Wyborczą klęskę SLD obserwowałem z prawdziwą satysfakcją, chociaż oczywiście jako baczny obserwator sceny politycznej zdawałem sobie pytanie “co poszło nie tak?” i dlaczego zamiast wyniku w granicach 14-15 procent jest niemal połowa tego, a Napieralski zamiast rozmawiać o koalicji z PO i stanowisku wicepremiera będzie mógł sobie jedynie pogadać do własnego fotela w Sejmie (w dodatku trudno zdobytego!), bo nikt poza tym już nie zechce go słuchać. Doszedłem do wniosku, że na tym kiepskim wyniku wyborczym zaważyły następujące przyczyny:
1. Co to za partia opozycyjna, która zajmuje się głównie zwalczaniem drugiej partii opozycyjnej?
Postkomuniści nie zrozumieli, że Platforma (oraz potem Ruch Palikota) idealnie zagospodarowała elektorat tych ludzi, którzy nie znoszą PiS-u. Nikt w fanatycznej nienawiści do partii Jarosława Kaczyńskiego nie przebije Niesiołowskiego, Palikota, czy Kutza. Dodatkowa nienawiść SLD nie jest już nikomu potrzebna, a poza tym jak świat światem prawdziwa opozycja powinna bacznie patrzeć na ręce rządzących, a nie całe siły zbierać przeciw drugiej partii opozycyjnej. Ostry, ale rozsądny atak na Tuska mógł przynieść SLD-owcom głosy tych, których Platforma rozczarowała.
2. Jak chce się być lewicą w zapaterowskim stylu to nie upokorza się homoseksualistów, aborcjonistów i antyklerykałów
Napieralski bezczelnie i cynicznie zakpił sobie z Biedronia i Nowickiej, a więc osób uważanych za ikony przez homoseksualistów i feministki. Trudno, by w tych środowiskach podobne postępowanie wzbudziło szczególny entuzjazm. W dodatku SLD nigdy nie wykazywał się w stosunku do Kościoła podobnym zdecydowaniem, co Palikot i głosił hasła laickiego państwa, ale powiedzmy szczerze: półgębkiem i bez przekonania. W efekcie antyklerykalnie nastawieni obywatele znaleźli sobie idola w postaci Palikota, a postkomunistom podziękowali. Zważywszy, że jak czytałem, antyklerykalne stowarzyszenie “Racja” zrobiło przy kampanii Palikota kawał dobrej roboty, to SLD tym bardziej ma czego żałować.
3. Jak chce się odnieść sukces, to nie wywala się przed wyborami najpopularniejszego i najbardziej medialnego polityka
Prywatne wojenki i fobie Napieralskiego poskutkowały wypchnięciem z “komuchowa” Arłukowicza, którego natychmiast kupiła sobie Platforma i to płacąc naprawdę niską cenę (sztafażowe stanowisko bez budżetu i prerogatyw, wszystko zresztą na koszt podatnika). W ten sposób Arłukowicz oficjalnie otworzył w PO nowe, lewe i socjalne skrzydło, czym SLD, pogrążony w samozachwycie swych liderów, wydawał się szczególnie nie przejmować. Napieralski zapłacił za to kompromitującą klęską z Arłukowiczem w czasie wyborów w Szczecinie.
4. Ani entuzjazmu ani idei ani gniewu
Politycy SLD nie potrafili wywołać autentycznego entuzjazmu wyborców. Nie potrafili równiez obudzić ich gniewu (a to dla polityka niesłychanie wazna sprawa!), chociaż wydawaloby się, że partię lewicową powinien choćby poprzeć t.zw. "elektorat socjalny". W Polsce jest wielu ludzi biednych i skrzywdzonych, "letni" SLD na pewno ich nie przyciągnął. Poza tym politycy tego ugrupowania nie przypominają głodnych brytanów, a spasione, rozleniwione kundle, wygrzane w słoneczku i nażarte przy korycie. Spora różnica w porównaniu do Palikota i jego ferajny. Dlatego właśnie na Palikota głosowano, a na SLD nie bardzo...
