Krótkie opowiadanie fantasy.
Dla mojej żony Ewy.
W mrocznych lasach, gdzie światło słońca ledwo przenikało przez gęste liście, młody Jakub Schmidt podróżował u boku swego opiekuna, sir Redlicha. Sir Redlich był nie tylko jego opiekunem, ale również wychowawcą, który nieustannie dzielił się swoją mądrością i doświadczeniem życiowym.
Podczas ich podróży, pan Redlich prowadził liczne rozmowy z Jakubem, często wprowadzając filozoficzne tematy, które rozszerzały horyzonty młodego chłopca. Dyskusje te prowadziły do refleksji nad naturą człowieczeństwa, moralnością i sensem życia.
W ciszy mrocznego lasu, gdzie odgłosy natury mieszają się ze szmerem liści, Jakub i sir Redlich prowadzili kolejną spokojną rozmowę o życiu, filozofii i ludzkiej naturze. Jakubowi fascynująco brzmiały słowa jego opiekuna, którym zawsze towarzyszyła głęboka mądrość.
- Sir Redlichu - zaczął Jakub, przerywając ciszę - czemu ludzie tak często walczą między sobą? Czy nie moglibyśmy żyć w pokoju?
Opiekun spojrzał na niego z wyrazem refleksji.
- To kwestia natury ludzkiej, mój drogi Jakubie - odpowiedział spokojnie - Człowiek często działa pod wpływem własnych pragnień, ambicji i lęków. To, co nas różni, czasem prowadzi do konfliktów.
- Chciałbym, aby świat był bardziej pokojowy - szepnął Jakub, patrząc w dal.
- Nie jesteś sam, młody przyjacielu - odparł Redlich, kładąc mu pocieszająco rękę na ramieniu - Wielu ludzi marzy o pokoju i harmonii. Dlatego musimy dążyć do tego, by nasze czyny prowadziły do dobra i sprawiedliwości.
Nagle, w cichym lesie przerwało spokojną rozmowę niespodziewane zgrzytanie gałęzi i dźwięk niepokojącego szelestu. Zadrżeli, czując, że coś złowrogiego zbliża się do nich z ciemności.
Obszarpani i brudni maruderzy, jak cienie wyszli z ukrycia, ich twarze były skryte pod mrocznymi maskami, które odbijały światło księżyca niczym złowieszcze oblicza z koszmarów. Jakub, czując adrenalinę pulsującą w żyłach, instynktownie chwycił za swój miecz, a sir Redlich stanął na baczność, gotowy do walki, z wyrazem determinacji na twarzy.
Po chaotycznej walce, gdzie odgłosy mieczy rozmazywały się z wrzaskami i łoskotem, odwaga i spryt stały się kluczowe. Pan Redlich, wznosząc swój miecz, wydawał rozkazy, prowadząc swoją skromną dwuosobową drużynę przez mrok bitwy. Jakub, wśród wirujących cieni i iskrzących się ostrzy, oddawał cios za ciosem, osłaniając się tarczą przed atakami nieprzyjaciół.
W mroku lasu, pełnym niepewności, walka była intensywna i brutalna. Każdy ruch, każdy oddech, wypełniony był grozą niebezpieczeństwa. Światło księżyca przebijające się przez gęste liście oświetlało scenę zniszczenia, gdzie krople krwi mieszały się z wilgotną ziemią.
Po długich chwilach napięcia i walki, pan Redlich i Jakub pozostali na polu bitwy jako zwycięzcy. Ich oddechy były ciężkie, a ich ciała pokryte potem i kurzem walki. Zdumieni, ale także wdzięczni za uratowane życie, zaczęli oczyszczać teren z pozostałości po maruderach i modląc się, by świt przyniósł spokój.
Gdy skończyli, Jakub przerwał milczenie.
- Sir Redlichu - zaczął, zbierając myśli - czy możemy tak po prostu zabrać rzeczy pokonanych?
Pan Redlich spojrzał na niego, zastanawiając się nad pytaniem młodego chłopca.
- Jakubie - powiedział po chwili - prawo mówi, że rzeczy należą się spadkobiercom, w pierwszej kolejności osobom najbliższym. W obecnej sytuacji, my jesteśmy najbliżej nich, więc to my jesteśmy ich spadkobiercami.
- To znaczy, że możemy zabrać to, co znaleźliśmy? - zapytał Jakub, starając się zrozumieć.
- Zgodnie z prawem, tak - odpowiedział pan Redlich.
Inne tematy w dziale Kultura