Wczoraj nasi siatkarze w meczu o 3. miejsce mistrzostw Europy w Wiedniu pokonali Rosję 3:1, zdobywając brązowy medal. Uczciwie przyznam, że nie byłem optymistą. Po klęsce z Włochami w meczu półfinałowym nie liczyłem na jakąś nagłą metamorfozę, z soboty na niedzielę. Poza tym zapoznałem się ze statystykami. Nigdy wcześniej z Rosją na ME nie wygraliśmy (6 porażek). Z ZSRR też zresztą nie było dużo lepiej - tylko 2 zwycięstwa w 14 meczach. Lepiej nam szło na mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich. Wystarczy wspomnieć pamiętny finał olimpiady w Motrealu (1976).
Poza tym Rosja uważana była za głównego faworyta mistrzostw i jej porażkę z Serbią w półfinale uznano zgoła za sensację. Co gorsza, Polska zagrała na tych mistrzostwach - z różnych względów - w dość rezerwowym składzie. Zabrakło kilku czołowych zawodników (kontuzje czy też odmowa gry w kadrze na tej imprezie). To jest zresztą temat na osobny felieton. Odmowa gry w kadrze, ze względu na "przemęczenie". Różne są opinie, generalnie przeważa zdecydowana krytyka takiego zachowania. Mam osobiście inne zdanie. Z niewolnika nie ma robotnika. Lepiej, jak ktoś postawi sprawę jasno, że preferencją są dla niego występy w klubie (jak choćby Radek Sobolewski, piłkarz Wisły Kraków, wychowanek Jagiellonii) niźli miałby jechać na te mistrzostwa i tam się "oszczędzać", pozorować grę. Gra w reprezentacji narodowej jest zaszczytem i tak też powinna być traktowana. Zmuszanie kogoś do gry w kadrze to jakiś absurd. Tak więc, ja aż tak bardzo nie potępiam Mariusza Wlazłego i spółki ze Skry Bełchatów. Oni w końcu najlepiej znają możliwości własnego organizmu. A na chleb pracują jednak w klubie. Za grę w kadrze jakichś wielkich pieniędzy chyba nie dostają. Była to dobra okazja do sprawdzenia kilku zawodników z zaplecza i też stanowi to pewną wartość. Niech się ogrywają i nabierają doświadczenia na imprezach rangi mistrzowskiej. W sporcie o powodzeniu, zwłaszcza w grach zespołowych, decyduje tzw. "długa ławka".
Z drugiej strony, za przesadne uważam zachwyty nad 3. miejscem. Zwłaszcza, że bronilismy przecież tytułu mistrzowskiego. Poza tym pamiętam czasy, kiedy Polska zdobywała w siatkówce 5 razy z rzędu srebrny medal ME, przegrywając tylko z ZSRR (w latach 1975-83). To właśnie wtedy byliśmy prawdziwą siatkarską potęgą, nie tylko w skali Europy. Poczynając od czasów trenera Huberta Wagnera. Dzisiejszej kadrze brakuje jednak takiej regularności w osiąganiu znaczących sukcesów. Dlatego każdy medal cieszy. Choćby i brązowy. Zwłaszcza wywalczony dzięki zwycięstwu nad Rosją. Takie zwycięstwa mają dla nas wartość szczególną, ale już o tym pisałem w jednej z poprzednich notek, ilustrując to najbardziej spektakularnymi przykładami w historii polskiego sportu: Gest Kozakiewicza
Inne tematy w dziale Sport