Od kilku dni trwają mistrzostwa Europy w siatkówce. Organizowane wspólnie przez Czechy i Austrię (finał w Wiedniu). To jakaś nowa dziwaczna tradycja sportowa. Organizowanie tego typu imprez przez dwa państwa. O ile jestem to jeszcze w stanie zrozumieć w przypadku piłki nożnej (choć też tak duże państwa europejskie - jak Polska czy Ukraina - powinny być w stanie zorganizować taką imprezę samodzielnie), to już w przypadku siatkówki do zorganizowania mistrzostw Europy wystarczy posiadanie czterech hal sportowych. Powinno to być w stanie zorganizować w pojedynkę samo Mazowsze albo Śląsk. A tu się okazuje, że jest to zadanie ponad siły Austrii czy Republiki Czeskiej... Trudno to jakoś pojąć, "biez wodki nie razbieriosz"... Wspólnie to mogliby to organizować Luksemburg z Lichtensteinem... Albo Andorra z San Marino ;)
No ale mniejsza o większość.. Ktoś podjął taką dziwaczną decyzję. Przed rokiem Austria organizowała samodzielnie mistrzostwa Europy w piłce ręcznej i podołała organizacyjnie temu wyzwaniu. Może siatkówka jest po prostu grą bardziej skomplikowaną i stawiającą większe wyzwania organizatorom... A może chodziło raczej o to, aby zapewnić udział w tej imprezie dwóm drużynom, które inaczej nie byłyby w stanie zakwalifikować się na ME. Generalnie, maniera organizowania tego typu imprez w dwóch państwach w ogóle mi się nie podoba. Może następnym razem osiągniemy kolejny poziom absurdu i mistrzostwa Europy np. w koszykówce zorganizują wspólnie już nie dwa, ale trzy, albo nawet i cztery państwa. Na przykład kraje Trójkąta Wyszehradzkiego: Polska, Czechy, Słowacja i Węgry. W każdym kraju będzie grała jedna grupa, a finał można zorganizować np. w Londynie. Żeby było jeszcze bardziej "europejsko"...
Chciałem tu jednak poruszyć inny temat, stanowiący podobne wynaturzenie sportowe. Chodzi mi o dziwaczny regulamin ME w siatkówce. Zachęcający do manipulacji i zwykłego kombinatorstwa. W przypadku Polski, broniącej tytułu mistrzowskiego (!), po pierwszych dwóch meczach (Polska - Niemcy 3:1, Polska - Bułgaria 1:3) okazało się, że bardziej "opłaca się" przegrać niż wygrać ostatni mecz w grupie eliminacyjnej ze Słowacją. I to jest kompletne nieporozumienie oraz zaprzeczenie idei sportu. W przypadku zwycięstwa Polska trafiłaby w ćwierćfinale na silniejszego rywala (Rosja). Porażka we wczorajszym meczu w Pradze oznaczała (paradoksalnie) łatwiejszą drogę do strefy medalowej - baraż z Czechami (14.9.) oraz ćwierćfinał ze Słowacją, znacznie niżej notowaną od Rosji.
Kalkulacja była więc jasna dla każdego. Zwycięstwo nad Słowacją w ogóle nam się nie opłacało. No i, zgodnie z oczekiwaniami, ponieśliśmy ze Słowacją "zwycięską porażkę" 1:3. Tego jeszcze chyba w historii polskiego sportu nie było, przynajmniej na imprezach rangi mistrzostw Europy czy świata w grach zespołowych. Z historii znane nam są już dobrze "zwycięskie remisy", chociażby słynny mecz z Anglią na Wembley, który otworzył nam drogę do finałów piłkarskiego mundialu'74. Czy też "zwycięski remis" z ZSRR na mundialu'82 w Hiszpanii, oznaczający wtedy awans Polski do półfinałów.
W przypadku siatkówki taktyka "zwycięskich porażek" zaczyna być jednak jakąś niebezpieczną plagą. Wypaczającą ducha sportu. Źle się bawicie, panowie działacze. Podobnie absurdalny regulamin obowiązywał także na ostatnich mistrzostwach świata. Nie pamiętam szczegółów, ale też był taki mecz, który Polsce bardziej się opłacało przegrać. Żeby ułatwić sobie drogę do strefy medalowej. Polska zagrała jednak wtedy fair play, zgodnie z duchem sportu. Walczyła w każdym meczu o zwycięstwo. No i wyszliśmy na ostatnich "frajerów", bo inni nie mieli takich skrupułów moralnych. Jak się im bardziej kalkulowało przegrać, to po prostu przegrywali. Odpuszczali mecz.
"Nauka nie poszła w las" i teraz Polska już nie popełniła znowu tego samego błędu (ludzie uczą się na błędach). Przegrała ze Słowacją, dzięki czemu zagra być może w półfinale mistrzostw Europy, mimo słabej gry i znacznego osłabienia składu, w porównaniu z poprzednimi mistrzostwami w Turcji.
I tylko ze sportem ma to wszystko coraz mniej wspólnego. Te dziwaczne baraże, wymyślone przez działaczy FIVB, zabijają ducha sportu. W sporcie zawsze i wszędzie najbardziej powinno opłacać się zwycięstwo. Nigdy porażka, czy choćby nawet remis.
Krótko mówiąc, regulamin jest do dupy i trzeba go jak najszybciej zmienić. Dla dobra sportu.
Inne tematy w dziale Rozmaitości