Na swoim blogu rozważałem możliwość istnienia cywilizacji w Azji Południowo - Wschodniej w epoce lodowcowej. Wspominałem o pewnych dziwnych kamieniach w Mulao na wyspie Cebu i Czekoladowych Wzgórzach na wyspie Bohol na Filipinach. Opisałem też piramidy Gunung Padang i Borobudur na wyspie Jawie w Indonezji. Sugerowałem również, że na wyspie Lantau należącej do Hongkongu mogli współistnieć ludzie wraz z dinozaurami. Ostatnio odnalazłem "Świat Nauki' z maja 1997 roku, gdzie w artykule Davida Schneidera "Podnoszące się morza" zamieszczony był obrazek (przedstawiony powyżej) pokazujący, że 20 tysięcy lat temu Półwysep Indochiński i Malajski połączone były z Indonezją. Jak widać był to spory kawałek lądu. Jak wiemy większość największych miast, jak np. Tokio, Szanghaj czy Nowy Jork położona jest nad morzem. Wiemy z historii, że ludzie nie zmieniają swoich podstawowych zachowań od tysiącleci, więc 20 tysięcy lat temu też zakładali osady nad morzem. Czyli, gdy teraz chcemy znaleźć jakieś przekonywujące dowody istnienia miast w epoce lodowcowej, to powinniśmy szukać ich na dnie morskim daleko od lądu, być może i setki kilometrów od wybrzeża. Oczywiście część osad czy ośrodków kultu znajdowała się wewnątrz lądu. Obecnie ośrodki kultu sytuuje się również w głębi lądu, jak np. Częstochowa czy Lourdes. Można domniemywać, że pamiątkami po cywilizacji sprzed 20 tysięcy lat mogą być też jakieś ośrodki kultu z tamtych czasów. Takimi pozostałościami mogą być góra Lalakon (współrzędne 06, 57'29.11"S i 107, 31'15.31"E) i Sadahurip (współrzędne 7,179926 S i 108,041611 E) na wyspie Jawa w Indonezji.
W roku 2011 członkowie fundacji Turangga Seta dokonali badań góry Lalakon. Stwierdzili, że sygnał GPS jest tam zaburzany. Wykonali pomiary metodą sondowania geoelektrycznego. Na podstawie wyników sondowania geoelektrycznego zrobili wykopy i odkryli kamienie o długości od 1,1 do 2 m i szerokości od 0,3 do 0,4 m ułożone warstwowo, co pokazuje fotografia powyżej zapożyczona z artykułu "Piramida Lalakon dan Sadahurip". Badacze doszli do wniosku, że wzgórze Lalakon nie powstało naturalnie, lecz jest sztucznie usypanym wzniesieniem w formie piramidy. Według kierownika grupy badawczej Agung Bimo Sutedjo znalezione głazy tworzą kąt 30 stopni z poziomem. Rysunek poniżej, zaczerpnięty z tego samego artykułu pokazuje hipotetyczną budowę góry Lalakon.
Badania sugerują istnienie jakiejś budowli wewnątrz góry Lalakon, co pokazuje poniższy obraz wykonany na podstawie wyników pomiarów geoelektrycznych zapożyczony z wymienionego wcześniej artykułu.
Postanowiłem zobaczyć Lalakon na własne oczy. W restauracyjce w pobliżu góry, kierowca, który tam mnie zawiózł, przeprowadził wywiad dotyczący tajemnic piramidy. Właścicielka restauracyjki długo opowiadała mu o tej górze. Niestety ja nie znam indonezyjskiego, a kierowca nie mówił ani po polsku, ani po rosyjsku, a tylko odrobinę po angielsku. Jedyne co się dowiedziałem to to, że Lalakon jest świętą górą, że nie wolno nic złego robić na niej, bo góra ukarze takiego zuchwalca. Miała szeroki wachlarz kar od zagubienia się nawet do śmierci. Jeśli chciało się coś zrobić, co mogłoby się górze nie spodobać, to należało górę poprosić o pozwolenie. Procedura miała wyglądać w mniej więcej następujący sposób. Należało skupić się nad tym co się chciało zrobić i poprosić górę o pozwolenie. Jak się wewnętrznie poczuło, że góra się zgadza, to można było tę rzecz zrobić. Jeśli nie, to nie, bo góra ukarze. Następnie kierowca znalazł mi przewodnika (zupełnie niepotrzebnie, bo droga na szczyt była łatwa i oczywista), który mówił wyłącznie po indonezyjsku. Kierowca został na dole, a my z przewodnikiem poszliśmy na szczyt.
Połowa szczytu była oczyszczona z drzew i splanowana. Na tej części znajdowała się stacja bazowa telefonii komórkowej, co widać na zdjęciach poniżej. Może własnie ona zakłócała sygnał GPS badaczom z fundacji Turangga Seta. Druga połowa pokryta była gęstymi krzakami, co widać w tle pierwszego zdjęcia poniżej.
Z przyrządów badawczych posiadałem przy sobie jedynie kompas. Sprawdziłem gdzie jest północ, gdzie południe i jakie szczyty znajdują się w pobliżu linii północ - południe.
Jak widać na osi północ - południe nie ma żadnej znaczącej góry w kierunku południowym, ale odchylony o około 20 stopni w kierunku południowym jest szczyt Sana. Tak mnie poinformował przewodnik i nawet mi nazwę zapisał. Google Earth nie znalazło szczytu o takiej nazwie w okolicy. Sprawdziłem w Google Translator i okazało się, że "sana" znaczy "tam" po indonezyjsku. Ale pozostałem przy tej nazwie i tak ją oznaczyłem na mapie. Góra ta ma ciekawy kształt. Jak widać na zdjęciu z Google Earth Sana ma kształt ostrosłupa trójkątnego, czyli sama może też być piramidą.
