Przemarsz organizowany w Warszawie przez Platformę Obywatelską 4 czerwca nie był wymierzony w rząd. Jego prawdziwym celem było osiągnięcie stanu hegemonii na opozycji.
„Wyobrażam sobie nieistniejące, a przecież możliwe kiedyś zdjęcie. Jesteśmy na nim wszyscy - Tusk i Olechowski, Płażyński i Gilowska, Bielecki i Lewandowski, Kilian i Drzewiecki, Protasiewicz i Schetyna, Rokita i ja. Teraz na fotografii prawie wszystkie krzesła są puste. Tylko jedno w pierwszym rzędzie jest zajęte. Siedzi na nim Tusk. Jest sam” - Paweł Piskorski, „Między nami liberałami. Rozmawia Michał Majewski.”
Dziś również można tak spojrzeć na opozycję, jak Paweł Piskorski prawie 10 lat temu patrzył na Platformę Obywatelską. Był Tusk, Trzaskowski, Budka, Hołownia, Kosiniak-Kamysz, Czarzasty, Zandberg. Teraz na rodzinnym (choć patchworkowa to rodzina) zdjęciu zostałby tylko lider PO. Nie bez przyczyny jednym z haseł pobocznych marszu była „Drużyna Tuska”. Nawet nie „drużyna Platformy” jak w 2007 roku, gdy na billboardach obok Tuska stali Hanna Gronkiewicz-Waltz, Bronisław Komorowski, Julia Pitera i Radosław Sikorski.
Trzaskowski owszem, dostał mikrofon na rozpoczęcie marszu, tak jak były Prezydent RP I laureat Nagrody Nobla Lech Wałęsa. Tusk nie ma innego wyboru jak od czasu do czasu posłużyć się wizerunkiem Trzaskowskiego, najpopularniejszego polityka swojej formacji. Także obecność Wałęsy, niewątpliwie postaci historycznej, mogła być atutem dla maszerujących sympatyków PO, zwłaszcza tych starszych, którzy dominowali liczebnie na wydarzeniu.
Swoje 5 minut dostali także przedstawiciele Lewicy, zaś liderzy Trzeciej Drogi Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia ograniczyli się do obecności w tłumie. Różnica tych postaw jest drugorzędna - pierwsi są aktorami drugoplanowymi a drudzy zaledwie statystami w długim i nudnym serialu o opozycji którego reżyserem jest już nie tyle kierownictwo Platformy, co Tusk osobiście.
Ten zaś z uporem godnym maniaka chce stać na czele Frontu Jedności Narodu przeciw PiS, którego to odsunięcie od władzy uważa za cel sam w sobie. Paradoksalnie jednak marsz ten może go od tego oddalić, gdy Trzecia Droga wystartuje w formie koalicji i nie przekroczy ośmioprocentowego progu wyborczego, powtarzając błąd Zjednoczonej Lewicy z 2015. Wówczas Tuskowi pozostanie hegemonia w obozie pokonanej armii, okopanej trzecią kadencję z rzędu w opozycyjnych ławach sejmowych. Choć i w nich będzie musiał mierzyć się z Konfederacją, której sondaże zbliżają się do poziomu 14 procent.
Inne tematy w dziale Polityka