Jack Mac Lase
Jack Mac Lase
Jack Mac Lase Jack Mac Lase
4742
BLOG

Dlaczego stare budowle w Krakowie są zasypane? Czy Potop Szwedzki to tylko metafora?

Jack Mac Lase Jack Mac Lase Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

Spacerując po rynku krakowskim możemy zauważyć, że wiele budowli jest dość głęboko zapadniętych w grunt. Spójrzmy na kościół Mariacki. Wejście do niego prowadzi w dół, a pierwotnie z pewnością było parę schodków do góry, tak jak to jest w przypadku kościoła Św. Anny przedstawionym na zdjęciu obok. Historycznie, według portalu mariacki.com:

​"Romański kościół parafialny przy Rynku miasta Krakowa został ufundowany, jak zapisał Jan Długosz, przez biskupa krakowskiego Iwona Odrowąża w latach 1221–1222. W latach 1290–1300 wzniesiono, częściowo na jego fundamentach, nowy kościół w stylu wczesnogotyckim, poświęcony w 1320 roku.

Obecny kształt budowli jest wynikiem kolejnych przebudów. W latach około 1355–1365 wzniesiono wydłużone jednoprzestrzenne prezbiterium z oknami wypełnionymi w latach ok. 1360–1400 wielobarwnym i witrażami.

U schyłku wieku XIV powstał bazylikowy korpus wzorowany na części zachodniej katedry na Wawelu. Przekryty on został w latach 1395–97 sklepieniem krzyżowo-żebrowym przez mistrza Mikołaja Werhnera z Pragi. W latach 1435–1446 przy zewnętrznych murach naw bocznych dobudowano kaplice."

 Na zdjęciach poniżej przestawione są zapadnięte mury kościoła Mariackiego. 


image


image


Trochę gorzej jest z kościołem Św. Wojciecha. Na poniższym zdjęciu widzimy, że jest bardzo głęboko pod ziemią.


image


A według portalu ing.uj.edu.pl:

"Pierwotnie teren ten nie był nawet płaski, np. pod kościołem św. Wojciecha istniała mniej więcej dwumetrowa górka."

Świętej pamięci Marek Podlecki w jednym ze swoich filmików podał nawet, że pod kościołem Św. Wojciecha znajduje się mały czakram. Ale to taka niesprawdzona wiadomość. Najprawdopodobniej i za czasów pogańskich ten wzgórek był święty i pewnie znajdowała się tu jakaś świątynia pogańska.

Teraz może trochę więcej o krakowskim Rynku Głównym ( za Wikipedią):

"Kraków lokował na prawie magdeburskim 5 czerwca 1257 roku książę krakowski Bolesław Wstydliwy. Rynek został wytyczony przez ówczesnych wójtów Gedko Stilvoyta, Jakuba z Nysy i Dytmara z Wrocławia w oparciu o regularną siatkę mierniczą jako kwadratowy plac o boku nieznacznie przekraczającym 200 metrów, z deformacjami wynikającymi z konieczności dostosowania do pozostałości osadnictwa (kościół Mariacki i kościół św. Wojciecha). Powstał z myślą, by miejscowi oraz podążający szlakami handlowymi kupcy mieli dość miejsca do handlu.

Od początków XIV do XVIII wieku poszczególne fragmenty rynku nosiły oddzielne nazwy, związane zazwyczaj z rodzajem prowadzonego tam handlu. Całą północną część (według innych źródeł – tylko jej część) określano mianem „Kurzego targu”, zwanego również niekiedy „Kurniczym rynkiem”. Zajmował prawdopodobnie teren od ul. Sławkowskiej do ul. Floriańskiej. W północno-zachodnim narożniku, między Sukiennicami a wylotem ul. Szczepańskiej, znajdował się wzmiankowany w 1343 r. „Targ solny”. Natomiast na terenie pomiędzy ratuszem a połacią od ul. Wiślnej do ul. Brackiej umiejscowiony był „Targ węglowy”. Od wylotu ul. Brackiej do wylotu ul. Grodzkiej rozciągał się „Rynek ołowny”, zwany także „Ołownym dworem”. Pomiędzy kościółkiem Św. Wojciecha a linią wylotu ul. Siennej, naprzeciw Szarej Kamienicy, znajdował się „Żydowski rynek”, którego inna nazwa to „Żydowski targ”.

Pierwszą hipotezą, jaką słyszałem, dlaczego budowle przy krakowskim Rynku Głównym są zapadnięte była taka, że jako, że był placem targowym, konie ciągnące wozy kupieckie zostawiały odchody, które to łajno było następnie zasypywane ziemią i stąd wyniesienie poziomu rynku.

Hipoteza ta jest dość słaba, bo jeśli rynek był brukowany, to łatwiej było wywieźć końskie łajno niż nawozić ziemię i zasypywać nieczystości, zważywszy na to, że szczerze wątpię, aby bogaci kupcy czy księża pozwolili zasypywać swoje kamienice i kościoły mieszanką łajna z ziemią. I tu ciekawostka (znowu Wikipedią):

" Końskie odchody wraz ze ściółką tworzą obornik, który jest uznawany za doskonały nawóz organiczny, "

Gdzieżby ktoś pozbawiał się w prosty sposób cennego surowca. A co ważniejsze (Wikipedia):

"Pierwszy bruk założono w drugiej połowie XIV w. W 1373 roku wydano zarządzenie o obowiązku utrzymywania czystości na ulicy przez właścicieli przyległych kamienic."

​Czyli hipoteza końskiego łajna jest dość słaba, choć podobną hipotezę lansuje portal ciekawikrakowa.pl:

"Poza opadami atmosferycznymi trafiają tam nieczystości z domów. Niby były rynsztoki. Ale to nie to samo co śmieciarka. Gdy robiło się już zbyt obleśnie, to zasypywano to piaskiem. Dlatego poziom nawierzchni szedł w górę. "

Inne portale podają sprzeczne informacje co do czasu podnoszenia się poziomu rynku i przyczyn.

I tak portal naszkawalekswiata.pl tak opisuje podnoszenie się rynku:

"Poziom rynku od XII do XVI w. (kiedy to ustabilizował się z grubsza na obecnej wysokości) podniósł się o około 4m! Było to skutkiem wyrównywania terenu poprzez układanie kolejnych warstw ziemi i bruku. Miały one przykrywać to, co stare i brzydkie. To „zamiatanie śmieci pod dywan” w średniowiecznym wydaniu świadczyło o dynamicznym rozwoju miasta."

Natomiast portal krakow-przewodnik.com.pl podaje takie przyczyny:

"Do połowy XIV wieku około dwóch trzecich domostw było domami murowanymi, głęboko osadzonymi poniżej gruntu ale bez piwnic, wykonanymi z ciosanego kamienia.

Z uwagi na błędy konstrukcyjne i oraz rodzaj gruntu niektóre budynki zaczęły osiadać lub się chylić. Ich remonty prowadzące do umocnienia konstrukcji sprowadzały się do zastosowania szkarp. Również w wyniku zapadania się budowli i podnoszenia gruntu, spowodowanego wylewami Wisły i jej dopływów oraz szybko rosnącej warstwy kulturowej partery pierwotnych budynków stawały się piwnicami, półpiwnicami lub suterynami. "

I w XVI wieku według tego portalu:

"Ponownie nastąpiło podniesienie gruntu. Poziom płyty placu był o dwa metry wyżej w stosunku do czasów lokacji. ​"

Autorzy nie podali przyczyny dla której poziom rynku podniósł się o 2 metry w XVI wieku. Natomiast wyjaśnienie, że do połowy XIV wieku budynki osiadały w miękkim gruncie jest, moim zdaniem, dość słabe, bo budowle raczej nie osiadają równomiernie i np. kościół Mariacki runąłby, a jednak stoi do dziś dnia i to jeszcze prosty, a nie pochylony.

Ale nie tylko na Rynku Głównym mamy zapadnięte budowle. Poniżej przedstawiam zdjęcia Bazyliki Dominikanów pod wezwaniem Świętej Trójcy.


image

image


A tu trochę o historii tego kościoła (Wikipedia):

"Nowy, gotycki kościół oraz klasztor dominikanie zaczęli wznosić po najeździe Tatarów w 1241 roku. Pierwotnie była to trójnawowa hala, którą następnie, na przełomie XIV i XV wieku, przebudowano na kościół bazylikowy"

A tak wyglądał między XVII, a XIX wiekiem według obrazu Marcina Zaleskiego.


image


Ale na ulicy Dominikańskiej i placu Dominikańskim nie tylko kościół jest zapadnięty w ziemię. Okoliczne kamienice również.


image

image


Także znajdująca się niedaleko bazylika Franciszkanów pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu też zanurzona jest w ziemi. Główne wejście, do którego powinno wchodzić się po schodach do góry jest na równi z gruntem.  


image


Boczne wejście jest poniżej ulicy.


image


A tu ściana bazyliki zanurzona w gruncie.


image


I trochę z historii kościoła (Wikipedia):

"Wygląd pierwotnego kościoła jest przedmiotem dyskusji. Nie jest wykluczone, że pierwotny kościół był zbudowany na planie krzyża greckiego (równoramiennego) z wieżą na przecięciu naw lub w narożu szczytu nawy północnej i zachodniego ramienia części krzyżowej. Budulcem była cegła (z dodatkiem kamiennych detali). Ok. 1260-1270 dobudowano do niego zakrystię. W 1269 roku kościół konsekrowano pod wezwaniem św. Franciszka z Asyżu. Inicjatorem i głównym inwestorem przebudowy kościoła franciszkanów w Krakowie w końcu lat sześćdziesiątych XIII wieku był książę krakowsko-sandomierski Bolesław Wstydliwy.

Zakończenie budowy dostawionego do części krzyżowej korpusu świątyni franciszkańskiej wyznacza się na koniec XIII lub na początek XIV wieku, o czym ma świadczyć maswerk w skrajnym, zachodnim oknie ściany południowej. W 1. połowie XV wieku kościół znacznie rozbudowano: przedłużono prezbiterium (1401) o dwa przęsła i zamknięto je trójboczną apsydą, następnie przebudowano korpus kościoła (1420-36), stawiając dwunawową, asymetryczną halę".

Czyli oba kościoły i Dominikanów i Franciszkanów zaczęto wznosić w XIII wieku i budowano aż do XV wieku. Oba kościoły są sporych rozmiarów. Gdyby hipoteza grząskiego podłoża i osiadania budowli była trafna, to oba kościoły byłyby pokrzywione i ściany popękane. A tak nie jest.

Idąc dalej mamy kościół św. Andrzeja. Też zapadnięty.


image

image


Kościół ma swoje latka.


image


A tu trochę o historii kościoła (Wikipedia):

"Kościół zbudowano w latach 1079–1098, z fundacji palatyna Sieciecha. Był główną świątynią osady Okół. Znajdował się początkowo pod patronatem benedyktynów z opactwa w Sieciechowie, a potem z Tyńca. Być może początkowo nosił wezwanie św. Idziego. Według Długosza broniła się tutaj ludność Okołu przed Mongołami w 1241. W 1243 Konrad Mazowiecki podczas walk o tron krakowski otoczył kościół fosą i wałem. Ponowny najazd tatarski z 1260 spowodował prawdopodobnie częściowe zniszczenie świątyni."

Wygląda na to, że ostatecznie jego mury powstały w XIII wieku.

​I kolejny zapadnięty kościół św. Krzyża.

Tak wygląda wewnątrz.


image


A tak na zewnątrz.


image


I trochę historii (Wikipedia):

Obecny kościół, murowany, pochodzi z XIV w. Kamienne prezbiterium powstało na początku XIV w. (może już ok. roku 1300), zaś kwadratową, ceglaną nawę ukończono w drugiej połowie tego samego wieku – z pewnością nie później niż w roku 1420. "

Ale nie wszystkie kościoły są zapadnięte. Do Kolegiaty św. Anny pokazanej na zdjęciu wprowadzającym do artykułu możemy wejść po schodach do góry, a nie na dół, jak w przytoczonych wcześniej przykładach. A co możemy przeczytać o jego historii? (Wikipedia):

"Budowa trzeciego kościoła (1689 – 1703)W roku wyburzenia kolegiaty położono kamień węgielny pod budowę nowej świątyni. Pierwotny projekt kościoła zaproponowany przez architekta Tylmana z Gameren nawiązywał do planu rzymskiego kościoła San Carlo ai Catinari, który był także inspiracją dla kościoła uniwersyteckiego paryskiej Sorbony. Profesorowie Akademii odrzucili projekt i zasugerowali Tylmanowi jako wzór plan kościoła San Andrea della Valle, który był pod opieką zakonu teatynów – konkurentów jezuitów, bowiem krakowscy uczeni chcieli budowlą kościoła akademickiego przyćmić krakowski kościół św. św. Piotra i Pawła zarządzany wtedy przez jezuitów. Tylman z Gameren zrobił nowy projekt, który został zaakceptowany i budowa ruszyła. Od 1692 roku prace budowlane nadzorował ks. Sebastian Piskorski – proboszcz parafii i zarazem profesor Akademii Krakowskiej. W 1695 kościół stał w stanie surowym i nie miał jeszcze kopuły."

Kościół jest dużo późniejszy bo z XVIII wieku.

Drugim kościołem do którego można wejść po schodach do góry jest Kościół Świętych Apostołów Piotra i Pawła.


image


W Wikipedii możemy przeczytać, że:

"Plan kościoła wykonał prawdopodobnie Giovanni de Rossis, plan ten był realizowany od 1597 roku – najpierw przez Józefa Britiusa (Giuseppe Brizio), a następnie modyfikowany przez Giovanniego Marię Bernardoniego. Ostateczny kształt kościołowi nadał w latach 1605–1619 Giovanni Trevano, będący autorem projektów fasady, kopuły i wystroju wnętrza.Uroczystej konsekracji kościoła dokonano 8 lipca 1635 roku."

Widać oba te kościoły były budowane w XVII wieku.

A teraz spójrzmy na inne budynki, jak np. budynki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Poniżej Collegium Maius.


image


Wejście jest na równi z ulicą, a prawdopodobnie było po schodkach do góry jak wejście do Collegium Novum.


image


Różnica jest taka, że to pierwsze było budowane w XV wieku, a to drugie w drugiej połowie XIX wieku.

Oczywiście na chłopski rozum buduje się wejścia do budynków nad poziomem gruntu, a nie poniżej, żeby woda deszczowa nie wpływała do środka. Domyślam się, że budowniczowie sprzed XVII wieku znali tę prostą zasadę.

Oczywiście istnieją wyjątki i są późniejsze budowle trochę poniżej gruntu ale to wynika z prac inżynieryjnych prowadzonych wokół tych budowli. Weźmy przykład klasztoru ss. Norbertanek i kościoła pod wezwaniem św. Augustyna i św. Jana Chrzciciela. W XIX wieku na dziedziniec klasztorny wchodziło się pod górę. 


image


A teraz schodzi się z góry.


image


Chociaż wejście do kościoła od strony ulicy Tadeusza Kościuszki jest nie tylko poniżej poziomu ulicy, ale nawet poniżej poziomu podworca przynależnego kościołowi. Wygląda to tak jakby ziemia ze wzgórza Bronisławy spłynęła na klasztor i było jej tyle, że nie było sensu go odkopywać. Lepiej było zrobić dobudówkę i schody w dół do kościoła.


image

image


Powyższe zdjęcie pokazuje jeden z najstarszych elementów kościoła. Za portalem bankfoto.info:

"Klasztor konsekrowany w 1181 roku, ufundowany przez Jakse Gryfita. Odbudowany w XIV wieku po dwukrotnym najeździe Tatarów. Z poprzedniej romańskiej budowli zachowały się m.in. portal w kruchcie od ulicy Kościuszki. Obecny wygląd kościoła to efekt przebudowy z przełomu XVI i XVII wieku pod kierunkiem Giovanni Trevano (Jan Trewano)."

Więcej o historii klasztoru ss. Norbertanek podaje nam tradycyjnie Wikipedia:

"Klasztor powstał w II połowie XII wieku, konsekrowany prawdopodobnie w 1181 roku. Jak głosi tradycja, jego fundatorem był dziedzic Zwierzyńca, rycerz Jaksa Gryfita, który po powrocie z wyprawy krzyżowej do Ziemi Świętej wybudował w 1162 roku klasztor i kościół.Według innych źródeł, nie jest to wcale pewne i przyjmuje się ogólnie, że zgromadzenie reguły św. Norberta powstało na Zwierzyńcu między 1144 a 1165 rokiem. Norbertanki, najstarsze żeńskie zgromadzenie zakonne w Polsce, przybyły pod Kraków z Doksau koło Pragi. Uważa się za prawdopodobne, że początkowo był to klasztor dwukonwentualny, rozdział na zgromadzenie żeńskie i męskie mogło nastąpić po 1241 roku po najeździe Tatarów.

Obiekt wówczas został prawie doszczętnie zniszczony, z romańskiego kościoła i klasztoru zachowały się jedynie resztki murów. Najstarsze zachowane obecnie fragmenty pochodzą z XIII w. Jest to m.in. romański portal w kruchcie pod wieżą. Odbudowany w latach 1255-59 kościół wzniesiono z cegły, ponownie w stylu romańskim. Był jednonawowy, z prostokątnym prezbiterium. Według tradycji ponownie zniszczony przez Tatarów w 1260 i 1287.

Zachowane do dzisiaj mury i baszty pochodzą z czasów Władysława Jagiełły. Miały wówczas charakter obronny, klasztor położony był wówczas poza bramami miasta. W XVIII w. w fortyfikacjach klasztornych przechowywano broń i działa, które zostały przekazane w 1794 roku Tadeuszowi Kościuszce. Kościół spłonął w 1527 oraz w 1587 roku, w czasie oblężenia Krakowa przez wojska arcyksięcia Maksymiliana Habsburga. Obecny wygląd pochodzi z czasu jego wielkiej przebudowy przeprowadzonej w latach 1596–1626, kiedy konwentem rządziła ksieni Dorota Kątska. Przebudowy tej dokonali Jan Trewano i Jan Petrini."

Jak widać z powyższych rozważań kluczowy jest przełom XVI i XVII wieku. Wtedy właśnie zakończył się złoty wiek dziejów Polski i w XVII wieku Polska uwikłała się w wojny ze Szwecją, Rosją, Turcją, bunty kozackie, rokosze Zebrzydowskiego, Lubomirskiego, łowicki. XVIII wiek, to już upadek Rzeczpospolitej.

Co miało miejsce na przełomie XVI i XVII wieku? Co mogło być przyczyną, że budowle zbudowane przed XVII wiekiem są zapadnięte w gruncie?

Według oficjalnej wiedzy, to co mogło doprowadzić do podniesienia się powierzchni gruntu w Krakowie to była wielka powódź pod koniec XVI wieku w 1593 roku. To i spalenie przez Zygmunta III Wazę wschodniej części Wawelu w 1595 roku, z czym wiązała się przeprowadzka dworu królewskiego do Warszawy w 1596 roku mogło spowodować, że po tych wydarzeniach Kraków podupadł na jakiś czas i nikt nie oczyścił miasta z błota popowodziowego. Gdy błoto wyschło nałożono nowy bruk na ulice. Co prawda portal dziejekrakowa.pl informuje nas radośnie, że w pierwszej połowie XVII wieku Kraków rozwijał się świetnie, ale podejrzewam, że w pierwszych latach po powodzi i wyprowadzeniu się króla Kraków przeżywał szok i załamanie gospodarcze i dlatego nikt nie bawił się w odkopywanie zasypanych murów i starych bruków, tylko położono nową nawierzchnię na warstwę wyschniętego błota. To jest moja hipoteza, bo nie znalazłem informacji, żeby Rynek Główny został zatopiony w tym czasie.

Według zapisów od końca XVI wieku praktycznie co 100 lat Kraków przeżywa wielką powódź. Wielka powódź była w 1593 (portal wielkawoda.umk.pl):

"W roku 1593, dnia ,,1 lipca zaczął wielki deszcz w Krakowie i okolicy padać i trwał całe 48 godzin bez przerwy, a zatem trzeciego dnia nastąpiła powódź Wisły, jakiej wedle pamięci ludzkiej nie wiedziano, jak wielu myślało.(...) Mniszki z oczywistego od wody niebezpieczeństwa wyratowane zostały na łodziach doprowadzonych w nocy do okien.'' (wg. zapisu księdza Wielewickiego).''

​Ten sam poziom osiągnęła woda podczas powodzi w 1697 roku co upamiętnia tablica na murze klasztoru ss. Norbertanek.


image


Kolejny wylew Wisły był w 1813 roku. Z Wikipedii możemy się dowiedzieć między innymi to:

"Powódź w Europie w 1813 – powódź, która przeszła przez Węgry, Polskę, Niemcy i Czechy w dniach 27–30 sierpnia 1813. Przyczyniła się do załamania kampanii napoleońskiej na Śląsku"


image


Kolejna wielka powódź w Krakowie była w 1903 roku. Wikipedia tak nas o niej informuje:

"Była największą klęską tego typu od czasów wielkiej powodzi w 1813. Wylała przede wszystkim Wisła, ale także: Soła, Skawa, Rudawa, Raba i Dunajec. Wody tych rzek podtopiły powierzchnię około 3000 km², w tym wiele dzielnic Krakowa, gdzie woda osiągnęła 5,2 m ponad stan normalny. W powiecie krakowskim zalaniu uległo 28 wsi, w podgórskim – 13, w wielickim – 5, a w chrzanowskim – 12. Ponad 15.000 gospodarstw uległo zniszczeniu. W Krakowie zalane został Błonia miejskie, park Jordana, ulice: Wolska, Zwierzyniecka, Smoleńsk, Garncarska, Retoryka, Koletek, św. Agnieszki i kościół na Skałce. W drukarni Anczyca woda wdarła się do piwnic i zalała wiele gotowych wydawnictw. Straty w skali całej Galicji oceniono na około 30 milionów ówczesnych koron. W wielu rejonach nie zbierano w ogóle zboża, które zgniło, ponieważ po powodzi trwały jeszcze wielodniowe opady deszczu. Podobnie było z ziemniakami"

Na zdjęciu poniżej przedstawiona jest ulica Wolska prowadząca do Plant za którymi jest Rynek Główny.


image


No i oczywiście powódź z roku 1997, kiedy to wały przeciwpowodziowe ochroniły Kraków. Poniżej są zdjęcia ujścia Rudawy do Wisły przy klasztorze ss. Norbertanek i mostu Dębnickiego z Wawelem w tle. 


image

image


Być może regularność wielkich powodzi ma związek z hipotezą pulsującej Ziemi. Ale to tylko mój domysł.

​Zacząłem sprawdzać czy w roku 1593 Rynek Główny w Krakowie mógł zostać zatopiony. Znalazłem dwie mapy z dawnym przebiegiem rzek w Krakowie w książce "Dzieje Krakowa, Kraków do schyłku wieków średnich" Jerzego Wyrozumskiego.

Pierwszą mapę prezentuję poniżej. Widać na niej, że Wisła opływa z dwóch stron Kazimierz, a Rudawa - obecne Stare Miasto. 


image


Na drugiej mapie poniżej czarną ciągłą linia przedstawione jest obecne koryto Wisły (nr 1). Linia oznaczona numerem 2 przedstawia dawny bieg Wisły. Na mapie widać, że Wisła płynęła dawniej w pobliżu klasztorów Franciszkanów i Dominikanów. 


image


Z pewnością mapy pokazują przebieg krakowskich rzek przed XVIII wiekiem, ponieważ w internecie udało mi się znaleźć mapę Krakowa z okresu Sejmu Czteroletniego, gdzie liczba odnóg Wisły i Rudowy została znacznie zredukowana.


image


Poszedłem pod klasztor ss. Norbertanek i zmierzyłem na jakiej wysokości nad gruntem jest umieszczona tablica oznaczająca wysokość wody w czasie powodzi w latach 1593 i w 1697.


image


Pierwsze pomiary zrobiłem za pomocą programu Google Earth. Zaznaczyłem miejsce obok muru klasztoru i punkt na rynku.


image

image


Według Google Earth różnica wysokości wyniosła 6 m, minus 3 metry (od gruntu do tablicy), to brakuje jeszcze trzech metrów do zalania rynku. Wysokość na przekroju Google Earth koło Norbertanek wynosi 205 m, a na rynku 211. Ale przyjrzałem się bliżej tym wysokościom i okazało się, że koło Norbertanek jest 201 m, 


image


a na rynku 209 m.


image


Czyli różnica 8 m i brakuje 5m, ale za to Norbertanki są o 4 m niżej, a rynek - o 2. Czyli Google Earth robi dość spore błędy. Przy tak małej różnicy wysokości te błędy są dość znaczące. Ściągnąłem sobie aplikację wysokościomierz na smartfona i postanowiłem w jednym dniu zmierzyć wysokości pod kościołem św. Wojciecha na Rynku Głównym i pod klasztorem Norbertanek pod tablicami upamiętniającymi powodzie. Wysokości zmierzyłem w odstępie około 30 minut. Wysokościomierz pokazywał wysokości z błędem, czyli najwyższą wartość, najmniejszą wartość i średnią wartość. W pomiarach otrzymałem, że poziom płyty rynku przy kościele św. Wojciecha jest średnio na wysokości 200 m, gdzie najmniejsza wartość jest 199 m, a największa 203. Wysokość tablicy upamiętniającej powodzie z lat 1593 i 1697 jest na wysokości średniej 200 m, najmniejsza wysokość to 198m, a największa - 203 m. Z pomiaru wynika, że Rynek Główny w Krakowie mógł być zalany w latach 1593 i 1697. Naniesiony szlam mógł nie zostać usunięty ze względu na ilość i został przykryty nowym brukiem.

Ale co to ma wszystko wspólnego z Potopem Szwedzkim?

Jak łatwo zauważyć tablice - znaczniki powodzi zostały wmurowane w bramę klasztoru ss. Norbertanek dopiero w XIX wieku. Powodzie z końca XVI i końca XVII wieku miały dokładnie ten sam poziom według zakonnic. Podejrzewam, że tak nie było. Siostrom mogło się zapomnieć dokąd tak na prawdę sięgała woda w końcu XVI wieku i w XIX wieku mogło im się tylko coś wydawać, zważywszy na to, że jak podaje Wikipedia już wyżej cytowana:

"Obecny wygląd pochodzi z czasu jego wielkiej przebudowy przeprowadzonej w latach 1596–1626,

W ferworze wielkiej przebudowy mogło się coś pomylić. Zważywszy na to, że pamięć ludzka jest zawodna,

Na przykład pamięć mojej rodziny sięga trochę dalej niż 100 lat wstecz. Obawiam się, że jeśli siostry nie prowadziły kroniki, to ich zbiorowa pamięć nie sięgała wiele dalej. Według zapisków Norbertanki zostały ewakuowane łodziami. A jeśli jakieś zostały w klasztorze, to nie przeżyły i nie było komu opowiedzieć co się stało i jak wysoko sięgała woda.

​Więc jak to mogło być?

Rosyjscy vlogerzy jak np. Aispik lansują tezę, że na początku XVII i XIX wieku były wielkie powodzie na półkuli północnej nazywane przez nich potopami. Poniżej przedstawiam zasięg powodzi zaczerpnięty z jednego z filmów Aispika z XVII


image


i z XIX wieku. Widać ta z XIX wieku była mniej groźna dla Europy. Za to ta siedemnastowieczna oszczędziła tylko część Polski i część Szwecji i południe centralnej Europy. 


image


Jeśli Aispik i inni rosyjscy vlogerzy mają rację, to na początku XVII wieku doszło do jakiejś hekatomby. Przyczyną mógł być np. przelot nad biegunem północnym jakiegoś masywnego ciała kosmicznego, które pociągnęło za sobą wodę z oceanu Arktycznego. Woda na zalanych terenach, być może, utrzymywała się latami. Nic tam nie rosło, więc panował wielki głód. I to mogło skłonić Rosję i Turcję do wojny z Polską, bo Polska miała żywność. Ukraina była zalana. Stąd powstania kozackie. Tatarzy pewnie też z głodu atakowali Polskę, bo Chanat Krymski też został zalany. Być może na początku wieku XVII te wojny wyglądały jak krucjata ludowa pod koniec XI wieku (Wikipedia):

"W odpowiedzi na apel papieża Urbana II już w marcu na krucjatę ruszyła ogromna rzesza cywilów (ok. 20 000 ludzi), prowadzonych przez charyzmatycznego, lecz bliżej nieznanego mnicha zwanego w źródłach Piotrem Pustelnikiem lub Piotrem z Amiens. Wyprawa wyruszyła już pod koniec 1095 r., ale była źle zorganizowana i niemal bezwartościowa pod względem militarnym. W jej skład wchodzili głównie chłopi i biedota, ale też pospolici przestępcy, którzy odłączyli się od głównego pochodu i dokonali kilku dużych pogromów Żydów na terenie Niemiec. Jedna z takich grup została pokonana przez wojska węgierskie w bitwie pod Wieselbergiem. Większość uczestników wyprawy dotarła przez Bałkany do Konstantynopola, ale cesarz Bizancjum, Aleksy I Komnen, nie wpuścił ich do miasta. Krzyżowcy ludowi zostali szybko przetransportowani do Anatolii, gdzie wyprawa poniosła sromotną klęskę z rąk sułtana Ar Rumu, Kilidż Arslana. Wielu krzyżowców zginęło w czasie oblężenia zamku Kserigordon, a pozostali zostali pobici w bitwie pod Civetot, nieopodal Nikai"

Również, gdy Polacy szli na Moskwę w początku XVII wieku, czyli zaraz po potopie, to sytuacja wcale nie musiała wyglądać jak w przekazach historycznych. Szło im gładko, bo nie mieli z kim walczyć. Nikogo tam nie było. Mieli kłopoty z aprowizacją, ale nie dlatego, że Rosjanie stosowali stosowali taktykę spalonej ziemi, a po prostu tam nic nie było po wielkiej powodzi.

Do tego dochodzi mała epoka lodowcowa. Na portalu zycieaklimat.edu.pl możemy wyczytać:

"Przerywane przejściowymi ociepleniami ochłodzenie klimatu trwało od początku XIV w. do połowy XIX w., choć niektórzy ze względu na znaczne wahania na początku i końcu tego przedziału określają mianem małej epoki lodowej tylko przedział między rokiem 1600 a 1800."

Czyli właściwa mała epoka lodowcowa zaczęła się jedna wielką powodzią, a zakończyła drugą, jeśli hipoteza rosyjskich vlogerów jest prawdziwa. To, że pierwsza gigantyczna powódź mogła mieć miejsce sugeruje sam powyższy portal:

"Podczas małej epoki lodowej rozwinięto nowe techniki osuszania bagien, w tym obszarów na pograniczu morza i lądu."

A co ze Szwecją?

Na powyższym portalu możemy dalej wyczytać:

"Znaczące ochłodzenie szczególnie dotkliwe było dla państw skandynawskich. Łączność z Grenlandią urwała się ze względu na góry lodowe na oceanie. Osłabły kontakty z Islandią. Ochłodzenie oznaczało słabe zbiory i połowy ryb. Te same klęski dotykały Szwecję, która wyrastając na lokalne mocarstwo, nie mogła sobie pozwolić na osłabienie gospodarcze. Zdobywszy wcześniej daleką północ, Szwecja zwróciła się ku południowi. Zawładnęła Skanią, tj. południową częścią Półwyspu Skandynawskiego, dotąd integralną częścią i spichlerzem Danii.

Szwecja wdała się kilkakrotnie w wojnę z Polską, która była wówczas głównym eksporterem zboża. Najcięższa z tych wojen określana jest jako potop szwedzki.

Szwecja zaangażowała się również w wojnę trzydziestoletnią, toczącą się głównie na terenie Niemiec, dzięki czemu zajęła kilka portów, w tym na kilkadziesiąt lat Szczecin. Ułatwieniem była możliwość zimowej przeprawy armii po Bałtyku, który w tamtym okresie regularnie i na długo zamarzał."

Dodatkowo w czasie małej epoki lodowcowej lód skuwał rzeki i jeziora. Prawdopodobnie, gdy na wiosnę lody ruszały, to tworzyły się zatory lodowe i rozlewiska wodne zatapiające wsie. Gdy takie masy lodu znowu ruszały zmiatały całe wsie z powierzchni ziemi. Potop rosyjski zaczął się na wiosnę 1654 roku. Być może Rosjanie wkroczyli do Polski po takim incydencie powodzi lodowej. Szli przez bagna i mokradła i nie było za bardzo komu stawić im czoła.

Również, gdy Szwedzi ruszyli w lipcu 1655 roku ze Szczecina to, być może, nikogo nie napotkali aż do Ujścia, ze względu na bagna i mokradła. To samo armia idąca z Inflant. Tereny mogły być zabagnione jeszcze od zimy i nikt tam nie mieszkał. A może było zaraz po powodzi, albo właśnie zaczęła się powódź. Wielkie powodzie z lat 1593, 1697, 1813, 1903 i 1997 miały miejsce w lipcu i w sierpniu. A także powódź w Krakowie z roku 1670 również miała miejsce w lipcu. Jest duże prawdopodobieństwo, że atak szwedzki na Polskę nastąpił w okresie wylewów rzek i Szwedzi szli przez puste tereny, puste miasteczka i wsie, a opisy walk są tylko fantazją ludzi piszących historię.

Jak do tego mogło dojść?

Wyobraźmy sobie, że nastąpił jakiś kataklizm i jedyna książka jaka pozostała to powieść S-F "Inny wariant" Jacka Mac Lase". Byłoby to jedyne źródło wiedzy o dawnych czasach. Niektórzy potraktowaliby to jako dokument, a inni - wręcz jako kronikę wydarzeń historycznych.

Powyższe rozważanie nie jest takie oderwane od rzeczywistości. Jeśli ktoś przejmie władzę nad mediami może ludziom wszystko wmówić. Najlepszy przykład, to histeria związana z pseudopandemią covid - 19. Światowe media są jak instrumenty muzyczne w orkiestrze. Co prawda wydają różne dźwięki, ale wszystkie grają tę samą melodię pod dyktando jednego dyrygenta. Przypuszczalnie podobnie było z epidemią hiszpanki sto lat temu.

Z hipotezą, że historia świat wygląda inaczej niż podaje to oficjalna nauka wystąpił w roku 1991 Heribert Illig sugerując, że 300 lat pomiędzy rokiem 614, a 911 zostało po prostu zmyślone. Rosyjski akademik (czyli najwyższa liga rosyjskiej nauki) Anatolij Timofiejewicz Fomienko poszedł na całość i twierdzi, że historia została sfałszowana i nie ma dowodów na to, żeby cokolwiek było przed rokiem tysięcznym.

Więc może historia Polski, a szczególnie Krakowa wygląda zupełnie inaczej niż nam się to przedstawia.

Ciekawa sprawa jest z Krakusami z dziada pradziada. Okazuje się, że praktycznie wszyscy osiedlili się w Krakowie w XIX lub na początku XX wieku. Wyjątkiem jest rodzina Estreicherów, których praprzodek osiedlił się w Krakowie dokładnie w 1782 roku, czyli pod koniec XVIII wieku. O tym praprzodku możemy przeczytać w Wikipedii, że:

"Pierwszym przedstawicielem rodu Estreicherów zamieszkałym w Krakowie był malarz, ebenista i profesor rysunku Szkoły Głównej Krakowskiej (UJ) Dominik Oesterreicher (1750–1809), pochodzący z mieszkającej od co najmniej pierwszej połowy XVII wieku w Igławie na Morawach niemieckojęzycznej rodziny browarników, kupców, lekarzy i malarzy"

A co stało się z rodami, które żyły tu np, w XV wieku? Zniknęły przepadły. Najstarsza krakowska rodzina ma korzenie niemieckie. Wygląda na to, że współcześni mieszkańcy Krakowa nie mają związków genetycznych Krakusami z XIII czy XIV wieku, a nawet XVI. Co się z nimi stało? Czy nastąpiła jakaś tajemnicza wymiana populacji?

Widać ,że historia nie jest taka oczywista, jak nam sią ją przedstawia. 

Jestem Krakusem

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Kultura