizycznych kontaktów na podwórku. Wielka narastająca frustracja, skutkująca depresjami, samobójstwami w najbardziej radyklanych przypadkach, a w wersji łagodnej wściekłość i samotność.
Podobno mogę mieć wszystko, teraz, już, bez ograniczeń, a po za tym, że tego wszystkiego nie mam, nie jestem tak silny i piękny to jeszcze ta władza co kawałek mi coś zabiera i mnie poucza. Seks jest na wyciagnięcie ręki, a w szkole zabierają nawet edukacje seksualną. Telewizji co prawda nie oglądam, ale słyszę, że robią tam wodę z mózgu i wyrzucają ciągle nieprawomyślnych dziennikarzy. Zakazują aborcji (choć niekoniecznie muszę wiedzieć o co chodzi), ale zakazują mi czegoś, co dotyczy mnie i mojej wolności. A przecież wszystko mogę mieć tu i teraz…
Nastolatkowie, a teraz już 20-latkowie odjeżdżają szybko w zupełnie inną stronę niż obecnie dominujący establishment, który do kompletnie nie znalazł z nimi wspólnego języka. Podobnie jak ich rodzice… A duchowni, księża, którzy mieli wpływ na bardzo wielu dzisiejszych 40-, 50-, 60-latków, nie tylko nie mają wspólnego języka, ale nie znaleźli żadnego pola porozumienia. Oni zniknęli z ich rzeczywistości. Dla części tego pokolenia stali się najgorszym symbolicznym opresorem, a lepszym wypadku kimś pogardzanym i omijanym szerokim łukiem.
Pedofilia i maybach
Kiedy pojawił się pierwszy film Tomasza Sekielskiego, w rozmowach ze znajomymi przewidywałem, że będzie on miał potężny, choć odłożony w czasie wpływ na rzeczywistość. Nie polityczny ale kulturowy. W kilka, kilkanaście lat polskie kościoły mogą wyglądać zupełnie inaczej, będą puste jak te we Francji, czy Niemczech – przewidywałem. Miałem racje tylko po części. To stało się dużo szybciej. I Kościół niestety na to ciężko zapracował. Brak reakcji, choć może lepiej powiedzieć żałosna reakcja wywołała jeszcze większy efekt. Wywiad jakiego Piotrowi Kraśce udzielił w TVN abp Stanisław Dziwisz był dramatycznie smutną dla wielu katolików puentą. Jeden z symboli polskiego Kościoła zachował się w sposób, który u mnie umiarkowanego katolika – mógł wywołać smutek, ale u wielu zwłaszcza młodych ludzi, mógł wywołać tylko wściekłość. – Jak oni, którzy kryją i nie chcą rozliczać z haniebnych zbrodni mogą nas jakkolwiek pouczać o moralności, życiu poczętym, o tym co dobre i złe – słyszę.
Przepaść miedzy tym, jak moje pokolenie postrzegało Kościół, którego symbolem był ksiądz Jerzy i Jan Paweł II a tym, jak młodzi ludzie postrzegają dziś ojca Rydzyka, Dziwisza, czy Jędraszewskiego, to przepaść wielka jak Rów Mariański. Nasze imaginarium jest kompletnie inne. Dla nas kościół był oazą, dla wielu z nich jest świątynią oszustwa i hipokryzji.
To ci młodzi ludzie, wychowani ze smartfonem, rozmawiający o (prawdziwym czy nie) maybachu redemptorysty i skrywanej pedofilii tańczą dziś na ulicach w rytmicznej ekstazie powtarzając refren „Jebaaaać PiiiiiS..” Oglądali w sieci jak zbuntowani Amerykanie walczą na ulicach, jak malują mury i zwalają pomniki, bo przecież Black Lives Matter, poczuli, że ich życie też ma znaczenie i też są wściekli na to, co się dzieje wokół nich. Filmiki obejrzane na Youtubie rozpaliły ich wyobraźnię. Też możemy więcej i ostrzej...
Czy oni są gorsi od nas? W niczym. Buntują się przeciwko temu, co uważają za nieprawe, niezrozumiałe, ograniczające ich wolność. Nie znaleźliśmy sposobu, by przebić się przez miliony komunikatów z Youtuba z naszym przekazem, światem naszych wartości. Być może pokonała nas technologia, może nasza własna słabość.
Polska jest tu i tam
Najgorszą jednak rzeczą jest ograniczanie się do potępianie ich za to, co oni rozumieją jako walkę o swoją wolność. Musimy odnaleźć język do rozmowy, potraktować ich poważnie, zwłaszcza, że siła i przyszłość jest po ich stronie. Mamy dziś w Polsce prawdopodobnie do czynienia rewolucją kulturową na miarę 1968 roku w Ameryce i Francji. To rewolucja, która zmienia nasz świat na wiele lat. Tak jak wtedy, tak i teraz – ten bunt jest autentyczny i głęboki. Dziś, po wielu miesiącach zamknięcia w covidowym lockdownie, który też zapewne postrzegają jako kawałek opresji narzuconej im przez obecna władzę – którą rozumieją szeroko – wykrzykują swoją wściekłość.
Elity polityczne – ani obecnej władzy ani dużej części opozycji – nie są dla nich atrakcyjne, nie maja dla nich żadnej propozycji. To, nad czym warto pracować, to odzyskanie zdolności do porozumiewania się, do rozmowy. Nie do zgody, ale do tego, by móc wyjść poza wymianę komunikatów: „Jebać PiS” – „Ratujmy przed barbarią Kościół i Ojczyznę”.
Tam są nasze dzieci i nasi sąsiedzi. Polska jest i tu i tam.
Autor podcastu Układ Otwarty. Prezes niezależnego think tanku Instytut Wolności
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo