Baudrillard, autor , podniecającej każdego młodego lewaka, teorii o precesji symulakrów, zawarł, w książce Ameryka, jedną myśl, której warto byłoby się przyjrzeć (podniecanie się pozostawiając lewakom). Otóż, stwierdza nasz francuzik, park rozrywkowy w Orlando, nazywany Disneylandem, spełnia bardzo istotną rolę w ramach amerykańskiej „rzeczywistości”. Amerykanie, żyjąc na co dzień w świecie, którego realność i namacalność jest wysoce wątpliwa, muszą mieć odskocznię, w postaci niewątpliwej fikcji, czegoś, co na pewno nie jest prawdziwe. Dwumetrowe myszy z wielkimi głowami, gadające psy, królewna śnieżka, podająca nam koktajl krewetkowy. To musi być fikcja! Kiedy opuszczamy krainę Disneya, wracając do tzw. rzeczywistośći, możemy przynajmniej poczuć różnicę. Opuściliśmy świat bajek, fantazmatów, wstąpiliśmy znów na twardy grunt.
Może nie jest to wielkie halo, ale wydaje się, że nasz polski pierdolnik, jest bardzo ciekawym kontekstem, w ramach którego, można rozważyć ten koncept. Jest tym ciekawiej, że Wojciech Orliński, który szerzej znany jest jako „ostatnia nadzieja Czerskiej”, bo pisze tak, że ma się jeszcze wrażenie, że stosuje jakieś argumenty, napisał książkę o Ameryce, która w całości oparta jest na tej obserwacji Baudrillarda.
Książka Orlińskiego nosi tytuł „Ameryka nie istnieje”, kupiła ją kiedyś moja siostra i ja jej za to nie winię. Ja przeczytałem( nie w całości, ale i tak przekroczyłem standardy „czytania Zyzaka”). Otóż, Orliński, w reportażach, zabiera się za dekonstrukcję mitu Ameryki, że cała ideologia od „zera do milionera”, równych praw, wolności, to wszystko jest nieprawda, bo na, wysławianej w pieśniach, Main Street, nie ma wcale drobnych biznesików, lokalnego zakładu fryzjerskiego, tylko sieciówki: Starbucks i McDonalds.
Książka nie jest taka zła, jak na książkę agenta, generalnie, jak ktoś lubi reportaże z Ameryki, to polecałbym raczej Królika i Oceany Wańkowicza. Mnie zastanowiło raczej jak ktoś, kto pracuje w gazecie, która długo była najpotężniejszym, galaktycznym centrum kreowania rzeczywistości, stroi się w piórka freelancera, który, podróżując incognito, wtapiając się w tłum, obserwuje i demaskuje. No, bez kitu. Być może, jest to taki mechanizm psychologiczny, to, co my stworzyliśmy nie trzyma się kupy, ale, moi, mniej rozgarnięci, koledzy i koleżanki, nie martwcie się, ja sprawdziłem, i w Ameryce wcale nie jest lepiej. Pytanie, jak z ojczyzną proletariatu?
To jest właśnie problem, z tym trzymaniem się kupy. Im bardziej nasza wizja kupy się nie trzyma, tym bardziej my będziemy tej kupy uczepieni, tym bardziej kupa nasza musi być zwarta. Ideologicznie rzadka, ale organizacyjnie: mucha nie siada, jak beton panie.
I to nie jedyny problem. Bo Orliński, mówiąc, że Ameryka nie istnieje, mówi w istocie, że nie istnieje cel. Nie istnieje demokracja. Funkcjonariusz organu, który od lat wypomina Polakom ich nieudolność, w naśladowaniu zachodnich wzorców, teraz stwierdza, że ten wzorzec naczelny, to nasze marzenie, jest w istocie złudą i marą. Jest w tym, oprócz erudycji i intelektualnej atrakcyjności, jakieś diaboliczne kurestwo.
Bo nasz rodzimy Disneyland nie istnieje, to wszystko jest gra, złuda. Problem w tym, że dla, tak zwanych, zwykłych ludzi, to nie jest duża różnica, czy im chleb ze stołu zabierają kumuniści czy Myszka Miki. Ewentualnie, śmiechu jest więcej( kto się śmieje tylko?), jak się okaże, że winnym seryjnych samobójstw, jest w istocie pies Pluto.
Kraina III RP jest może najwyższą formą symulakrum. Michnik und brigade, nie natrafiali tutaj bowiem na opór materii, z którym musieli się borykać ich zachodni guru. Nie było konkurencji, ciemnogród trzyma się mocno, nie dlatego, że ktoś mu pomagał. Po prostu, ciemnogród tak ma, że się trzyma. Sam z siebie. Mechanizm całkowitego braku krytyzcyzmu, pokazał świetnie Krasnodębski w Demokracji peryferii. Koncepcje, w które wątpili już w tym czasie zachodni lewacy, u nas przechodziły (i przechodzą) bez zająknięcia. Pluralizm? My zrobimy taki pluralizm, że wam kapcie z nóg pospadają, dopuścimy do głosu największe szuje. Relatywizm moralny? My zrobimy to tak, że przy nas Foucault to będzie konserwa!
Może to, w jakiś sposób, wyjaśnia miernotę polskiego kina. Musi być słabe, całkowicie pozbawione prawdopodobieństwa, aktorstwo musi być jak w pornolu. Po to, żeby po włączeniu TVN było widać różnicę. No tak, w życiu by nie było tak. W życiu jest inaczej, w życiu jest prawdziwe życie, są prawdziwi ludzie, tacy jak w polsatowskich Pamiętnikach z Wakacji.
Ciekawe, co by powiedział Wojciech Orliński, na temat istnienia III RP. No, ale, głupie pytania pan Bękart zadaje. Jak się samemu robi szoł, jak się jest za kurtyną, jak się widzi, że Kermitt Żaba, to w istocie jakiś gruby pan, z tłustymi włosami, a Miss Piggy się puszcza, to przecież nie można samemu dekonstruować iluzji. Bo się bilety nie sprzedadzą. Można natomiast, iść do konkurencji i ogłosić wszem i wobec: proszę Państwa, przedstawienie kukiełkowe, to przedstawienie kukiełkowe. Zapraszamy do nas! U nas, jest prawdziwa Myszka Miki!
Inne tematy w dziale Polityka