Bekart Bekart
559
BLOG

O tym, że prawda nigdy nie zwycięży.

Bekart Bekart Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

W dokumencie BBC „Gułag”, o systemie terroru bolszewickiego jest taka scena: Troje ludzi, dwóch siwych mężczyzn pod pięciesiątkę i ,trzydziestoletnia może, kobieta, stoją na ogromnej łące. Są stowarzyszeniem, które za cel obrało sobie upamiętnienie ofiar stalinizmu. Sądzą, że łąka o powieszchni kilkudziesięciu hektarów jest w istocie masowym grobem, w którym spoczywa, między innymi, kilkadziesiąt tysięcy osób rozstrzelanych w Petersburgu, których ciał nie udało się odnaleźć. Mają dwie łopaty, w jednej z nich, zapewne na skutek nieustającego użytkowania, trzonek został wymieniony na nieobrobiony drąg. Angielska dziennikarka, nie mogącą uwierzyć zapewne, że upamiętnienie zbrodni znajduje się w rękach trzyosobowej grupki dysponującej środkami w postaci półtorej sprawnej łopaty, pyta czy jednak coś się nie zmieniło, czy nie pomogła w tej kwestii pierestrojka. „Za dużo pani telewizji ogląda”, pada odpowiedź.

 

Nie piszę o nieuniknionej porażce prawdy, po to by zabłysnąć myślą idącą pod prąd. Chodzi mi o to, że w kontekście, w którym jesteśmy zanurzeni, zdarzenie, które możnaby nazwać „zwycięstem prawdy”, jest zasadniczo ciałem obcym. Jest czymś czego wszyscy pragną, o czym wszyscy mówią, ale czego nikt nie doświadcza.

 

Trzeba najpierw rozróżnić porządki, w ramach, których możemy mówić w ogóle o jakimkolwiek zwycięstwie. W moim, osobistym porządku aksjologicznym na przykład, prawda, czy raczej dążenie do prawdy, zawsze odnosi zwycięstwo. Wynika ono z prostego faktu, że nie ma dla niej żadnych sensownych alternatyw. Tak samo, jestem o tym głęboko przekonany, dążenie do prawdy jako imperatyw narzucony wszelkiemu działaniu, odnosi zwycięstwo w ramach wielu pojedynczych egzystencji. Zwycięstwo prawdy w tym porządku nie jest przypisane do określonego światopoglądu, nie musi też mieć charakteru politycznego.

 

Kiedy mówię, że prawda nigdy nie zwycięży, to myślę o szeroko pojętym porządku społeczno-kulturowym. Zwycięstowo prawdy, w tym porządku, oznaczałoby zaakceptowanie jakiegoś twierdzenia przez większość członków wspólnoty, a przede wszystkim przez większość ośrodków opiniotwórczych. Wystarczy podać dwa przykłady: tzw. homofobię i Holocaust, które choć teoretycznie znajdują się na dwóch biegunach, to obydwa pokazują prawidłowość, o którą tu chodzi. Kulturowe zwycięstwo jakiegoś twierdzenia wiąże się z długoletnią działalnością propagandową, której zakres rozciąga się od edukacji do kulrury popularnej. Efektem tych działań, jest ziejąca dysproporcja pomiędzy oceną zbrodni nazistowskich i komunistycznych. Drugim efektem jest zaburzenie społecznego ciężaru wypowiadanych słów. Powiedzmy „Komunizm to szlachetna idea”, a odpowie nam jedynie krzyk jakiś „zoologicznych antykomunistów”. Powiedzmy( w nieodpowiednim kontekście) : „Jego strój jest trochę pedalski”, a wszyscy zasadniczo uznają naszą ostateczną kompromitację, wykluczając nas jednocześnie z pola desygnatów pojęcia „homo sapiens”.

 

Moje tłumaczenia, że nie chodzi o to, że jestem antysemitą i homofobem, byłyby jedynie kolejnym dowodem na mechanizm, o którym tutaj mowa, idźmy więc dalej. Jednym z najbardziej tragicznych przykładów na to, w jaki sposób szczera, ludzka potrzeba dążenia do prawdy, wprowadzenia większych jej dawek do rzeczywistości, była w sposób cyniczny wykorzystywana, są losy wszystkich narodów, które znalazły się pod panowaniem partii bolszewickiej, lub jej narodowych filii. Wszystkie odwilże, odrodzenia, popuszczenia cugli polegały właśnie na użyciu prawdy nie jako celu, ale jako chwilowo przydatnego narzędzia w drodze do celu szlachetniejszego. Taki jest sens każdego bolszewickiego poputniczestwa ( „po puti”- po drodze). Najbardziej jaskrawym i najbardziej tragicznym zarazem przykładem tego mechanizmu, w kontekście polskim, była oczywiście krótkotrwała odwilż, nazywana Polskim Październikiem.

 

Odrodzenie, demokratyzacja, rewizjonizm, dopuszczenie pluralizmu itd. Nie jesteśmy w stanie oczywiście ocenić prawdziwości i szczerosci ówczesnych konwersji. (Zwolennicy „zdobyczy Października” będą pewnie argumentować, że wszyscy mysleli już tak wcześniej, ale nie mogli o tym mówić). Możemy jednak zauważyć, że dramatyzmu działaniom konwertytów dodaje idealny timing ich ideologicznych zwrotów. Jak w dobrze zgranej orkiestrze: „Raz, dwa, trzy i: rozkułaczamy; raz, dwa, trzy i: krytykujemy”, sprawny intelektualista, jak sprawny muzyk, musi przede wszystkim wiedzieć gdzie jest „raz”, a także mieć wyczucie, czyjego „raz” słuchać.

 

Zostawmy jednak mit Października. Pokrzywdzonymi byli nie ci, o których dramatach nam się ciągle opowiada ( Jerzy Urban, proszę sobie to wyobrazić, musiał pisać pod pseudonimem), ale zwykli ludzie, którym dano na chwilę głos i którzy uwierzyli, że rzeczywiście jest szansa na rzeczywistość bardziej przyjazną, w której cwaniactwo, szmaciarstwo, lizusowatość i inne bolszewickie cnoty kardynalne, będzie można nazwać po imieniu. Obrazem tych ludzkich tragedii są listy pisane do, otoczonego dziś dysydenckim kultem, tygodnika „Po prostu”. Ludzie piszą o lokalnych układach, wszechmożnych kacykach, niemożliwośći załatwienia czegokolwiek. W liście „O cewce do motocyklu i handlu uspołecznionym” autor uskarża się na beznadziejność sytuacji, w której nie można liczyć na zawarcie jakiejkolwiek uczciwej umowy. Kupił cewkę, była zepsuta, dwa miesiące zabiegał o wymianę wadliwego towaru, w końcu wymieniono mu cewkę na inną, z identycznym uszkodzeniem. A finał będzie taki, piszę autor, że pójdę i kupię jeszcze raz nową cewkę, mimo tego, że wiem, że też będzie uszkodzona. Słowem cewka jest taka, jak każdy widzi i nie ma alternatywy.

 

Pochylmy się przez chwilę nad listem, którego tytuł parafrazuje w tytule mojej notki. „O tym, że prawda zwycięży”, obywatel, podpisany „E. Ojrzyński” zwraca się do redakcji „Po Prostu” w kwestii zasadniczej. List zaczyna się tak( zostawiam pisownię oryginalną) :

 

Prawda zwycięży

 

Wiadomość o sprawiedliwości z ostatnich dni wywołała duźe zainteresowanie wsród młodzieży niezorganizowanej w dzielnicy Mokotów.

 

Dalej autor opisuje o czym, jako młodzież, rozmawia z kolegami. (Na marginesie: tekst jest też świetnym obrazem dobrodziejstw komunistycznej edukacji, polegającej na wyposażeniu człowieka w garść ideologicznych frazesów, a pozbawieniu go wszelkich podstaw normalnego wykształcenia). Zaznacza, że mimo tego, że czują wiatr odnowy, to ciągle tkwi w nich strach: rozmawialiśmy ale każdy z nas oglondał się dookoła żeby nikt nie szłysał bo zaraz zamknom, a temat był nas zawsze świerzy i zadziwiający. Jest tu krytyka oddająca atmosferę sytuacji odwilżowej dlaczego taki człowiek jak Stalin uważany był jako bóg który nigdy się nie myli i nawet nie można coś onim było mówić, a przecierz „Komónizm” mówi my jako ludzie pracy i Młodzież jesteśmy całym fundamentem do realizowania i krytykowania zadan jakie nakasu partja. Jest też niezgoda na głupotę, marnotrastwo i brak elementarnej sprawiedliwości: Był czas kiedy to my wszyscy zaraz po wojnie robiliśmy tylko za miskę zupy ale to była konieczność bo każden obywatel chciał odgruzować Stolicę, ale teraz gdzie w głównych magazynach psuje się towar a w sklepach brak, albo buduje się masę biurowców gdzie siedzi jeden urzędnik i tylko prze godz. a ludzie pracy gnieżdżą się w piwnicach i gruzach. (…) a co na to Partija, partija śpi

 

Można oczywiśćie mówić, że autor jest tylko katarynką, próbującą powtarzać zdania zasłyszane na jakiejś agitce, można nawet twierdzić, że stylistyka tekstu została specjalnie podrasowana, by wymowa była bardziej prawdziwa i proletariacka. Wszystko to nie ma jednak znaczenia. W logice bolszewickiej wszystko jest bowiem „po puti” i odwilż i pluralizm i wiele ścieżek prowadzących do prawdy i obywatel Ojrzyński, ze swoim poczuciem sprawiedliwości i godności ludzkiej,  wszystko to się przeskoczy jak zamulony strumyk, wszystko to zostanie zasypane, zaklepane i zapomniane, a śladów szukać mogą sobie jacyś desperaci z krzywą łopatą.

 

Jaka jest ostatnia scena polskiego Października. Opisuje to Mackiewicz. Wszystkie procesy demokratyzacji, rozluźnienia dyktatury, znajdują swoją finalizację na 8 plenum KC. Do Warszawy przyjeżdża delegacja radziecka z Chruszczowem i Mołotowem na czele. Ochab marginalizuje rolę towarzyszy partyjnych, stwierdzając, że wybór pierwszego sekretarza może się dokonać dopiero po konsultacjach z delegacją radziecką. Po tajnym głosowaniu na członków Sekretariatu KC pojawia się problem. Gomułka otrzymuje 74 głosy, mniej niż Ochab i Gierek (obaj po 75) istnieje więc realne prawdopodobieństwo, że, przy tajności głosowania na I sekretarza, Gomułka może „nie przejść”. Wtedy kontrolę przejmuje Ochab, ostatecznie odsłaniając sens wszelkich działań odprężająco-odwilżowych:

 

Proponuje aby wybory ( I sekretarza) odbyły się jawnie…Kto jest przeciw? Nie słyszę…Biuro polityczne proponuje wybrać tow. Władysława Gomułkę Wiesława. Kto jest za, podnieść ręce? Kto przeciw, nie ma sprzeciwu.  

 

Po co to wszystko? Jaki z tego wniosek? Ano taki, że mylenie prawdy jako takiej z prawdą na zasadach poputniczestwa, prawdą zinstrumentalizowaną jest luksusem myślowym, na którym nie można sobie pozwolić. Dla bolszewika prawda jest jak świnia, która nauczyła się tańczyć. Może to i ładnie wygląda, ale i tak w końcu zostanie zarżnięte. Podobne podejście, choć pozbawione już estetyzacji ideologicznej, prezentuje gang FSB dzierżący władzę w Rosji, jest ono także charakterystyczne dla wielu środowisk opiniotwórczych w Polsce.

 

Naiwne jest bowiem sądzenie, że to, że GW opublikuje dwa wywiady z przedstawicielami środowisk artystycznych, w których broni się moherów albo ś.p. Lecha Kaczyńskiego, jest objawem „przełożenia wajhy” na dobre, zbliżającej się fali efektownych konwersji i masowego bicia się w piersi i wyznawania win. Bo choć pryncypializm moralny Kanta  jest często wyśmiewany jako nierealistyczny, to jego zasadnicze rozpoznanie, dotyczące kłamstwa, wydaje się być brutalnie realistyczne. Kto choć raz zinstrumentalizuje prawdę dla innego celu( interes własny/ interes ogółu), nie ma właściwie już żadnego sensownego powodu by nie zrobić tego ponownie, umysł zawsze podsunie odpowiednie cele, stany wyższej konieczności itp.

 

 

Są to dwa, zasadniczo różniące się, podejścia. Albo umysł jest intrumentem prawdy, albo prawda jest instrumentem umysłu. Moje przeświadczenie, o tym ,że prawda nigdy nie zwycięży jest poparte choćby tym, że ci którzy walczą o prawdę, walczą o prawdę, a nie o zwycięstwo. Zwycięstwo bez prawdy nie ma sensu. Dla drugiej strony: prawda nie ma sensu bez zwycięstwa.

 

 

Dwie jeszcze rzeczy. Ostateczne zwycięstwo prawdy wiąże się często z perspektywą religijną lub wizją historii jako Historii, a więc transcendentnej, bezosobowej siły, która „przyjdzie i oceni”. Perspektywę eschatologiczną chciałbym zostawić na boku. Jako osoba niewierząca mogę tylko z pokorą skłonić się przed szczerą wiarą i nadzieją, którą ona, niewątpliwie daje. Jeśli jednak chodzi o postrzeganie historii jako Historii, czyli procesu, w którym nic tylko tryufuje prawda, wydaje mi się być po prostu eskapizmem, a także zrzeczeniem się odpowiedzialnośći. Historia, z małej litery, jest bowiem tym co napisane jest w szkolnych podręcznikach, tym co mówi się w mediach i tym wreszcie co mówi i myśli asfaltintelektualista. Ta historia jest bezlitosna, nie chcę znęcać się nad jej ofiarami, mnożąc przykłady jak to przyszła i oceniła.

 

Prawda nigdy nie zwycięży. Zgadzam się z diagnozą Rałała Ziemkiewicza, mówiącą, że nieunikniony krach aktualnego systemu( w szerszym lub węższym sensie), nie musi wcale oznaczać, że to, co powstanie na jego gruzach, będzie czymś lepszym. Trudno jest przede wszystkim liczyć na to, że będzie czymś mniej kłamliwym. Instrumentalizacja prawdy zmienia się z fenomenu zasadniczo przypadkowego, w taki o charakterze zinstytucjonalizowanym, jest obroną pewnej (przepraszam konserwatystów) „tradycji”, w którym kolejnym kłamstwom towarzyszą kolejne spiętrzenia racjonalizacji, oraz świadomość, że oddanie choćby jednej cegiełki, może spowodować zawalenie całego gmachu.

 

Wniosek mój, osobisty. Nie będzie nigdy zwycięstwa prawdy jako takiego. Musimy odrzucić wizję, że wjedziemy, wraz z prawdą, na białym koniu Historii i przewleczemy rzeczywistość na właściwą stronę. Prawda musi zwyciężyć w nas, w naszym sumieniu, budować nasz charakter w starciu z rzeczywistością. Tylko kto chce skończyć na łące pełnej trupów z łopatą i pół?   

 

Bekart
O mnie Bekart

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura