W Głownie na rynku stał Afrykanin
W czerwonym fraku, w cylindrze białym,
A miał do tego żółtą krawatkę
I pantalony obcisłe, w kratkę.
Nikt takich ślicznych nie widział tu lic,
Szli tedy ludzie ze wszystkich ulic,
Bowiem dziwiło ich niewymownie,
Że Afrykanin zjawił się w Głownie.
Nawet aptekę zamknął aptekarz
Krzycząc na żonę: "Chodź! Czemu zwlekasz?"
I biegła młodzież, harcerska drużyna,
Żeby zobaczyć Afrykanina.
Trzej kolejarze wyszli z gospody,
Bo jeszcze takiej nie znali mody,
I rzekł z nich jeden, najbardziej krępy:
"Pewno przyjechał cyrk na występy."
Syn milicjanta przez okno darł się,
Że tacy chyba żyją na Marsie.
Wstyd było ojcu, że się tak syn drze
Widząc Afrykanina w dużym cylindrze.
A to się wszystko stało dlatego,
Że Afrykanin niegdyś był mym kolegą
I ustaliłem z nim nieodzownie,
Że się spotkamy za pięć lat w Głownie.
Pięć lat minęło. Afrykanin z daleka
Przybył i na mnie na rynku czeka,
A ja pociągiem jadę z Lublina,
Żeby powitać Afrykanina.
Inne tematy w dziale Rozmaitości