Są ludzie, którzy porównują mnie do gomułkowskich, dziennikarskich pałkarzy lub wyjących zgodnym chórem „poprawnopolitycznych” hien. Są ludzie, którzy wyrażają faryzeuszowskie ubolewanie nad tym, jak to człowiek o moich poglądach i mojej inteligencji oraz wiedzy (nie prawię sobie peanów pochwalnych, a jedynie cytuję) mógł stać się sympatykiem Kaczyńskich. Otóż, Drodzy Państwo, ja od Lecha i Jarosława dostałem bezcenny prezent. Coś czego nie da się kupić za żadne pieniądze. Dostałem od nich przekonanie, że po raz pierwszy w życiu jestem wolnym człowiekiem w wolnym kraju. Dzisiaj mój kraj nie jest tylko płachtą czerwonego sukna, rozrywaną przez różnorakie kanalie. Dzisiaj mogę nie tylko powiedzieć, że jestem dumny, iż jestem Polakiem, ale że mam Prezydenta, który będzie mnie w poczuciu tej dumy bronił, gdyż sam czuje to samo co ja. Ten kraj był zawsze mój. Ale władza w nim była zawsze obca. Ci, którzy rządzili Polską, do czasów zwycięstwa PiS-u, byli tylko okupantami. Wrogą armią, której celem była nie anihilacja społeczności, lecz anihilacja umysłów oraz wartości. Oczywiście, że Kaczyńscy i ich współpracownicy popełniają błędy, czy robią głupstwa. Mam wiele krytycznych uwag choćby do polityki gospodarczej tego rządu. Ale to są mój premier i mój prezydent. Po raz pierwszy w życiu powietrze, którym oddycham nie ma odoru szamba. Tego uczucia nie da się kupić za żadną cenę!
Niepoprawny. Wierzący w słowa Herberta, mówiące że "Pan Cogito chce stanąć do nierównej walki. Zanim nadejdzie powalenie bezwładem, zwyczajna śmierć bez glorii, uduszenie bezkształtem".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka