Ilekroć oglądam wajdowską ekranizację powieści Reymonta Ziemia Obiecana zawsze zastanawiam się, czy powstanie kiedyś nowa, trzecia już ekranizacja. Dlaczego?
Scenariusze obydwu dotychczasowych wersji w dość istotny sposób odbiegają od powieści.
Tą z okresu międzywojennego w stosunku do powieści różniło zakończenie. Główny bohater – Karol Borowiecki (Junosza-Stępowski) pobiera się z Anką (J. Smosarska) i wiodą w Łodzi szczęśliwe życie rodzinne. Taki scenariusz wskazuje, że tu, w mieście Łodzi pochodzący ze szlachty polski przemysłowiec mógł pobrać się z polską szlachcianką bez uszczerbku dla kariery przemysłowca. Że jednak, pomimo rozlicznych przeciwności, można...
Scenariusz wajdowskiej ekranizacji Ziemi Obiecanej wydaje się być wierny powieści. Są to jednak pozory. Najlepszym przykładem są filmowe dzieje rodziny Trawińskich w porównaniu z dziejami powieściowymi.
Małżonkowie Trawińscy to postacie drugoplanowe, epizodycznie pojawiające się na ekranie. Trawiński, podobnie jak Borowiecki pochodził z polskiej szlachty i bardziej z nakazu ojca niż w własnej woli zajął się działalnością przemysłowa w Łodzi. Mieszka tu z żoną – kobietą rozmiłowaną w dziełach sztuki, tudzież w przedmiotach zbytku. W interesach nie szło mu jednak najlepiej i popadłszy w jakieś wekslowe tarapaty szukał rozpaczliwie pomocy. U małżonki nie mógł liczyć na zrozumienie, tym bardziej, że ta sprowadziła z zagranicy nowy przedmiot zbytku. Gorączkowo poszukuje Borowieckiego, lecz ten, słysząc o kłopotach radzi mu środki zaradcze nie do zaakceptowania... Na pytanie, co być zrobił na moim miejscu, Borowiecki bardziej zinteresowany pracą maszyn Buholza niż kłopotami Trawińskiemu rzuca: „Chyba bym sobie w łeb palnął...” Trawiński, po pożegnaniu się z żoną, osamotniony „korzysta” z rady Borowieckiego... Epilogiem tego wydarzenia, było spotkanie Borowieckiego z wdową po Trawińskim i jego pół-osieroconą córeczką. Wdowa z córką stołowały się w garkuchni prowadzonej przez siostry zakonne, w miejscu skadinąd przedstawionym w sposób karykaturalny. Filmowy Borowiecki wykazał zimną obojętność wobec aktualnej kondycji pani Trawinskiej, nie zdobywając się wobec niej, poza ukłonem i pozdrowieniem na cokolwiek więcej.
Tymczasem na kartach reymontowskiej powieści tarapaty finansowe Trawińskiego i ich rozwiązanie było zupełnie inne. Pod koniec dnia, w którym Trawiński złożył wizytę Borowieckiemu był przez niego intensywnie poszukiwany. Okazało się, że Borowiecki po podliczeniu swoich aktywów stwierdził, że może wesprzeć finansowo przyjaciela. Udało mu się dotrzeć do niego na czas, zanim ten postanowił rozwiązać swoje problemy przy użyciu broni palnej. Zresztą z powieści Reymonta nie wynika, aby w ogóle Trawiński z takim zamiarem się nosił.
Dzięki pomocy Borowieckiego, Trawińscy dalej wiedli w Łodzi normalne życie, zaś pani Trawińska nie tylko nie musiała korzystać z placówek charytatywnych, ale sama wraz z przyjaciółkami taką placówkę prowadziła. Przyjaźniła się z nią także Hanka, zarówno w okresie narzeczeństwa z Borowieckim, jak i po rozstaniu się z nim.
Obok wypaczonego obrazu rodziny Trawińskich, także działalność charytatywna instytucji kościelnych, jak już wspomniano w wajdowskiej wersji przybiera obraz karykaturalny. Obraz ten mógł stać się wzorem dla twórcy pewnej współczesnej komedii, w której ukazano warunki w tanich placówkach zbiorowego żywienia w socrealizmie. Reymont takich przybytków nie przedstawiła na kartach powieści, skąd się znalazł w wajdowskiej wersji, tego nie wie nikt.
Oczywiście, powie ktoś, że autor scenariusza nie jest związany powieścią, która to ma zostać zekranizowana. Może wprowadzać pewne modyfikacje, skróty, uproszczenia. Oczywiście, że może, ale zmiany nie powinny wypaczać sensu powieści przenoszonej na ekran.
Analizując odmienności filmowej Ziemi Obiecanej w stosunku do reymontowskiej powieści, odnoszę przykre wrażenie, że wprowadzenie ich nie było pokierowane chęcią uproszczenia fabuły, czy też eliminacji wątku epizodycznego. Cel ich był taki, jaki końcowy efekt osiągnięty przez ich wprowadzenie. W ich wyniku powstał film o wymowie bardzo nieprzychylnej dla Polaków, wręcz film antypolski. Ukazano bowiem łódzkie środowisko polskich przemysłowców, wywodzących się ze szlachty, jako konglomerat ludzi już to nieudolnych w prowadzeniu biznesu, już to egoistycznych i obojętnych na los rodaków. Na kartach powieści obraz jest inny: widzimy Polaków zmagających się z trudnymi warunkami, ale jednak potrafiących prowadzić swoje biznesy. Widzimy ludzi, którym los drugiego Polaka nie jest obojętny, i któremu w imię solidarności narodowej, są gotowi, w miarę swoich możliwości pomóc.
W wajdowskiej Ziemi Obiecanej polskość została pokazana w sposób kłamliwy, w sposób deprecjonujący jej wartość.Ohydną wprost jest scena, kiedy Borowiecki nakazuje rosyjskim kozakom strzelać do robotników... Reymontowi by to do głowy nie przyszło.Również Kościół został ukazany w sposób karykaturalny, czy to poprzez wiejskiego proboszcza – amatora rozrywek karcianych i wina, czy też poprzez ukazany sposób w jaki siostry zakonne miały udzielać ubogim pomocy charytatywnej.
Dlaczego Wajda zdecydował się na taki manewr? Podobno chciał aby środowiska żydowskie wypadły w jego wersji Ziemi Obiecanej lepiej niż na kartach powieści. Aby ten cel uzyskać, środowiska polskie i katolickie należało przedstawić w świetle o wiele gorszym, niż uczynił to Reymont. To było o wiele łatwiejsze, niż „koloryzowanie” postaci żydowskich.
Wszystko to każe mi oczekiwać powstania nowej, niezakłamanej ekranizacji Ziemi Obiecanej…
Dlaczego o tym napisałem? Oczywiście z mojego naturalnego pragnienia jako łodzianina, aby doszło do ekranizacji Ziemi Obiecanej w sposób wiernie przedstawiający powieść Reymonta. Ale nie tylko. Otóż, Andrzej Wajda od jakiegoś czasu zapowiada „zrobienie” filmu o Lechu Wałęsie. Aż boję się pomyśleć, kto w tym filmie może być przedstawiony kłamliwie, a czyja rola w życiu gdańskiego stoczniowca zostanie „naddowartościowana”.
Inne tematy w dziale Kultura