W kierunku północnym na linii Sana - Lalakon znajdował się szczyt Tangkuban Perahu. Taka nazwę zapisał mi przewodnik. Ten wulkan został znaleziony przez Google Earth, a nawet Wikipedia o nim wspomina. Ostatnia erupcja była w 2013 roku. Zdjęcie w kierunku północnym przedstawione jest poniżej.
Na obrazie pobranym z Google Earth widać wzajemne położenie tych trzech wzniesień. Niebieska linia pokazuje, że te trzy wzniesienia leżą dokładnie na jednej prostej.
Widać, że kompas nie zwariował, bo Google Earth pokazuje mniej więcej takie samo odchylenie linii Sana - Lalakon jak i kompas. Zdaje się góra wpływa na sygnał GPS, ale nie na zwykły kompas. Deklinacja magnetyczna w tej okolicy jest minimalna, co znaczy, że południowy biegun magnetyczny pokrywa się niemal idealnie z północnym biegunem geograficznym, czyli wskazania Google Earth i kompasu są niemal identyczne.
Wszedłem w krzaki sąsiadujące ze stacją bazową i znalazłem tam jakieś kamienie wyglądające jak dawne rzeźby i elementy jakiejś budowli.
W pobliżu szczytu znalazłem inne ciekawe kamienie wyglądające jakby ktoś w nich wiercił lub zakładał jakieś klamry. Po klamrach nie ma już śladu, bo skorodowały w tropikalnym, wilgotnym klimacie.
Jeden z kamieni został już przez kogoś popisany farbą. Widać, nie pierwszy go znalazłem.
Wybrałem się również na drugą z wymienionych na wstępie piramid, czyli na Sadahurip. W przeddzień mojej wyprawy góra prezentowała się bardzo ładnie
Ale w dniu, gdy wspinałem się na nią szczyt pokryty był mgłą.
Widocznie Sadahurip również miał duszę jak Lalakon i nie podobało mu się, że się na niego wspinam. Zbocza pokryte były polami uprawnymi prawie do szczytu.
Pola uprawne na górze pokazuje nawet zdjęcie z Google Earth.
Ścieżka prowadząca na szczyt była rozmiękła od wilgoci i bardzo śliska.
Szczyt był splanowany. Ciekawe, że drzew ani gęstych krzaków tam nie było. Zastanowiła mnie ubita ziemia, bez jakiejkolwiek roślinności w centrum szczytu. W takich warunkach klimatycznych w ciągu kilku dni plac z ubitej ziemi powinien się zazielenić. Widocznie ktoś cały czas dba, żeby szczyt był stale łatwo dostępny.
Ze względu na gęstą mgłę nie mogłem zobaczyć okolicy. Kompas na niewiele się zdał, bo nie mogłem zobaczyć żadnych punktów charakterystycznych.
Na szczycie i w jego pobliżu nie znalazłem żadnych ciekawych obiektów. Z resztą nie szukałem zbyt intensywnie, bo było bardzo ślisko i chodzenie po zboczu wokół szczytu było dość niebezpieczne.
Wydaje mi się, że ze względu na intensywną uprawę roli na zboczach góry wszystkie artefakty, jakie można by było znaleźć, zostały już wyzbierane, duże kamienie - usunięte. Jedynie badania georadarem, lub choćby metodą sondowania geoelektrycznego mogłyby poszerzyć naszą wiedzę o tej górze. Ciekawe natomiast jest to, że ktoś dba, żeby szczyt nie porósł gęstą roślinnością. Być może do dzisiaj odbywają się tu jakieś rytuały. Nie byłoby to wcale takie dziwne. Na całym świecie mamy święte góry na których postawione są kapliczki, kościoły lub inne obiekty kultu. Pamiętam, będąc w Japonii wraz z kolega weszliśmy na górę Tsukubę. Na szczycie była kapliczka. Rozsiedliśmy się przy kapliczce i zaczęliśmy jeść kanapki, a tu przyszła japońska para, ukłoniła się kapliczce, klasnęła dwa razy, jeszcze raz się ukłoniła i poszła w dół. Za jakiś czas większa grupa Japończyków wyszła na szczyt i zaczęli robić to samo. W tym momencie zebraliśmy się z kolegą i poszliśmy w dół. Poczuliśmy się trochę niezręcznie. Innym razem pracując w Korei wieczorami biegałem po parku, który usytuowany był na zboczu góry. W zasadzie wszędzie był spad tylko jedna dróżka była w poziomie. Na tej dróżce, koło skały, gdzie było więcej miejsca, robiłem przerwy w biegu i gimnastykowałem się. Pewnego dnia do tej skały przyszły dwie kobiety i mężczyzna z wielkimi torbami. Nie zwracając na mnie uwagi położyli torby na ziemi, padli na kolana, oddali pokłon skale i zaczęli się modlić, jak przypuszczam. Szybko opuściłem to miejsce. Zbiegając z góry zobaczyłem jeszcze dwie kobiety z wielkimi torbami kierujące się ku tej skale. Widać pewne rytuały są wciąż żywe. Dla jednych jest to lokalna tradycja bez głębszego znaczenia, a dla innych - coś mające głęboką wartość duchową.
Inne tematy w dziale Rozmaitości