A co stanie się dalej? Proszę zauważyć, że SLD po raz pierwszy w historii znalazła się w sytuacji, którą nazywamy “pomiędzy młotem i kowadłem” lub, ładniej bo klasyczniej, pomiędzy Scyllą i Charybdą. Po raz pierwszy, bowiem, na lewo od SLD pojawiła się silna inicjatywa polityczna, gdyż wcześniejsze próby wprowadzenia na scenę Zielonych czy Partii Kobiet przyniosły tylko blamaż tych ugrupowań. Po raz pierwszy również partia zajmująca miejsce w centrum (będąca w dodatku partią władzy, a więc mającą mnóstwo dóbr do rozdania) szeroko otworzyła się na lewą stronę, wspierając nawet niektórych postkomunistów, jeśli tylko zadeklarowali oni wierność rządzącym. Po raz pierwszy wreszcie SLD przestało być magnesem ściągającym ludzi z innych partii, a stało się kupką opiłków przyciąganą przez dwa bardzo silne magnesy (oczywiście pisząc “magnesy” mam na myśli Ruch Palikota i Platformę Obywatelską). Przyznam, że jest to dla działaczy SLD sytuacja niewesoła. W dodatku nie będą oni mogli liczyć na wsparcie lewicowych mediów, takich chociażby jak “Gazeta Wyborcza”, gdyż coraz wyraźniej widać, że “sfora z Czerskiej” zaczyna z sympatią obwąchiwać Palikota i tylko patrzeć, kiedy zacznie mu się łasić do nóg i kiedy zacznie nachalnie forsować wizję powstania rządu Tusk - Palikot pod hasłami budowy nowoczesnego państwa (zwłaszcza, że Michnik jest zaprzyjaźniony z Palikotem, a Palikot publicznie opowiada jaki to wielki człowiek ten Adaś).Z całą pewnością SLD poniesie również straty w środowisku tzw. “lewicowych intelektualistów”. Grupa zebrana wokół “Krytyki Politycznej” nigdy nie darzyła SLD szczególnym uznaniem i sympatią ( bo to “kawiorowa lewica”, jak mówi Sierakowski) i na pewno nie zmieni się to na lepsze. Magdalena Środa wypowiada się o Palikocie w samych superlatywach, a ten łechce jej próżność, zapewniając że byłaby znakomitym ministrem edukacji. Skrajnie lewicowe środowiska, te które z nostalgią patrzą w PRL-owską przeszłość są również po stronie Palikota. Jerzy Urban, twórca tygodnika “Nie”, był jednym z pierwszych, którzy gratulowali Palikotowi (zastępca Urbana został u Palikota posłem), a zastępca redaktora naczelnego “Przeglądu” Robert Walenciak zaraz po wyborach wyraźnie napisał “lewica wygrała”, myśląc oczywiście o Palikocie, nie o SLD.
Czytam teraz o dwóch możliwych scenariuszach rozwoju sytuacji w SLD. Jeden mówi, że rządzić będzie tandem Kalisz - Olejniczak, drugi że Miller - Czarzasty. Pierwsza propozycja to czyta groteska. Monstrualnie tłusty żartowniś (w dodatku nieśmieszny, a nieśmieszny błazen to najtragiczniejsza z tragicznych tragedii) z facjatą nadającą się do cyrku, a nie na polityczne salony oraz facet wyglądający niczym żigolo obsługujący starszych panów (ach ta owłosiona klata prezentowana na zdjęciach w kolorowych pismach!) mają być nadzieją lewicy? Ha! Ja oczywiście wiem, że nie należy człowieka oceniać po obliczu, ale wyborcy jednak często oceniają. Kalisz może na niektórych ludziach sprawiać sympatyczne wrażenie, bo często się uśmiecha, stara się być jowialny i przyjmować pozycję brata - łaty, ale innych rzeczy wymagamy od polityka udzielającego się głównie w telewizji śniadaniowej, a innych od polityka, który ma poprowadzić do zwycięstwa rozproszoną i zdemoralizowaną armię. Wyobrażacie sobie Państwo, Kalisza albo Olejniczaka jako generałów armii, którzy po przerażającej klęsce muszą tchnąć nowego ducha w serca żołnierzy? I to w dodatku żołnierzy, którzy są kuszeni perspektywą dezercji przez inne strony konfliktu? Ja sobie nie wyobrażam. W moich oczach to są dwa zachwycone samymi sobą i, jednocześnie, pozbawione charyzmy, błazny, a nie dwaj generałowie. Jeden by się spóźnił na odprawę armii, bo przed pierwszym obiadem musiałby zjeść trzecie śniadanie, a drugi bo miałby wizytę u kosmetyczki...
Inna bajka z Millerem i Czarzastym, gdyż obu tym facetom nie można odmówić jednego: mają zarówno jaja, jak i twarde tyłki, które potrafią znieść wiele cięgów. A to u polityka niezwykle ważna cecha (padaj! i wstawaj!, jak ta rosyjska laleczka). Oczywiście nie oznacza to, że chciałbym znaleźć się z tymi panami np. na bezludnej wyspie, gdyż jestem pewien, że zanim zaczęliby obmyślać plan ratunku, to całą imprezę zaczęliby od tego, żeby mnie zarżnęli i zjedli, aby nabrać sił przed ucieczką. I na to członkowie SLD też powinni uważać, bo tak jak Kalisz i Olejniczak to zachwycone sobą rybki - welony, to Czarzasty i Miller są rekinami - ludojadami. Ot, urodzeni zabójcy. Poza tym podobno niektórzy działacze Sojuszu mówią, że jak te peerelowskie zombiaki wrócą w partii do władzy, to będzie to oznaczało drastyczny odpływ ludzi, zwłaszcza młodych, dla których starzy, umaczani w afery korupcyjne panowie nie są żadnym autorytetem.
W każdym razie sytuację w SLD będę obserwował z radosną uwagą. Z uwagą, gdyż partia ta znalazła się w tak ciekawej pozycji politycznej, iż przyglądanie się rozwojowi wydarzeń budzi moje czysto teoretyczne zainteresowanie. A z radosną, ponieważ zawsze miło popatrzeć, jak partia komuchów się męczy, zanim nie zdechnie... :)
Jacek Piekara
Niepoprawny. Wierzący w słowa Herberta, mówiące że "Pan Cogito chce stanąć do nierównej walki. Zanim nadejdzie powalenie bezwładem, zwyczajna śmierć bez glorii, uduszenie bezkształtem".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka