Bekart Bekart
519
BLOG

Warzecha diss. Podsumowanie akcji.

Bekart Bekart Polityka Obserwuj notkę 0

17 lipca opublikowałem na jutubie piosenkę o Sztruksowym Księciu, nazywaną też dissem na Warzechę. Chciałbym w tym tekście z grubsza podsumować to, co się wydarzyło od tego czasu. Pewnie kilku czytelników poczuje niesmak, w związku z tym, że poświęcam czas na opisywanie głównie własnych rozterek, które nikogo interesować nie muszą. Robię to, bo po pierwsze, wszystko robię sam, i recenzję też sobie sam piszę. Po drugie, może na tym konkretnym przykładzie, będzie można ujrzeć mechanizmy, jakie rządzą polskimi mediami prawicowymi, w sprzężeniu z blogosferą i tzw. mediami społecznościowymi.

 

Diss był gotowy na długo przed opublikowaniem. Mniej więcej w czasie, gdy powstał tekst: „Nieznośna miękkość faji i red. Warzecha” (http://jadbekarta.salon24.pl/514368,nieznosna-miekkosc-faji-i-red-warzecha). Mówię zresztą o tym, w moim speechu przed piosenką. Tutaj dodam tylko, że nie publikowałem dissu, bo zasadniczo, wiedziałem, mniej więcej, co się może stać. A stało się, mniej więcej, właśnie to.

 

Po pierwsze: szybciej, niż się można było spodziewać, zostałem zakwalifikowany do odpowiedniej sekty. Zjechali, i nazwali szambonurkiem, członkowie sztruksowej sekty (przepraszam, ale, jak ktoś ma w opisie „wine enthusiast”, to dla mnie sprawa jest jasna), przytulili, sfolołowali i obsypali innymi wirtualnymi całusami, oszołomy z Gazety Polskiej. W kwestii sztruksiaży, to nie byłem zdziwiony, ideologia „langsam, langsam”, „prawicowo, ale bez zacietrzewienia”, trafia do wielu ludzi, którzy pragną uchodzić za cywilizowanych. Ubawiło mnie tylko, że jednemu, na przykład, nie wystarczyło mi napisać, że piosenka słaba, musiał jeszcze podbić do samego Warzechy, z tłitem o kuriozalnej treści „napisałem mu już, że beznadziejne”. Hau, hau, merdam ogonkiem, należałoby dodać.

 

W kwestii zaliczenia do sekty oszołomów, to spotkał mnie dodatkowy zaszczyt, bo znalazłem się w kultowej rubryce „Zyziu na koniu Hyziu”, prowadzonej przez „najgorszego człowieka świata”, aroganta i szkodnika, Piotra Lisiewicza w Gazecie Polskiej. Przyznam, że zaszczyt to niebagatelny, przyznam, że gdybym był pensonarką, mógłbym się posikać ze szczęścia. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do Warzechy i Ziemkiewicza, Lisiewicz zdołał zrozumieć tekst utworu, wyciągając z niego co lepsze smaczki.

 

Żeby była jasność: jakby się trzeba było zapisywać pod pistoletem do sekty, to na sto procent zapisałbym się do tej, do której już zostałem zaliczony. (Warzecha, w tłicie, napisał, korygując swojego pieska, który nazwał mnie lemingiem „myli się Pan, to raczej ultraradykał od Lisiewicza”). Nie mam nic przeciwko zasadniczo, muszę tylko odbyć trudną rozmowę z zespołem, co taki splendor oznacza, że nasze ogólnopolskie tournee, z muzyką , zasadniczo, rozrywkową, może przyjąć trochę inny kształt. Na przykład, będą salki katechetyczne i świetlice osiedlowe, zamiast klubów i stadionów.

 

Śmieszne jest też to, że ludzie, którzy nie mieli czasu przeczytać moich długich wywodów, na temat Warzechy, teraz mają pretensje, że piosenka jest piosenką, że nie ma w niej wszystkich faktów. Z jednej strony takie podejście jest oczywiste, z drugiej strony jednak dziwi. One hit wonder. Obojętnie, robisz to dziesięć lat, od czterech regularnie grasz koncerty, ale i tak. One hit wonder. Co z tego? Ci sami ludzie potrafią narzekać, że media w Polsce promują artystyczą mafię staruszków, potem zaś używać argumentów, że jak o tobie nie słyszeli, to musisz być beznadziejny.

 

Sama reakcja Warzechy była ciekawa. Należy mu się uznanie, że przyjął moje inwektywy z godnością ( napisał, że jest wzruszony, że jest o nim piosenka), z drugiej jednak strony, wymagał tego instynkt samozachowawczy. Jakby to wyglądało, gdyby na piosenkę, w której nazywa się go beksą i miękką łydką, odpowiedział płaczem i drżeniem łydek. Źle by to wyglądało.

 

O jednej jeszcze rzeczy trzeba wspomnieć, bo nie dotyczy ona tylko mnie. Okazuje się bowiem, co też mnie nie dziwi, że, snobizm intelektualny tych pierdzioszków, można świetnie pogodzić z kompletną ignorancją i lekceważeniem kultury hip-hop. Warzecha (na jakim podwórku się wychowywał?!) radośnie oświadcza, że nie wie co to „diss”, razem z Ziemkiewiczem wymieniają uwagi, że tekst jest niezrozumiały, nie wiadomo o co chodzi. Cóż, to jest hip-hop, trzeba szybko myśleć, stare lamusy. Mnie to nie boli, bo słyszałem to przez całe lata dziewięćdziesiąte. Zastanawiające jest tylko to, że ktoś, kto nazywa się obserwatorem życia politycznego i społecznego, chwali się wręcz, tym, że lekceważy jedyny całkowicie niezależny fenomen kulturowy, o takim zasięgu, który bez pomocy państwa, chowa kolejne pokolenia młodych Polaków. Ręczę za to swoją głową, że dużo więcej chłopaków, nauczyło się życia, z tekstów O.S.T.R’a, Molesty i Peji, niż z, ledwie ciepłych, warzechowych wypocin.

 

 

 

W każdym razie, ciężko ma biały murzyn. Kto jeszcze nie widział piosenki, to zapraszam (Zaznaczam, że na początku coś gadam, oprócz tego są wulgaryzmy, oprócz tego nie nazywam się Anrzej Rosiewicz, robię po swojemu i robię dobrze). Można wpisać w wyszukiwarkę "Warzecha diss"  

 

http://www.youtube.com/watch?v=EbWFn-N6U30

Bekart
O mnie Bekart

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka