Według wyników sondażu Kantar dla tygodnika "Polityka" 42 procent badanych Polaków deklaruje, że tegoroczne wybory do Sejmu i Senatu będą tak istotne jak te z 4 czerwca 1989, zaś według kolejnych 33 procent będą one nawet ważniejsze. To zupełnie bezpodstawne uczucie, wynikajace z absurdalnego poziomu emocjonalnego jaki osiągnęła polska debata publiczna
Sytuacja jest bowiem nieporównywalna. Przede wszystkim, wybory kontraktowe byly pierwszą wolną (do Sejmu tylko częściowo) elekcją po II wojnie światowej. Biorąc pod uwagę że tak zwane wybory brzeskie z 1930 roku ograniczyły możliwość startu ugrupowań opozycyjnych wobec BBWR, a kolejne odbywajace sie już na mocy konstytucji kwietniowej miały z demokracją niewiele wspólnego można postawić tezę, że wybory do Senatu byly najbardziej demokratycznymi od 1922, a do Sejmu od 1930. Tymczasem w tym roku Polacy posiadający czynne prawo wyborcze będą mogli zagłosować dokładnie tak jak zaledwie trzy lata wcześniej w wyborach prezydenckich, cztery lata wcześniej do Sejmu, Senatu i Parlamentu Europejskiego i tak dalej. Niemal wszyscy wyborcy z 1989 roku głosowali w demokratycznych wyborach po raz pierwszy w zyciu.
Inny jest również spór polityczny. W czerwcu 1989 roku, choc nie bylo to ustaleniem okrągłego stołu, wybierano miedzy represyjnym systemem komunistycznym a demokracją. Jak wspominał Jacek Kuron byl co prawda zdumiony gdy po oszałamiającym zwycięstwie Solidarności zdał sobie sprawe, że wyborcy głosowali na drużynę Lecha Walesy aby ta przejęła władzę, nie zaś była nowym, legalnym komponentem opozycyjnym wkomponowanym w PRL. Tak czy owak, Polacy po raz pierwszy otrzymali demokratyczną możliwość oceny dotychczasowego ustroju i rządów partii komunistycznej, nie licząc referendum z 1987 roku którego pytania sprowadzały się jednak do kwestii ekonomicznych. Tymczasem pod obecnymi rządami PiS jest to piąta z kolei okazja by moc dać wladzy żółtą bądź czerwoną kartkę, a także druga by ją tejże wladzy zwyczajnie pozbawić i doprowadzić do powstania nowego rządu. Władzy - dodajmy, ktora została przecież demokratycznie wybrana w 2015 i 2019 roku i poddająca sie demokratycznej weryfikacji na mocy Konstytucji RP, a nie w slafszowanych wyborach osłanianych przez UB i utrzymywaną za pomocą SB i ZOMO która porozumiała sie z opozycją dopiero wtedy, gdy doprowadziła Polskę na skraj przepaści.
Także różnica w sytuacji ekonomicznej pomiędzy 1989 a 2023 rokiem jest równie wielka jak w przypadku sytuacji politycznej i ustrojowej. Pod koniec lat 80tych gospodarka znajdowala sie w stanie stagnacji, ponad 80 procent produktów było niedostepnych na rynku. Polska gospodarka była okradana przez niekorzystne dla nas umowy handlowe z ZSRR, zaś w kwestii zadłużenia zagranicznego znajdowała sie w stanie niewypłacalności. Wskaźnik inflacji w 1988 roku wynosil 60 procent, a po wprowadzeniu indeksacji plac przez rząd Rakowskiego doszlo do hiperinflacji na poziomie ponad 250 procent. Nie sposob poważnie zestawiać tego z obecną sytuacją, nawet jeżeli obecny wskaźnik inflacji jest stosunkowo wysoki w porownaniu do państw Europy Zachodniej, a Polska spada nieznacznie w europejskim rankingu sily nabywczej. Polska gospodarka jest co do zasady zdrowa, nie występują w niej żadne patologiczne problemy, jest to gospodarka rynkowa ze wszystkimi jej zaletami, nie występują w niej kartki, nie stoimy w wielogodzinnych kolejkach, nie brakuje podstawowych produktow na półkach sklepowych. Ani rządzący PiS ani walcząca o władzę opozycja nie są w stanie tego stanu rzeczy zmienić.
Jedyna analogia jaką mogę dostrzec między 1989 a 2023 rokiem to brak całościowej wizji i szczegółowego programu, ktory cechował zarówno Komitet Obywatelski Solidarność jak i dzisiejszy najwiekszy blok opozycyjny. Jest w tym pewna logika - skoro lekiem na całe zło ma być odsunięcie PiS od władzy, to solidny i konkretny program polityczny wydaje się być Koalicji Obywatelskiej zbędny, co zresztą politycy tej partii wprost przyznają. Tyle tylko, że w 1989 Solidarnosc nawet nie marzyła o przejęciu wladzy, ktora zgodnie z ustaleniami Okrągłego Stołu miała być zagwarantowana dla Jaruzelskiego jako prezydenta oraz PZPR i ugrupowan satelickich. Dopiero skala zwycięstwa Solidarności wraz z przekabaceniem SD i ZSL odwróciło logikę tej sytuacji, choć nawet wtedy Tadeusz Mazowiecki w swoim znamiennym artykule "Spiesz się powoli" wykazywał, że Solidarność nie posiada całościowego programu. Natomiast ugrupowanie Tuska jest normalną koalicją polityczną działającą w warukach w pelni demokratycznych, mogącą według obecnych sondaży spodziewać się udziału we wladzy po najbliższych wyborach. Opinia publiczna powinna zatem oczekiwać od KO przedstawienia jasnego planu na sprawowanie tejże władzy. Niestety, znacznie prostsze jest nakręcanie histerii i odwoływanie się do patetycznych emocji i tworzenie nieusprawiedliwionych analogii historycznych, w czym część mediów zaangażowanych po stronie opozycyjnej chętnie uczestniczy.
Inne tematy w dziale Polityka