Bekart Bekart
297
BLOG

O Eryku!

Bekart Bekart Technologie Obserwuj notkę 0

 Chwilę zastanawiałem się w jaki sposób zainaugurować powrót jadu bękarta. Zastanawiałem się chwilę, gdyż wydało mi się oczywiste, że nic nie uczci tak tego wydarzenia jak lanie jadu właśnie. A bękarci jad ma to do siebie, że leje się najchętniej w najbliższej okolicy, w stronę swoich. Zatem: wyziewy czas zacząć.

 

Nie znam dorobku naukowego czy biznesowego Eryka Mistewicza. Nie wiem czy taki posiada, ale domyślam się ,że na pewno na liście jego osiągnięć roi się od wielu prestiżowych słów takich jak „international” albo „kognitywistyczne aspekty procesów narracyjnych w mediach społecznościowych”.  Co więcej, mam swój istotny interes w tym, by Eryk swoje badania nad kognitywistycznymi procesami rozwijał, by wręcz go one pochłaniały, wtedy bowiem istnieje szansa, że zabraknie mu czasu na aktywność tak prozaiczną, jak pisanie felietonów w tygodniku „Do Rzeczy”.

I w tym jest właśnie mój interes. Moje doświadczenie lektury prawicowych tygodników, a szczególnie zawartych w nich felietonów, przebiegało w sposób stosunkowo harmonijny. Od pewnych rubryk zaczynałem lekturę, pewne ceniłem za błyskotliwość argumentacji, pewne czytałem rzadziej, ze względu na zbytnią toporność stylu lub odmienne od autora zdanie w konkretnych kwestiach.

Eryka natomiast czytam zawsze. Nie dlatego, że go cenię. Dlatego, że czekam. Na wiatr, można powiedzieć, co rozgoni farmazony. Zbiór felietonów Eryka byłby jak płyta z samymi przygrywkami do utworów. Już, już za chwilę poznamy ten chwytliwy temat, za chwilę padnie ta jedna, błyskotliwa myśl. Utwór jednak się kończy, trzeba włączyć następny zaczynający się oczywiście od podobnej przygrywki.

Oczywiście, zajeżdża tutaj trochę denuncjatorstwem. Oto ja, a’la Piątek, doradzał będę redakcji tygodnika kogo na pysk a komu buzi. Usprawiedliwia mnie jednak w moich oczach stan konfuzji, w który nieodmiennie wprowadza mnie lektura tekstów Eryka. Zawsze uważałem bowiem, że koncepcja pluralizmu jako równouprawnienia bełkotu i sensownej mowy, była absolutnie opatentowana przez Adama Michnika i jego entourage. Nie wiem więc, jaka strategia przyświeca „Do Rzeczy” w kwestii Eryka. Jeśli chodzi o to, co mi się wydaje, to może na okładce powinien widnieć napis: „Dla nas też piszą grafomani. To nie jest pisowska gazeta.” Jest to sytuacja swoista i paradoksalna, jeśli bowiem miałbym powiedzieć co ciśnie się na usta podczas czytania tekstów Eryka byłoby to właśnie. „ Eryku!!Do rzeczy!!”

 

Tyle jeśli chodzi o wyzwiska. Teraz kilka słów o ich źródle. Rekonstruując światopogląd Eryka trzeba zwrócić uwagę na dwa momenty, oba heraklitejskie w swoim charakterze. Pierwszy, oczywisty: wszystko przemija, świat pędzi, mgławice płynnych struktur sensu przemieszczają się w ramach dyskursu niczym pierdy żuli po melinie. Drugi, mniej oczywisty: potrzebny jest do uporządkowania tego wszystkiego logos, twórca narracji, który odwieczną fluktuację zmieni w harmonię i powie wszystkim któren tego, a któren co innego.

Obydwa te motywy zalatują. O pierwszym z nich Eryk mówi z ogromnym namaszczeniem, jakby odkrycie tej niesamowitej prawdy, miało wywołać nie tylko szok, ale także serie zesrań ze strachu. „To czego uczymy się dziś na studiach, ma termin przydatności  do użycia zaledwie przez kilka miesięcy. To, czym emocjonują się dziś gazety, traci sens jutro.” To Eryk. O głębi jego spostrzeżeń niech świadczy fakt, że te zdania można, bez szkód dla treści, zastąpić swobodnie fragmentem prymitywnej piosenki Sydneya Pollacka „O winie, dziewczynie i zmianie” (jakoś tak): „Wiem tylko, że wszystko się zmienia, coś jest, a później tego nie ma”. Rzeczywiście Eryk nie wydaje się wiedzieć więcej.

 

Jest jednak jeszcze druga myśl. Internetu nie tylko jest szybko, ale i dużo!: „Do składowania 1,8 zettabajtów danych z każdego roku(…)potrzebowalibyśmy 57,5 mld ipadów 32GB”. Podobno w kwartalniku „Nowe Media”  jest więcej takich wyliczeń. To dopiero gratka! Podsuwam kolejne. Gdyby chcieć wytapetować ściany wszystkimi gołymi babkami z internetu, potrzeba by było miliona koszar i siedmiuset tysięcy zakładów karnych. Gdyby każda mrówka miała GPS..itd.

Problem jednak  nie w tym, że ta myśl jest truizmem, ale że na wielu poziomach jest fałszywa. Eryk ma na pewno rację co do siebie, to co wydrukuje dziś w gazecie, jutro straci znaczenie( a być może, nawet  traci znaczenie już w momencie gdy Eryk wypisuje to na swoim Black Berry). Czy tak jest jednak zawsze?  Dwa i pół tysiąca lat temu po ulicach Aten chodziło zapewne wielu żulików, zaczepiających ludzi. Ich słowa zapewne wpadały wszystkim jednym uchem, a wypadały drugim. Słowa jednego z nich natomiast stały się fundamentem naszej cywilizacji. Uczyłem się zresztą o nich na studiach. Teraz oczywiście, jak mówi Eryk, straciły swoją przydatność, od moich studiów minęło dużo więcej czasu niż kilka miesięcy. Historia wygląda tak: Sokrates był ważny, ale zdarzył się Twitter i zdarzył się Eryk.     

Dlatego głównie pastwię się nad Erykiem, że prezentuje jakąś strasznie naiwną i egotyczną wizję dziejów. Po aczasowej magmie, następujemy MY i wszystko przyspiesza, dzieją się strasznie ważne rzeczy, wszyscy w zastraszającym tempie robią w gacie, raz ze strachu, raz z zachwytu. Rzeczywistość jest jednak taka, że zostanie po nas zapewne mniej więcej tyle samo co po innych. Mówiąc brutalnie: jedyne co się zmieniło to metody, którymi robimy gówniane rzeczy. Wystarczy spojrzeć wstecz kilkanaście lat, by zobaczyć, że ponowoczesność, która była źródłem tylu podniet, przekształca się powoli w normalną historię, w której ważne wydarzenia oddziela od siebie kilka lub kilkanaście lat, a procesy po heretycku ukazują swój przyczynowo-skutkowy charakter.

Z Erykiem jest jeszcze jeden problem: tak bardzo pragnie stać się prorokiem nowego, że będzie nam do upadłego wmawiał, że to rzeczywiście jest nowe, i że on to pierwszy zobaczył. W tej kwestii pierwszeństwo przysługuję jednak zdecydowanie Gracjanowi Rostockiemu z jego dziełem „Internet, internet, łączy ludzi, ludzi.” Groteska wypowiedzi Eryka polega właśnie na wygłaszaniu oczywistości w tonie proroctwa.  

Piszę tak dużo o czymś co jest generalnie niezbyt warte uwagi, dlatego, że postawa Eryka jest charakterystyczna dla mnóstwa tak zwanych specjalistów. Polega ona na nieakceptowaniu faktu, że choć moja dziedzina jest ważna dla mnie, w moim życiu, to być może nie jest tak ważna dla innych ludzi, i w ogólnym obrazie spraw nie odgrywa kluczowej roli. Widać to np. po samych tytułach konferencji, gdzie wszystko zawsze musi być „w świetle”. „Garnki navajo w świetle badań transkulturowych”; „Historia Polski w świetle jakiegoś Francuza koncepcji transgenderyzmu”. Z trudem odnajdziemy proste tytuły w stylu „Prawda w świetle faktów”. Tak jakby oczywiste oczekiwanie wobec naukowców-humanistów, aby za pomocą swojej metody opowiadali nam o rzeczywistości, było wygórowane. Oni bowiem wolą opowiedzieć nam o sobie samych i zmaganiach z materią poznawczą, którą sami wytwarzają, na spotkaniach w stylu: „Medioznawstwo w Polsce, perspektywy i wyzwania”.

Z samym medioznawstwem jest właśnie ten problem, że chce anektować one obszary, które do niego nie należą. Wszyscy tak się upoili dewizą McLuhana , że środek przekazu jest przekazem, że stracili poczucie jakiś podstawowych zasad filozofii. Niezależnie od tego co miał na myśli McLuhan, nigdy nie będzie środka przekazu bez przekazu, tak jak nie będzie procesu myślowego bez treści. W tym, ścisłym sensie przekaz ma niezbywalne pierwszeństwo metafizyczne przed jakimkolwiek medium, niezależnie od tego ilu ludzi ściągnie na swoje smartfony aplikację produkującą sztuczne piardy.

Tak samo pierwszeństwo należy się ludziom, którzy coś mówią, przed tymi, którzy mówią, że inni coś mówią. Jeśli chodzi o mnie, to ktoś, zarzucając mi nieszczerość, mógłby powiedzieć: publikujesz ten tekst w internecie, reklamujesz na twitterze­­­­­­­, a Eryka wyśmiewasz. Odpowiedział bym tak: podnieciłem się tym kiedy miałem piętnaście lat i po pewnym czasie mi przeszło, teraz po prostu tego używam. Przykład Eryka pokazuje bowiem, że podnieta płynąca z cudowności narzędzia, którego używamy może zaszkodzić celowi, któremu ono służy. Gospodyni domowa zastanawiająca się za każdym razem jak to pralka zmieniła jej życie, że ma czas wolny, że to w ogóle epoka pralki itp., na pewno w końcu pomieszałaby kolorowe z białym.

Technologia zmienia nasze życie, to oczywiste. Ale przypisywanie jej twórczej roli, ogłaszanie nowej epoki ludzkości, kiedy tylko ktoś wymyśli jakiś pizdryk, wydaje się pretensjonalne. Czy marszałek Piłsudski dotarłby do Warszawy, gdyby nie wynalazek parowozu. Zapewne nie. Tylko czy ktokolwiek potraktowałby poważnie konferencję naukową pod tytułem „Piłsudski. Biografia w świetle semiotyki kolei”?  

Bekart
O mnie Bekart

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Technologie