Po pierwsze i najpodstawowsze: jestem kaczystą. Niech nikogo nie myli mój sposób wypowiadania się. Nie jest to ironia. Jeśli taki tęgi Cat jak Mackiewicz mógł się określać jako, w pierwszym rzędzie, piłsudczyk, a dopiero potem jakiś tam konsererwatysta czy intelektualista innego autoramentu, to takiemu słodkiemu blogusiowi jak ja, określenie się kaczystą nie przyniesie ujmy.
Oczywiście trzeba mieć poglądy! One są najważniejsze! Dzięki nim odnajdujemy się w świecie, możemy się jakoś określić, a co bardziej snobistyczne lalunie nie biorą nas za totalnych troglodytów. Ja, na ten przykład, jestem arystotelikiem, tomistą i konserwatystą w rozumieniu Burke’a. Ach! Aż mi ciarki po plecach poszły, jak się tak podpałowałem na fejm tych martwiaków. Tylko że: po pierwsze: nie zanosi się na to by Św. Tomasz i Stagiryta zawiązali koalicję i wystartowali do europarlamentu, po drugie: nie jestem przekonany, że nawet gdyby możliwe było wskrzeszenie Arystotelesa, za pomocą jakiś odzyskanych materiałów genetycznych ze śliny mamuta, to poradziłby on sobie lepiej niż Kaczor. Prawdopodobne jest to, że zmiękł by po pierwszym sztormie gówna, który zgotowałyby mu nasze wolne media na powitanie.
Publicyści szlikowi i szaletowi
Zabawne w naszych czasach jest to, że jeśli gdziekolwiek możemy mówić o zasadach wolnej konkurencji, to jest to sfera prawicowej publicystyki. Tu liczy się marka, nazwisko, nie można się wtopić w tłum, trzeba dawać produkt oryginalny. RAZ jest endekiem, Mazurek ma szaliczek i dobre winko, Łysiak jest psychofanem autora, który nazywa się Waldemar Łysiak, a np. Marek Magierowski jest rozważny. Określenie siebie mianem kaczysty jest piarową śmiercią, bo wtedy ślina Stefana Niesiołowskiego, krzyczącego „pisssssssowski… propagandysta” dosięgnie nas nawet na krańcach globu.
Mam uznanie dla dokonań pisarsko –dziennikarskich Ziemkiewicza lub Warzechy, ale przy, może nie całym, ale jakimś szacunku: gdyby Jarosław Kaczyński był wyłącznie komentatorem politycznym i miałbym wybór czy słuchać jego diagnoz, czy np. Ziemkiewicza, to nie wachałbym się ani przez chwilę. Kaczor ma bowiem tę niespotykaną zdolność, że obok mówienia składnego i bez kartki, potrafi nie powtarzać o dziesiątej pietnaście słowo w słowo, tego co mówił o dziewiątej trzydzieści. Ziemkiewicz się takimi rzeczami zupełnie nie przejmuje i multiplikuje swoje bajdurzenie w zawrotnym tempie.
Najciekawszy jest dla mnie jednak przypadek intelektualstów przedpokojowych, jak ich nazwał Lisiewicz, w rodzaju Mazurka i Magierowskiego. Ich odwaga dziennikarska zdaje się sprowadzać do sporadycznego, ale zawsze efektownego, srania we własne gniazdo. Mazurkowi szaliczek przeszkadza w chodzeniu na pochody, Magierowski cmoka nad taktycznymi błędami profesor Pawłowicz w kwestii obrony kwestii zasadniczych. Nie chodzi mi o to, że nie wolno krytykować, chodzi o to, że ludzie potrzebują chleba, a przede wszystkim prawdy, a nie zniewieściałych estetów i specjalistów od piaru. Tym bardziej, że krytyka jest niezwykle wybiórcza i Mazurek nie będzie się np. śmiał, w swojej( średnio zresztą śmiesznej) rubryce z kolegi Łysiaka. Mazurek wie bowiem, że jak kolega Łysiak mu się odwinie jakimś pieprznym dwuwierszem z Hemara albo ze Szpota, to koledze Mazurkowi szaliczek spadnie a winko kwaśnym się zda. Tak samo jak Mazurek wie, że Kaczafiemu, którego brata zmieszano z błotem, najpierw symbolicznie, potem dosłownie, podśmichujki Mazurka, mówiąc po podwórkowemu, latają koło wafla.
Jarosław! Dzierż i mordź!
Nie wiem czy cała polska prawica ma przeszłość w komsomole, ale ten kult młodości i nowośći jest już denerwujący. Tym bardziej, że podniecanie się zielonością i energią, z konserwatyzmem miesza się jak woda z olejem rzepakowym. Wipler ma prawdziwe chęci, jakąś fundację założył, chce zmieniać Polskę. Co najważniejsze: Wipler napisał magisterkę, której nie zerżnął w całości z internetu. Niech więc Wipler naszym mesjaszem będzie. Kowal, Migalski, Kamiński, Bielan: nowe młode twarze, oni Kaczora naprawią, oni go uczłowieczą gębę mu dorobią europejską, po lisiemu uśmiechniętą. Profesor Staniszkis się chyba zabełtała już zupełnie w swoich semantcznych spiętrzeniach: ontologia socjalizmu-postkomunizm-transformacja-reinterpretacja-modernizacja i nie wiadomo dlaczego, jak w dowcipie o babie, co jej zawsze kałasznikow z części odkurzacza wychodził, na końcu tego pochodu jest Wipler.
Z socjologicznego punktu widzenia, to, że nikt nie chce widzieć lidera i zbawcy w Kaczorze, jest jasne jak słońce. Socjologowie nazywają ten termin fachowo „brakiem jaj”. Bycie kaczystą oznacza konieczność picia z zatrutej studni, brak zniżki na solarium i inne straszne wersje ostracyzmu. Mimo tego, że brak tak zwanej „ręki do ludzi” może mieć wpływ na spektakularne odejścia, to dla mnie podstawowym problemem jest jakość tych ludzi, po których ta ręka ma sięgać. Tym bardziej, że wszyscy dookoła pompują ich jak gwiazdy koszykówki w szkole średniej w USA, tam też co chwila jest nowy Jordan, czy Kobe Bryant.
Widać ten mechanizm także w tym, że jedynymi osobami, które decydują się na przylepienie samemu sobie etykietki kaczysty są emeryci, czyli ludzie, którzy i tak spodziewają się po życiu już niewiele, tym bardziej, że właśnie kończą im się leki. Jakoś nie widzę wśród moich rówieśników setek kandydatów chętnych zbierać pisowskie kokosy i być ulubieńcem mediów i koleżanek. O byciu kaczystą już nie wspomnę. Jak patrzę na smutne miny pisowskiej młodzieży, to widzę wyraźnie, że seksu to z tego raczej nie ma. To jak ma Jarosław tą fubusiową młodzież przyciągnąć, na uśmiech?
Często słyszy się głosy, że PIS, wzorem fideszu, powinien się stać szeroką, społeczną organizacją/partią. Co się ten PIS jednak zaczyna rozszerzać, to zaczyna wyglądać nieporadnie jak gruba baba i jedyne co z tego wychodzi to rozstępy. Niech ten PIS już będzie szerokim ruchem, ale ruchem kaczystowskim, którego podstawową zasadą działania będzie absolutny i konsekwentny dzierżymordyzm. Wygląda bowiem na to, że w naszym wspaniałym systemie demokratycznym jedyną alternatywą dla solidnego dzierżenia za mordę jest promowanie własnej gęby. Rzut oka na Migalskiego i Kamińskiego pozwala z pełnym przekonaniem stwierdzić, że jest to rozwiązanie o wiele bardziej bolesne. Bo gęby są to raczej niewyjściowe.
Pomyślałem, że może ciekawie będzie odsłonić przed Państwem drugą, rapersko-obciachową część mojej twórczośći. Dziś, między 13 a 14.30 nagrałem piosenkę pt. Jestem kaczystą/ Sam se pod te górkie robie. Przepraszam za dykcyjne niedoskonałości, ale piosenka była nagrywana z głowy we fragmentach, więc jest jakąś pseudoimprowizacją. Nie ma wulgaryzmów, ale jest trochę najgorszości, zapraszam i z góry dziękuje za komentarze do piosenki.
Inne tematy w dziale Polityka