Czy można było tego wszystkiego uniknąć i zminimalizować problemy na Nanga Parbat ? – Oczywiście chodzi mi o Polaka, Tomasza Mackiewicza, który w stylu “alpejskim” czyli bez żadnego wsparcia i pomocy Szerpów już siódmy raz z rzędu próbował zdobyć tę najtrudniejszą górę. Jego francuska partnerka wspinaczkowa, Elisabeth Revel, próbowała już trzeci raz.
Oboje stanowili małą, prywatną wyprawę, która postawiła na los szczęścia – dobrej pogody w czasie krytycznych dni osiągnięcia szczytu. Wcześniej musieli się jednak dostać z całym bagażem do bazy pod Nanga Parbat. Musieli więc skorzystać z usług jakiegoś pakistańskiego przedsiębiorstwa trekkingowo-wyprawowego. Inaczej nie dostaliby wizy wjazdowej. Dlaczego więc nie wykupili dotępnego (choć nie taniego) ubezpieczenia, które przewiduje awaryjnie transport helikopterem ?
Zabieram głos, bo akurat mam znaczne doświadczenie w wielu trekach eksploracyjnych o charakterze mini-wypraw w Himalajach i Karakorum. Grupy, których byłem uczestnikiem, były bowiem zawsze ubezpieczone na wypadek konieczności użycia helikoptera. W praktyce wyglada to tak, że gdy następuje jakiś problem, to kierownik telefonuje (satelitarnie) do Kathmandu i helikopter zjawia się po 4-5 godzinach. Jeżeli uraz nastąpił powyżej bazy czy obozu, to Szerpowie znoszą potrzebującego pomocy niżej.
A helikoptery mogą latać, gdy już nie mogą operować samoloty, nawet płatowce krótkiego startu. Z tego powodu w Himalajach (i Karakorum także) kwitnie lukratywny biznes helikopterowy. Dawnymi czasy obsługiwali go także b. wojskowi piloci sowieccy. Przecież wielu z Czytelników musiało być w Namche Bazaar i zauważyło ilość tych helikopterów.
Korzystając z posiadanego ubezpieczenia raz sam ewakuowałem się wielkim rosyjskim helikopterem na czas (zbliżał sie odlot do domu z Kathmandu) z zatłoczonej Lukli pod wspomnianym Namche Bazaar. A innym razem, jeden z moich kolegów w ciagu 3 godzin doczekal się helikoptera (małego i nie wyglądającego wojskowo) z okolic Mera Peak. Chciałbym tu przekazać bardzo istotną informację, że latanie helikopterami w Himalajach jest sprawą zwykłą, codzienną, a lukratywny biznes nie będzie latał, jeżeli nie uzyska wcześniejszych gwarancji zapłaty.
W wypadku Nanga Parbat żadnych gwarancji najwyraźniej nie było. Musiała wytworzyć się lawina działań ludzi dobrej woli, ministerstw i organizacji. A to zabrało cenny czas. Podobno nawet cała dobę. Sytuacja stała się aż tak dramatyczna, że czynnie zaangażowała się w pomoc polska wyprawa narodowa na K2.
Oboje wspinacze na Nanga Parbat powinni posiadać ubezpieczenie ! – Czy można zaakceptować kogoś uprawiającego wyścigi samochodowe, a nie posiada odpowiedniego ubezpieczenia ? A co by było, gdyby linie samolotowe zrezygnowały z obowiązku ubezpieczenia pasażerów ?
Inne tematy w dziale Sport