Jak z nieba spadł mi incydent z przystanku Woodstock. Nosiłem się bowiem z zamiarem napisania tekstu pod tytułem „O zaletach mordobicia”. Zanim jednak przedstawię swoje miałkie i ogólne refleksje, wypadałoby się odnieść do sytuacji z Przystanku Woodstock.
Gdzie jest rock’n’roll?
Zacznijmy od tego: nie można, za rozhisteryzowanymi mediami, rzeczywiście uznać tego „dutykania palicem” za pobicie, wtedy bowiem, należałoby wsadzać do więzienia wszystkich czułych kochanków, którzy lubią czasem, w domowym zaciszu, lekko pogilgać i poszczypać. Po obejrzeniu filmiku na youtubie, stwierdzam dodatkowo, że działanie tego młodego faszysty( który tylko dla niepoznaki przebrał się za zhipiszonego ćpuna z długimi włosami i w bandamie) miało charakter poznawczy. Tak jak człowiek, który nie wie czy śpi, szczypie się, dla nawiązania kontaktu z rzeczywistością, tak chudzielec w bandamie chciał podszczypnąć Miecugowa. Dlaczego? Teorie są dwie: albo nie wierzył, że Miecugow jest prawdziwy i szczypał go w oczekiwaniu, że ręka przeniknie przez hologram( lub natrafi na wiązkę kabli, albo i wyłącznik). Druga teoria: uznał Miecugowa za byt realny, za to stwierdził, że ten od wielu lat znajduje się w stanie śpiączki, i chciał go, po prostu, wybudzić.
Najbardziej jednak przerażające jest to, że osoba o tak ogromnym obyciu i zrozumieniu procesów społecznych, jak Grzegorz Miecugow, uznała incydent i atmosferę na przystanku Woodstock, za przedproże Holokaustu. Swoją drogą, byłby to straszny Holokaust, jeśli oprawcy, niczym hiszpańska inkwizycja u Monthy Pythona, eksterminowaliby ludzi za pomocą gilgotek i podszczypywania. Jest w tym jednak jakaś uczciwość intelektualna. Ktoś, i to przedstawiciel salonu, powiedział w końcu, że za falę przemocy, która nas niewątpliwie czeka, odpowiadać będą hipisi, że, być może, taplanie się na golasa w błocie, połączone z frywolnością w przyjmowaniu wszelkich używek, nie jest najlepszą szkołą charakteru. Dziwne jest tylko, że tylko pan redaktor Ząbek to zauważa. A Jimmy Hendrix, z podpalaniem gitary na scenie, czy to się Państwu nie kojarzy z Jedwabnem? A, słynne już, wyrzucanie telewizorów przez muzyków Rolling Stones? Czy nie było to podburzanie do palenia wozów TVN, przez zradykalizowanych faszystowskich wyrostków? Nie mówię już o szumnych zapowiedziach Jurka Owsiaka, który, w obronie czci damy nazywanej Bolkiem, miał walić z bańki( choć tu, mogło chodzić o bańkę jako "milion pieniędzy", a nie "cios z głowki)?
Jak ksiądz ma mordę!
Dlaczego nie napisałem jeszcze świętego i obowiązkowego, w takich sytuacjach, zdania „Brzydzę się wszelką przemocą, ale…”? Chyba dlatego, że, bardziej nawet niż przemocą, brzydzę się intelektualnym tchórzostwem i mówieniem rzeczy oczywistych. Zawsze byłem drobny i chudy, przez co w mordę raczej dostawałem, niż dawałem, i wiem, że to czy ktoś się brzydzi czy nie, czy jest za, czy przeciw, nie ma znaczenia. Za moich czasów chuligani mieli nawet w zwyczaju pytać takich bobasków jak ja: „Chcesz w mordę?” Każdy kto się wychował na podwórku, a nie w internecie, wie, że znalezienie właściwej odpowiedzi na to pytanie jest niemożliwe( choć oczywiście, nikt w mordę dostać nie chce), bo decyzje i tak podejmie Gumiś lub inny Amba, a pytania zadaje dla rozrywki. Jest to forma gry wstępnej. Nie ma też znaczenie, czy ja, lub ktoś inny (np. Miecugow)
Kiedyś, jak dostałem w łeb, rzuconą przez kogoś, dachówką, i trochę popłakiwałem, usłyszałem od starszego kolegi sakramentalne: „Morda nie szklanka”. Ta uniwersalna zasada nie sprawdza się w przypadku ludzi, którzy mordą zarabiają na życie. W ich przypadku funkcjonuje mechanizm opisany przez Gombrowicza, ich dutknąć nie można, oni mordę mają jak dom. Jest to, najprawdopodobniej, dom ze szkła, być może nawet kontaktowego.
Nie jest tak wesoło!
Po takim tekście, nazwą mnie pewnie jakimś fantazjującym nietzscheanistą, któremu się wydaje, że tylko zatopienie się w fali przemocy, przyniesie nam odkupienie. Mamy jednak sytuację, w której szary obywatel może być poddawany wszelkim formom przemocy: sądowej, symbolicznej, ekonomicznej itd. Nas można zaszczuć, poddawać mobbingowi, wyzywać od oszołomów, idiotów i szmat, a na koniec, jak już jeden oszaleje( dla porządku nie chodzi mi o tego cichego Boba z Woodstocku) i lekko komuś poszarpie klapę marynary, to największe joby dostanie od swoich, bo przekroczył granicę jest najgorszy.
Ja nie piszę tekstów potępiających przemoc, wcale nie dlatego, że jestem za. Nie piszę dlatego, że takich tekstów powstały setki, na najdrobniejsze akty przemocy fizycznej, reagowano coraz bardziej histerycznie, a, o zdziwienie moje wielkie, przemoc nadal jest. I będzie. W podstawówce sąsiadującej z moją szkołą stosuje się właśnie taką taktykę: jakiekolwiek przejawy agresji wśród dzieci, okadza się po wielokroć, uznając przemoc fizyczną za największą tragedię, jaka może się zdarzyć. Ta strategia funkcjonuje, dopóty, dopóki żaden wyrostek, z innej dzielnicy nie przyjdzie i nie nakładzie jednemu z drugim. Wtedy, po całej tej propagandzie, to rzeczywiście, Jasio ma traumę na całe życie, bo spotkała go jakaś kosmiczna kara, bo ktoś go popchnął na śmietnik. Oczywiście, powiedzenie takiemu młodemu chłopakowi: „Morda nie szklanka” jest, wtej chwili, aktem noszącym znamiona przestępstwa.
Jeśli już dziennikarze, uznawani ( lub sami się tak nazywający), za niepokornych muszą stosować iluzjonistyczne wybiegi, by na ten temat nie mówić tego, co myślą, to zabrnęliśmy już naprawdę daleko. Jednocześnie większość społeczeństwa nieustannie fantazjuje o przemocy. Sportem z najszybciej rosnącą widownią są walki w klatce, czyli mieszane sztuki walki. Myślę, że tym, co do nich ludzi przyciąga, jest też prosta sprawiedliwość, która obowiązuje w klatce lub na ringu. Ten, który drugiemu nakładzie sprawniej, wygrywa. Nie liczą się wpływy, znajomości, .
Wrażenia związane z przemocą, jeśli są wirtualne, muszą być coraz silniejsze. Do kin wszedł niedawno film pt. „World War Z”,gdzie, pod przykrywką „legendy” o jakimś strasznym wirusie, serwuje się widowni sceny strzelania z broni automatycznej do ludności cywilnej.
Nie chcę akceptować i nie zaakceptuję wizji, w której największą tragedią, wymagającą powszechnego potępienia, jest szczypanie redaktora Ząbka, przez jakiegoś wychudzonego heroinistę. Wychodzi bowiem na to, że skoro Miecugowowi, szarpanie marynary przypomina Holokaust, to może powinniśmy podejść do niego poważniej, niż do zbrodni na Wołyniu. Tam bowiem mieliśmy do czynienia jedynie ze "znamionami ludobójstwa."
Możemy być jednak spokojni. Redaktor Ząbek, jak sam mówi, nie odpuści. Holokaustu nie będzie! Niech żyją wolne media!
Inne tematy w dziale Polityka