Uposażenia naukowców są delikatną materią. Jeżeli odbiegają od przyjętej w danym czasie i miejscu "przyzwoitości" (normy), to wymuszają dorabianie, jak kto może i ile komu potrzeba. Pauperyzacja środowiska akademickiego była zaś racją polityczną od początku PRL.
Dwuetatowy czy "wielozajęciowy" profesor nie ma bowiem fizycznie czasu ani siły na częste, codzienne, spotykanie się z doktorantami czy asystentami, a także ogranicza do niezbędnego minimum zaangażowanie w inną działalność. Już ówczesny prezes PAN, profesor Kleiber powiedział kilka lat temu, że 80% polskich profesorów "nie prowadzi badań naukowych". Chyba dobrze cytuję. A statystyczny profesor z rodziną, samochodem, może domem czy mieszkaniem do spłacenia, musi dorabiać, choćby to nawet był tylko niewinny, zwyczajowy "drugi etat w PAN". Zresztą nie wszyscy tak skromnie mogą. A profesor staje się w istotnym stopniu zależny - nie ukrywajmy - od dorabiania i od takiego właśnie systemu. Profesor dobrze wie, ile się zarabia w "budżetówce" albo i w samorządach. Media są pełne rozmaitych informacji. "10 tysięcy+" ?
"Nie będziesz służył dwóm panom". To z tego powodu, jakakolwiek forma dwuetatowości lub dorabiania jest tak bardzo zwalczana na uniwersytetach anglosaskich. No, chyba że w czasie wakacji (na niektórych uniwersytetach), ale to nie pomaga karierze. W krajach anglosaskich jest także niemożliwe, aby sobie samemu wypłacać "do kieszeni" pieniądze z grantów. Ba, jest tam nawet niemożliwe kupowanie sprzętu komputerowego z funduszów grantowych do wykonania tego grantu. Pieniądze z grantu są wyłącznie za badania i zatrudnianie asystentów. W Polsce system jakoś działa inaczej. Dlaczego ?
Koncepcja anglosaska - w wielkim skrócie - wymaga "dobrego" opłacania pracowników naukowych średniego szczebla, ale "bardzo dobrego" uposażania - wybitnych profesorów. W najlepszych uniwersytetach prywatnych odpowiednie róźnice moga być większe niż kilkukrotnie. Chodzi bowiem o to, aby aktywny i ambitny młody pracownik miał się dobrze, mógł mieszkać przyzwoicie ale nie luksusowo, nie musial się rozglądać wokół za dodatkowym zarobkiem i żeby widział, że jest przed nim na horyzoncie (nawet dalekim) spokojne już stanowisko "pełnego" profesora. Jeżeli nie na tej samej elitarnej uczelni, to nieco dalej i niżej, a najlepiej na którymś z "research universities". Czytamy ostatnio, że wybitni uczestnicy konkurencyjnego systemu anglosaskiego mają zatrudniać się w wybranych polskich uniwersytetach. Czy polskie uniwersytety (pamiętajmy o ich rankingach) będą się im jawić jako porównywalne i przewidywalne miejsca do kontynuowania swojej dotychczasowej kariery? - No, zawsze istnieją wyjątki i różne sytuacje, i na to trzeba liczyć.
Wystarczy trochę słabiej (niż socjotechnicznie potrzebne) opłacać młodych pracowników uniwersyteckich (w ich subiektywnej ocenie, a nie innej), a na ogół wcześniej czy później zaczną się oni zajmować rozmaitymi "consultancies" czy innym dorabianiem. Tutaj także istnieją przeróżne sytuacje i wyjątki. Społeczeństwa anglosaskie dbają także systemowo, aby zabezpieczenie emerytalne pracowników uniwersyteckich umożliwiało im konkurencyjne ale produktywne "kariery". Służy temu zasada ustalania średniego zarobku (ze środka drabiny awansowej) pracownika akademickiego tak, aby jego emerytura netto (często nieopodatkowana) przekraczała średnią zarobków brutto w danym kraju. Taka reguła powoduje, że inteligentni, młodzi ludzie mogą się oddać w miarę spokojnie karierze uniwersyteckiej, bo wiedzą, że gdyby nawet w końcu byli tylko "średni", to i tak będą mieli godziwą starość. Jest to sposób pozytywnej selekcji. Wszyscy uczestnicy mają subiektywnie demokratyczną zachętę do osiągnięcia wierzchołka drabiny.
Ponadto mobilność pracowników jest tam niemal pełna. Oceny dorobku pracowników są dla wszystkich doroczne. Tenure (niby hablilitacja ?) jest bardzo konkurencyjna, a ranga profesora nie jest przenośna z jednego (gorszego) uniwersytetu do drugiego (lepszego). Wszyscy pracownicy, od dołu do góry, są motywowani (i rozliczani) do takich działań, które podniosą uniwersytet w miedzynarodowych rankingach. Jak, na przykład, w niemal nowym uniwersytecie (na fotografii wyżej) w tropikalnym Darwin w bardzo anglosaskiej Australii.
[odstępów między akapitami niestety nie daje się usunąć z poziomu edycji - JK]