Wbrew bredniom neopogan w naszym kraju przedchrześcijańskie wierzenia Słowian nie dotrwały do naszych czasów. Współczesne neopogaństwo w Polsce to owoc fantazji z XIX i XX wieku. Realnie jedyne, o czym wiemy to folklor, który w pewnym stopniu udało się zbadać i opisać w XIX i XX wieku, choć zanikał i absorbował treści z popkultury już w wieku XVIII.
Jan Bodakowski
Słowiańskie upiory choroby i śmierci
Wbrew bredniom neopogan w naszym kraju przedchrześcijańskie wierzenia Słowian nie dotrwały do naszych czasów. Współczesne neopogaństwo w Polsce to owoc fantazji z XIX i XX wieku. Realnie jedyne, o czym wiemy to folklor, który w pewnym stopniu udało się zbadać i opisać w XIX i XX wieku, choć zanikał i absorbował treści z popkultury już w wieku XVIII.
Profesor Bohdan Baranowski, nieżyjący już orientalista i etnograf, autor licznych publikacji o kulturze ludowej ziem polskich, w swojej (pochodzącej z 1981 roku, i) wznowionej przez wydawnictwo Replika książce „W kręgu upiorów i wilkołaków. Demonologia słowiańska” (pracy świetnej, choć zawierającej propagandowe komunistyczne komentarze) wśród wielu demonów, w jakie wierzyli mieszkańcy ziem polskich, opisał również i demony chorób i śmierci. Wierzenia te były równie irracjonalne, jak dzisiejsze wierzenia covidian propagowane przez polityków i media.
Demony owe miały roznosić choroby zakaźne. Prócz demonów chorób i śmierci miały to też robić diabły, czarownice, demony powietrza, upiory, boginki, mamuny, południce i zmory. Lud, by bronić się przed zarazą, mordował osoby podejrzewane o zsyłanie zarazy (dziś na razie wprowadzana jest segregacja sanitarna). Wierzenia w demony śmierci i chorób zanikły w XIX i XX wieku – jednak nie trudno nie dostrzec, że takie irracjonalne przesądy powróciły za sprawą polityków i mediów w XXI wieku w postaci covidianizmu.
Demonami chorób i śmierci były morowe dziewice – ich pojawienie się zwiastowało rozszerzenie się groźnej choroby – moru. Morową dziewicę można było rozpoznać po wyglądzie – była blada, bardzo wysoka, chuda, ubrana w białe szaty lub okryta białym całunem. Morowice przychodziły nie wiadomo skąd (dziś nie wiadomo skąd mieści się na targu w chińskim Wuhan) i ściskały człowieka od wewnątrz. Wiara w dziewice moru najdłużej przetrwała na Mazowszu i Podlasiu – w postaci wiary w szpetną staruchę, wysoką z olbrzymimi wytrzeszczonymi zębami, ubraną w białą lub czarną połataną suknie, która nosiła płachtę, z której rozsiewała zarazę (w dzisiejszych wierzeniach ciemnego ludu taką rolę odgrywają niezaszczepieni, antyszczepionkowcy czy inni foliarze).
W XX wieku demon choroby był w folklorze przedstawiany w nowy sposób – jako wysoki i chudy starzec, o czerwonej spoconej twarzy i bladych oczach, ubrany w czarny garnitur, białą koszulę i czerwony krawat, albo jako chuda i bardzo brzydka dziewczyna, z włosami podobnymi do lnu oraz czerwonymi oczami, a także jako stara baba z zapadłą twarzą i czarnymi zębami, oraz jako jędza nosząca worek z chorobami, mająca żelazne nogi i zęby, niechlujną czarną suknię, a także jako biali lub zimni ludzie. Demony chorób zwierząt miały występować pod postacią maleńkiego człowieczka lub zwierzęcia.
Demonem śmierci i zimy była zaś marzanna. Zwano ją też śmierciuchą. Była topiona lub palona. Dziś w takim ludowym zwyczaju lewica dopatruje się antyfeminizmu i antysemityzmu. Lud chętnie do swojego folkloru wprowadzał elementy z kultury elitarnej np. wizerunek śmierci w postaci szkieletu wzięty z ikonografii katolickiej. Rodzimym symbolem żałoby ze słowiańszczyzny był kolor biały.
Podlasie z Białorusi zaadaptowało wizerunek śmierci jako wysokiej, chudej baby, z białą twarzą i olbrzymimi zębami. Nie miała ona pod skórą ciała tylko sam szkielet, którego kości grzechotały, gdy chodziła. Owa upiorna baba była ubrana w czarną płachtę lub podartą suknię. Niosła ze sobą worek, by wkładać do tego worka dusze ludzkie, które miały trafić do piekła lub czyśćca. Czasami zamiast worka miała rydel (wąską łopatę o zaokrąglonym lub zakończonym spiczasto ostrzu) będącą symbolem prac cmentarnych.
Czasami śmierć przedstawiano z kosą i młotkiem (służącym do zabijania), osękiem (długim drągiem zakończony metalowym hakiem), którym wyciągała duszę z ciała, lub w wielu innych postaciach.
Śmierć w wierzeniach ludowych była zła, okrutna i bezwzględna. Czasami dało się ją oszukać – jednak uwięzienie śmierci źle się kończyło i koniec końców trzeba było ją uwolnić. Śmierć wykonywać miała tylko wyroki boskie, asystować koło domu, w którym ktoś umierał. Informatorzy etnografów z XIX i XX wieków zarzekali się, że sami słyszeli lub widzieli śmierć.
Gdy śmierć stała u nóg chorego istniała możliwość ozdrowienia, gdy u głowy świadczyło to o niechybnym zgonie. Zwiastunem śmierci było stukanie w okno, trzaskanie drzwiami, utrata cienia, pojawienie się zwierząt. Dusza grzesznika lądowała w worku i trafiała do piekła. Dusza zbawionego pod postacią ptaka lub owada wzlatywała do nieba.
Jan Bodakowski
Inne tematy w dziale Kultura