Polityka to coś znacznie więcej niż leninowskie „kto kogo”. Zwycięstwo wyborcze to dopiero początek prawdziwych zwycięstw politycznych. Prezes PiS właśnie je odniósł, i zostanie ono z nim już na zawsze.
Nie ma bowiem chyba większego triumfu niż moment, w którym twój największy życiowy rywal przyjmuje twoją ideę jako swoją. Choć Platforma Obywatelska przez długie lata w opozycji zdążyła się pragmatycznie oswoić z polityką socjalną Prawa i Sprawiedliwości, to dopiero dziś, gdy Donald Tusk zamierza nie tylko dotrzymać PiS kroku, ale nawet wyprzedzić go w tej dziedzinie unaoczniła rozmiar zwycięstwa Jarosława Kaczyńskiego w narzucaniu swojej wizji państwa i społeczeństwa nie tylko w swoim obozie, ale w niemal całej klasie politycznej.
Istnieje rzecz jasna różnica między ideą Kaczyńskiego a refleksją Tuska. Ten pierwszy jest paternalistą, przybiera archetyp ojca narodu czuwającego nad dobrostanem obywateli i sprawiedliwym podziałem budżetowych środków. Ten drugi zaś - przypomina liberalne slogany o tym, że rząd nie ma własnych pieniędzy, i że to państwo, a nie Kaczyński osobiście te środki wypłaca. Różnica ta jest jednak uwarunkowana podziałem na rząd i opozycję, to ona wymusza jedną i drugą narrację, przesłanki ideologiczne odgrywają w niej drugorzędną rolę. Mogę wyobrazić sobie, że stosunek do 500 a teraz 800 plus mógłby być odwrócony wraz z odwróceniem sytuacji.
Jednak to Jarosław Kaczyński dokonał tej skromnej w porównaniu z zachodnią Europą, ale wielkiej w polskich warunkach rewolucji w polityce państwowej. Prosty program socjalny okazał się być chyba największym przełamaniem imposybilizmu III RP, w której jak dotąd resorty odpowiedzialne za finanse mówiły „nie da się” każdej nawet minimalnie ambitniej polityce, z tą społeczną na czele, zaś kolejne rządy mówiły tylko o zaciskaniu pasa. Zmiana ta, dziś ostatecznie ugruntowana, okazała się być niemalże cywilizacyjną, stawiającą Polskę w gronie państw dobrobytu.
Sięgając po analogie z innych ustrojów demokratycznych można przypomnieć, jak brytyjscy konserwatyści przyjęli osiągnięcia powojennego lewicowego rządu Partii Pracy i odwrotnie - labourzystów z czasów Blaira, którzy po epoce Thatcher ostatecznie pogodzili się z wieloma cechami gospodarki rynkowej. Dokonanie Jarosława Kaczyńskiego wydaje mi się dziś być równie przełomowe, a z czasem może ono mieć analogiczne znaczenie historyczne. Być może to właśnie tym najbardziej zapisze się w polskiej historii, niezależnie od wyniku nadchodzących wyborów. Niezależnie od tego kto będzie rządził, będzie podążał wyznaczonym przez Kaczyńskiego kursem.
Inne tematy w dziale Polityka