Właśnie przed chwilą przeczytałem na łamach Dużego Formatu artykuł o Macieju Damięckim - konfidencie bezpieki. I mam tylko kilka króciutkich uwag:
1. z tekstu wynika, że wielu aktorom proponowano współpracę i próbowano ich szantażować. Wystarczyło oficerowi SB powiedzieć tak jak Piotr Fronczewski: "ni chuja". Jakoś pana Piotra nie zaszczuto i nie zniszczono...
2. sterroryzowany przez SB aktor powinien pójść do Gustawa Holoubka, swego ówczesnego szefa i powiedzieć mu w jakiej znalazł się sytuacji. Fakt, że wszystko ukrywał przez współpracownikami, a nawet rodziną dyskredytuje go. Byli ludzie, którzy postawieni w podobnej sytuacji opowiadali wszystkim wokół, że zostali zwerbowani. Bezpieka dostawała szału, ale zostawiała ich w spokoju.
3. nie istniało coś takiego jak "nieistotne informacje". Bardzo wyraźnie piszą o tym poradniki dla opozycjonistów wydawane w stanie wojennym (w drugim obiegu, rzecz jasna). Dla bezpieki liczyły się nawet takie informacje, które wydawały się całkowicie niewinne. Krótko mówiąc radzono jedno: nawet jak cię spytają, czy piłeś dzisiaj herbatę, to odmawiaj odpowiedzi.
4. solidarność korporacyjna, prezentowana głównie przez Daniela Olbrychskiego, jest porażająca. Olbrychski przeklina nie złodzieja, ale tego kto złodzieja złapał za rękę. Druga sprawa: Olbrychski mówiący "obalaliśmy ten straszliwy system" jest żałosny. W latach 80-tych głównie siedział za granicą i kręcił tam filmy. System to obalali ci, którym w każdej minucie groziło więzienie lub śmierć, a nie pieszczochy dostające paszport na każde skinienie.
5. jeżeli jest prawdą, że za winy ojca w jakikolwiek sposób cierpi Matylda Damięcka, to jest to godne potępienia. Co dziewczyna rocznik 85 ma wspólnego z tym, że jej ojciec wykazał się, łagodnie mówiąc, słabością charakteru?
Gazeta Wyborcza, jak zwykle, przedstawia konfidenta jako człowieka zrozpaczonego i zaszczutego. A przecież wystarczyło, aby w roku 1989 (kiedy ze strony SB nie istniała żadna groźba) Damięcki powiedział kolegom: "nastraszyli mnie, nagadałem im głupot, wybaczcie, chłopaki". I dziś sprawy by w ogóle nie było! Tylko do tego trzeba było mieć "odrobinę niezbędnej odwagi".
Niepoprawny. Wierzący w słowa Herberta, mówiące że "Pan Cogito chce stanąć do nierównej walki. Zanim nadejdzie powalenie bezwładem, zwyczajna śmierć bez glorii, uduszenie bezkształtem".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka