Panie Czarku, Miły,
Może jestem poczciwa, ale trzeźwo myśląca i raczej systemowo. Nadto zawsze byłam zwolenniczką lustracji, ale dokonywanej indywidualnie uwzględniając okoliczności danej osoby.
Podobnie jak Pan, uważam, że informacje o kulisach naszej transformacji, uwłaszczaniu nomenklatury w prasie, gospodarce, bankach, biznesie itd - są absolutnie niezbędne ! Historie wielkich karier, banków, prywatyzacji, po których następowała likwidacja nie tylko zakładu, ale gałęzi przemysłu - czekają na swoich autorów. Kto podejmował decyzje, kto obejmował kluczowe stanowiska w zarządach, radach nadzorczych, kto się na tym wzbogacił? Jaki procent , rodzącej klasy średniej stanowiła postkomunistyczna nomenklatura, a jaki nowi ludzie?
Jednak mnie nie odpowiada technika, jaka zastosowali autorzy książki "Resortowe dzieci". Tu nie wystarczą wyrywkowe informacje z wyrwanych okresów. Jak to przebiegało? Jaki jest stan na dzisiaj. Tylko wtedy ujawnimy mechanizm systemowy.
Prasa i media są materią szczególną, bo to one kształtują wyobraźnię zbiorową i opinię publiczną. Nie jest obojętne, kto wyznaczał tzw. linię programową zwłaszcza w tytułach wysokonakładowych i stacjach o największej słuchalności i oglądalności. W pierwszym rzędzie potrzebne są badania składów zespołów redakcyjnych i naczelnych. Ilu było z rodowodem postkomunistycznym , a ilu bez ? Ilu byłych członków PZPR? Takie dane powinni zebrać socjologowie. Dziennikarze, autorzy opracowań drążą dalej : jaki przekaz wychodził z tych zespołów w okresach ważnych debat np. o ustawie lustracyjnej i dekomunzacyjnej. Jak pokazywano stosunki polsko - rosyjskie ? Czy każdy bywszy członek partii był przeciwko lustracji i lansował uległość wobec Rosji ? Wtedy wyniki będą niepodważalne.
Książka "Resortowe dzieci" to wielki misz masz. Nie ma danych porównawczych. Dużo ciekawych informacji z historii prasy, radia i wchodzących na rynek nowych graczy - prywatnych stacji telewizyjnych, wszystko interesujące, ale wyrywkowe. O czym zatem jest ? Tytuł książki wskazuje, że chodzi o dziennikarzy wywodzących się z domów pracowników SB, wysokich urzędników partyjnych lub inaczej związanych z władzą komunistyczną, ale to zaledwie garstka. Do worka "Resortowe dzieci" wrzucono TW, którzy ochoczo pisali raporty (a może pochodzili z dobrych rodzin?), Kontakty operacyjne (KO) od których SB uzyskiwała informacje, za ich wiedzą lub nie, tego nie wiemy, osoby posiadające teczki "Kandydat na TW", ale bez dokumentów , że donosili, członków orgazacji partyjnych w redakcji. Wystarczyło być członkiem KZ PZPR, mieć praktykę studencką w Moskwie, należeć do organizacji studenckiej o nazwie ZSMP, by znaleźć sie wśród "dzieci resortowych". ( str.307) Nie mówię już o osobach, które szntażowano sprawami osobistymi.
Pan powie, to wszystko jedno, bo chodzi o "systemowy apekt masowości uwikłania". To proszę sie rozejrzeć, ile osób z Pana rodziny bliższej i dalszej tamtego pokolenia należało do PZPR lub ZSMP i miało kierownicze stanowiska ? Rzuci Pan na nich kamieniem jak robią to internauci ?( Ciekawe, że nie tropi się SB-ków, systemu i ludzi, którzy nim kierowali.)
Reasumując, warto badać przeszłość, warto znać podstawowe dane, wg określonego kryterium. Czekam, żeby socjologowie rozpoczęli w tej sprawie poważne profesjonalne projekty.
P.S. W tych próbach rozliczania PRL-u ciągle brak drugiej strony tj. uczciwych zwierzeń tych, którym łamano smienia lub którzy uwierzyli w tamten system i jego metody. Mam tu na myśli starsze pokolenie. Nie starczyło odwagi cywilnej, by dać nam choćby takie zadośćuczynienie.
Ten blog jest miejscem debaty o mediach, które wpływają na nasze myślenie, ale nie tylko.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka