Oglądając Google Earth natchnąłem się w Kenii na taki obrazek jak powyżej. Pomyślałem sobie, że ani chybi kosmici to zrobili i zostanę drugim Dänikenem, gdy sfotografuję to w realu. Za pomocą Google Earth znalazłem więcej takich ciekawych miejsc. Kolejne jest pokazane na zdjęciu poniżej (można je powiększyć kliknięciem).
Podjąłem decyzję, że polecę do Kenii i zobaczę to na własne oczy. Biletów szukałem wyszukiwarkami Skyscanner i Kiwi. Okazało się, że z Polski i z Czech bilety są dużo droższe niż z Niemiec (kosztowały dużo ponad 3000 zł w obie strony), więc postanowiłem lecieć z Berlina ( za 2208 zł). Kupiłem bilet autobusowy z Krakowa do Berlina za jedyne 39 zł w jedną stronę firmy Flixbus i udałem się w podróż do Kenii.
Po wylądowaniu postanowiłem zwiedzić stolicę kraju Nairobi. Kurs wymiany dolara na szylingi kenijskie na lotnisku nie był taki zły. Najkorzystniej było wymieniać dolary w biurach Forex, a najgorzej - Western Union. Centrum Nairobi jest dość zadbane i wygląda mniej więcej tak, jak na poniższych zdjęciach.
W Nairobi teoretycznie nie wolno palić papierosów na ulicy (na 100% biały nie może palić, bo go zaraz zakapują i zapłaci spory mandat). Do tego są wyznaczone specjalne miejsca - palarnie, co pokazuje poniższe zdjęcie.
W sierpniu 1998 roku dokonano zamach na ambasadę USA w Nairobi i na tym miejscu jest obecnie park pamięci.
Najważniejszym parkiem Nairobi jest park Uhuru o powierzchni 12,9 ha założony w 1969 roku w dzielnicy biznesu. Centralnym jego punktem jest pomnik Nyayo.
W tym parku w roku 1980 Jan Paweł II odprawiał mszę. A stąd to wiem, bo Kenijczycy nie omieszkali postawić pomnik w miejscu gdzie stał ołtarz.
Przedmieścia Nairobi wyglądają trochę inaczej niż centrum.
Był też polski akcent.
Ponoć w suahili to znaczy "jeden dolar".
Na południu Nairobi jest park narodowy. Ciekawa sprawa, nie można zapłacić wstępu gotówką tylko aplikacją mobilną, albo kartą kredytową. Dla tych co nie mają aplikacji, ani karty kredytowej przy sobie Kenijczycy znaleźli rozwiązanie problemu. Obok siedzi facet, który za dodatkowego dolara zapłaconego gotówką płaci za nas wstęp aplikacją mobilną. Oczywiście wstępy do parków narodowych itp są dla białasa 10 -15 razy droższe niż dla Kenijczyków. To jest oficjalna taryfa. Prywatni też z reguły liczą cenę specjalną dla białasa. Oczywiście nie wszyscy. Zdarzają się i tacy. którzy nie zwracają uwagi na kolor skóry i cena dla wszystkich jest ta sama.
Ten park narodowy, to wielkie rozczarowanie. Nie polecam odwiedzin. Drogo i praktycznie nic nie ma. Wygląda jak prowincjonalny ogród zoologiczny.
Pod Nairobi jest jaskinia. Nazywa się "Raj zaginiony". Jak wszędzie wstęp dla białasa jest kilkukrotnie wyższy niż dla autochtona.
W okolicy jaskini można było zobaczyć takie drzewo.
Można powiedzieć, ta wizyta nie rzuciła mnie na kolana z zachwytu.
Po zwiedzeniu Nairobi pojechałem na północ w celu sprawdzenia, co przedstawiają znalezione przeze mnie obrazy na Google Earth. O tym napiszę w następnych częściach.
Inne tematy w dziale Rozmaitości