Ostatnie lata dla relacji polsko-żydowskich są dość burzliwe. Mamy do czynienia z presją środowisk żydowskich, które chcą odzyskać swoje mienie, ale też przy okazji ukraść nasze mienie. Mamy do czynienia ze zmieniającą się świadomością dotyczącą najkrwawszych kart II WŚ. Pojawili się po prostu jacyś Naziści, którzy są oddzieleni w jakiś magiczny sposób od narodu niemieckiego i jak chcesz zrozumieć kim ci naziści byli i jacy byli, coraz częściej masz patrzeć na Polaków, a nie Niemców.
Teraz mamy kuriozalną sytuację z sądem nad Żydem Judaszem, bo jak się czyta te wszystkie posty obronne tej niedawnej "uroczystości" z Pruchnika, to tak chyba trzeba o tym pisać. Judasz był Żydem i miał pejsy, bo przecież każdy Żyd ma, więc w czym problem? Czemu ten politycznie poprawny świat tak nas ciśnie o prawdę? OK. Jeśli to takie istotne dla naszej tożsamości i wolności, że trzeba tego wszystkiego bronić za wszelką cenę, to tak róbmy. Tylko warto się jednak zastanowić, jak to będzie odbierane. Wszyscy pewnie teraz się zapowietrzą, że jak to? "Pod presją zewnętrzną? My? Dumni Polacy? Mamy już tego dość"...No tylko że Niemcy taką właśnie drogę przeszli i teraz są w takiej sytuacji w jakieś są, pomimo bycia pod ową presją przez cały czas. Myślę, że przez całą tą drogę towarzyszyła im jakaś mądrość, świadomość tego jak świat działa. To dało im sukces. Nie doraźną wewnętrzną satysfakcję, tylko załatwienie pewnych sprawa zgodnie ze swoim interesem.Może też tak powinniśmy? Chociaż troszkę?
Przejdę teraz do tego co najgorsze. Najgorszy jest właśnie ten obraz naszego ludowego, spontanicznego, głębokiego i nieuświadomionego antysemityzmu, że nawet nie wiemy kiedy i jak, a on z nas wychodzi. Z całą tą słomą i prymitywizmem. Czy nie można było darować sobie tych pejsów i kapelusika? Myślę że można było. Jednak coś tam z kogoś wyszło. Czy we wcześniejszych latach też ta kukła tak wyglądała? Chyba nie.
Pamiętam jak byłem małym chłopakiem i w latach 90-tych wychowywałem się na podwórku. Jak jeszcze nawet 10 lat się nie miało, to już było wiadomo kim się jest, jak się nie podzieli z innymi cukierkami. Było się Żydem. Pewnie nie ma w tym nic nadzwyczaj złego, ale zastanawiam się skąd w latach 90-tych na podwórkach Torunia, małe dzieciaki już to wszystko wiedzą? Nie powiedział bym, że to co się przejawiło było antysemityzmem. Był to przejaw pewnego rodzaju lęku przed sąsiadem, który wyklucza się ze wspólnoty? Który jej nie szanuje, nie jest ona dla niego ważna? Tak bym to sobie jakoś tłumaczył. Nie chodzi o zwykłe skąpstwo i stereotyp Żyda dusigrosza, to jest chyba jednak coś trochę innego.Chodzi o lęk przed obcym Żydem, który tym obcym chce pozostać odrzucając mnie/nas.
Jako taki mały chłopak grałem też w piaskownicy w noża. Z przeróżnych części ciała trzeba było rzucać nożem tak, żeby się wbił w piasek. Tych różnych pozycji było na prawdę wiele i trzeba było być wirtuozem gry w noża, żeby sobie z nimi poradzić :). Co było jednak największym problemem owej gry? Żyd! Żyd był największym kłopotem. Kłopotem który potrafił zepsuć nawet najlepszy rzut. Chodzi o kamień. Jak nóż uderzał w zagrzebany w piachu kamień, krzyczało się "Żyd!" i można było poprawić swój rzut. Owo "Żyd!" krzyczało się z dziecięcą, ale złością. Było to coś mocno nie fajnego trafić w taki kamień.
Tutaj moje pytania. Skąd to się wzięło? W domu słowa Żyd przez chyba dziesięciolecia nawet nie słyszałem, bo nie było okazji. Żydów nie było. Nie słyszeliśmy żadnych tyrad o Żydach, nikt nas nie edukował w tym względzie. Zastanawiałem się nad tym kilka razy. Czemu akurat Żyd? Jeszcze z tymi cukierkami, to wszystko da się jakoś w miarę sensownie wyjaśnić. Z tym kamieniem to już chyba nie do końca. No i to jest chyba nie tylko nasz problem wizerunkowo PRowy. To jest jednak problem realny, który gdzieś w nas siedzi i który nie wiadomo skąd czasem daje o sobie znać. Możemy zaklinać rzeczywistość, płakać, krzyczeć, walczyć itd...ale nie jestem pewien czy jest to najlepsza droga.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo