W sobotę miał nastąpić koniec świata, a tu jak w polskim filmie, nic się nie działo. Ci co wzięli kredyty i wydali je na głupoty licząc na koniec świata srogo się zawiedli. Teraz będą musieli je spłacać. Ale do końców świata można się przyzwyczaić. Miał być w roku 2012, 2000 itp. Mistrzami świata w końcach świata są Świadkowie Jehowy. Końce świata przewidywali na rok 1874, 1914, 1918, 1925, 1945, 1972, 1975, 1984/1994, 2000 i przewidują na 2034. Można by się uśmiechać z politowaniem, ale mnie zaniepokoiło co innego. Czy aby już nie jesteśmy po końcu świata, tylko tego nie zauważyliśmy? W książce "Tamten świat" Andrzej Tokarczyk, za księdzem Ziółkowskim, tak opisuje tamten świat, a konkretnie piekło:
"Potępieni są "już na zawsze wykluczeni od udziału w szczęściu niebieskim; Boga, który jest źródłem nadprzyrodzonego szczęścia błogosławionych w niebie, nigdy oglądać nie będą."
"Wielką karą dla potępieńców jest również towarzystwo szatanów i dusz potępionych."
"Wszyscy cierpią potworne męki, złorzeczą i rozpaczają (...). Straszne więc i nieznośne musi być ciągłe obcowanie z potępionymi (...)".
Obudziłem się w sobotę rano i uświadomiłem sobie, że w życiu Boga nie widziałem. Nie miałem styczności z Jezusem. Co najwyżej z ZUSem, ale ZUS jest raczej diabelskim tworem. Zupełnie jakbym był "wykluczony od udziału w szczęściu niebieskim". Mało tego, wyszedłem na ulicę, a tu twarze ponure, cierpiące, "wszyscy cierpią potworne męki, złorzeczą i rozpaczają". Przechodząc obok witryny sklepowej zobaczyłem swoje odbicie w szybie. Wyglądałem dokładnie jak inni, ponury, jakby cierpiący potworne męki. Myślę sobie "No ładnie, Boga nie widziałem, wokół sami potępieńcy, ja też wyglądam jak potępiony. Ani chybi jestem w piekle. Ale co z szatanami?" Uszedłem parę kroków, tu widzę szyld sklepu "Lewiatan". W biznesie nazwy firm, czy organizacji nie są przypadkowe. Wyobraźmy sobie, że nazwałem swoją firmę "Głupi Jacuś". Obawiam się, że nie miałbym zbyt wielu kontrahentów i klientów. A więc każda nazwa w biznesie musi być dobrze przemyślana, żeby się źle nie kojarzyłą. Nazwy firm często gęsto pochodzą od nazw założycieli: DuPont, Swarovski czy Honda. A tu mamy Lewiatana. Według powyżej cytowanej książki Andrzeja Tokarczyka Lewiatan to jeden z książąt serafinów, który z Belzebubem i Lucyferem podnieśli bunt przeciw Bogu. Lewiatan ma przewodzić wszystkim oszustom na świecie. Już wiem dlaczego organizacja, reprezentująca interesy polskich przedsiębiorców prywatnych nazywa się Lewiatan. Jak lata temu widziałem reprezentantów tej organizacji w telewizji, to byli dla mnie tak wiarygodni, że gdyby któryś z nich powiedział mi, że właśnie słońce świeci, to wyglądnąłbym przez okno sprawdzić czy aby faktycznie świeci. Patron, jak widać, nie jest przypadkowy. Na swojej stronie internetowej piszą: "Dołącz do nas". W życiu nie przystąpiłbym do takiej organizacji. Swojej firmy, czy stowarzyszenia nie nazwałbym ani Lewiatan, ani Lucyfer, Bezebub, Belberith czy nawet Zagan. A przyznam się w tajemnicy, że z Zaganem miałem styczność jako młodzieniec. Gwoli ścisłości z jakimś bytem, który przedstawił mi się jako Zagan. Nie wiedziałem wtedy kto to jest. Eksperymentowałem z czymś podobnym do tabliczki łija (Ouija). Odpowiedzi tego bytu na wszystkie moje pytania były prawdą. Nawet dowiadywałem się u niego jakie pytania dostanę na egzaminach, gdy miałem listę zagadnień i zawsze dostawałem prawdziwe odpowiedzi. Dokładnie te pytania, które wskazał, dostawałem na egzaminach. Domyślam się, że po przeczytaniu tego zdania studenci w czasie sesji będą zawracać głowę Zaganowi. Będzie miał biedak dużo roboty w tym okresie. Moje kontakty z nim nie trwały długo, bo podczas oglądania jakiegoś horroru, wymieniano byty demoniczne i usłyszałem imię Zagan. Tak się spietrałem, że od razu skończyłem zabawy z łija. Mimo, że Zagan nigdy mnie nie oszukał wolałem już się z nim nie kontaktować.
Powracając do mojego sobotniego spaceru. Boga nie widziałem, wokół sami potępieńcy. Co prawda nie miałem bezpośredniego kontaktu z szatanem, ale jakiś diabeł obnosił się z siecią swoich sklepów. Ani chybi byłem w piekle. Ale to było piekło chrześcijańskie. Czy zaświaty po końcu świata wyglądają jak piekło chrześcijańskie? W każdym razie te zaświaty w których ja się znalazłem. Chyba nie do końca, bo przez chwilę miałem namiastkę muzułmańskiego raju, który opisałem we wpisie "Raj muzułmański i hurysy". Spotkałem znajomą, którą z dużym wysiłkiem można podciągnąć pod hurysę. Nie wiem czy" ciało jej było tak delikatne, że przeświecał przez nie szpik jej kości", bo była ubrana, a" pot miał zapach piżma", bo była wyperfumowana. Ale była coś w złym humorze i mój opis hurys pasował do niej jak ulał:
"Może się okazać, że będą to kłótliwe baby prowokujące stale awantury, a w przerwach strzelające fochy."
Tak właśnie z nią było. Wydarła się na mnie, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że świat jednak przestał istnieć. Nie wiem czy w ostatnią sobotę, czy w grudniu 2012 roku, czy jeszcze wcześniej. Fakt pozostawał faktem, odkryłem, że jestem już w zaświatach.
Inne tematy w dziale Rozmaitości