fot. PAP/EPA
Bruksela: wielotysięczne protesty przeciwko oszczędnościom
Demonstracja zorganizowana przez Konfederację Europejskich Związków Zawodowych ma wymóc na rządach zmianę kursu w polityce walki z kryzysem, która koncentruje się na oszczędnościach i bolesnych reformach.
- Należy skończyć z cięciami, bo mają one katastrofalne skutki dla gospodarki. Zatrudnienie, zwłaszcza dla ludzi młodych, powinno być priorytetem – podkreślili organizatorzy w komunikacie.
Zapowiadali, że na protest do Brukseli przyjedzie nawet ok. 10 tys. ludzi.
Związkowcy zebrali się nieopodal budynku Rady UE, do której po południu zjeżdżali szefowie państw i rządów 27 krajów, by wziąć udział w szczycie UE poświęconym dalszej walce z kryzysem i jego społecznymi skutkami, szczególnie rosnącym bezrobociem wśród młodzieży.
- To przez ciągłe oszczędzanie poziom bezrobocia w Europie jest bardzo wysoki, w szczególności wśród młodych ludzi. (…) Dziś wielu młodych ludzi z Irlandii przenosi się do Australii, Kanady, Nowej Zelandii. Jeśli młodzież wyjedzie, stracimy bardzo wartościowe pokolenie – powiedział młody Irlandczyk Ruairi Doyle z ugrupowania Sinn Fein, który przyjechał na demonstrację do Brukseli.
- Jesteśmy za solidarną Europą, a nie Europą wygodną dla kapitalistów. Kapitalizm w obecnej formie wszystko niszczy. Zwykli ludzie tracą pracę, biednieją, a jeden procent najbogatszych staje się jeszcze bogatszymi – wskazywał.
Jak przekonywał, szeregowi pracownicy w jego kraju muszą płacić 35-procentowe podatki, tymczasem wielonarodowe korporacje nie robią tego w ogóle.
Na demonstrację przyjechali też Polacy, w tym około 100 działaczek i działaczy Wolnego Związku Zawodowego Sierpień ’80 oraz Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
- Chcemy głośno mówić, że to nie my wywołaliśmy ten kryzys, dlaczego zatem na nasze barki przerzuca się jego koszty? – powiedział rzecznik Sierpnia ’80 Patryk Kosela. Polscy związkowcy domagają się likwidacji tzw. umów śmieciowych.
Według Koseli ograniczenie takich umów, na podstawie których często zatrudniani są w Polsce ludzie młodzi, zaleciła rządowi Komisja Europejska. Ale rząd to ignoruje – uważa Kosela.
Pod hasłem “Zdrowie i Solidarność” w Brukseli protestowano w czwartek także przeciwko prywatyzacji ochrony zdrowia.
-Wszyscy powinni mieć jednakowy dostęp do leczenia. Zdrowie jest dobrem ogólnospołecznym i powinno być dostępne dla każdego – powiedziała Krystyna Ptok z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. - Nasi koledzy w Europie również ostrzegają, że w ich krajach idzie się w kierunku prywatyzacji szpitali i poradni. Coraz więcej jest placówek niepublicznych. Niech one także funkcjonują, ale trzeba myśleć o najbiedniejszych. Oni nie mogą umierać pod płotem. Muszą być przyjmowani w szpitalach, bez względu na to, czy są ubezpieczeni. Funkcja ochronna państwa musi być realizowana, a kryzys jeszcze bardziej uwidacznia tę potrzebę – dodała.
Jej zdaniem służba zdrowia służba zdrowia cierpi z powodu kryzysu, ale i zawierania przez pracodawców w Polsce umów śmieciowych, od których nie pobiera się składek na ubezpieczenie.
Delegacje związków spotkały się w czwartek z Komisją Europejską, której przekazały swoje postulaty.
Ukraińska opozycja zaczyna nową akcję. Tysiące ludzi na ulicach
Ukraińska opozycja nie ustaje w walce z władzami w Kijowie. Ruszają z nową akcją - chcą w największych miastach kraju zwoływać wiece. Politolodzy nie wierzą jednak w skuteczność tej akcji.
Wielotysięcznym wiecem w Winnicy ukraińska opozycja rozpoczęła akcję „Powstań Ukraino!”. Oponenci władz chcą przeprowadzić podobne demonstracje w największych miastach kraju. W wiecu przeciwko polityce władz wzięło udział 5 tysięcy osób. Opozycjoniści twierdzą, że demonstrantów przyszłoby więcej, gdyby nie rozrzucane ulotki, w których napisano, że protest przełożono na wtorek.
Manifestację zorganizowali nacjonaliści ze Swobody, działacze Uderzenia Witalija Kliczki (ukr.: UDAR, Ukraiński Demokratyczny Sojusz na Rzecz Reform) oraz Zjednoczonej Opozycji. Lider tej ostatniej Arsenij Jaceniuk podkreślił, że to dopiero początek protestów. Politycy chcą aby ludzie uwierzyli, że może dojśc do zmian.
Politolodzy sceptycznie podchodzą do możliwości masowych akcji protestacyjnych, mimo że - według ostatnich sondaży - jest gotowy wziąć w nich udział prawie co trzeci badany.
Jednak przede wszystkim Ukraińcy są gotowi walczyć o swoje własne prawa, a nie wychodzić na manifestacje ze względu na apele polityków.
W czasie ostatniego protestu w stolicy, 25 lutego, część uczestników stanowili tak zwani majdarbeiterzy, którzy otrzymują pieniądze za udział w manifestacjach.
Źródło: IAR
Kliczko chce, by Unia ukarała władze Ukrainy
Witalij Kliczko uważa, że Bruksela powinna nałożyć sankcje na wysokich ukraińskich urzędników. W ten sposób, za antydemokratyczne działania odpowiedziałyby tylko władze, a nie zwykli obywatele.
Opozycjonista Witalij Kliczko wzywa Unię Europejską do wprowadzenia sankcji wobec najwyższych rangą ukraińskich urzędników. Jego zdaniem, za antydemokratyczne działania władz nie mogą płacić zwykli Ukraińcy.
Witalij Kliczko, który jest liderem partii Uderzenie (UDAR, ukr.: Ukraiński Sojusz Demokratyczny na rzecz Reform), powiedział, że swoimi działaniami rządzący pokazują, że Unia Europejska nie jest im potrzebna. Nie chcą oni demokracji, wysokich standardów życia i praw człowieka. Jego zdaniem, to oni, a nie wszyscy Ukraińcy, powinni ponieść konsekwencje swoich działań, dlatego w stosunku do nich powinny być wprowadzone sankcje.
Ten rok jest decydujący dla stosunków Kijowa i Brukseli. W listopadzie może być podpisana umowa stowarzyszeniowa Ukrainy i Unii Europejskiej. Wspólnota stawia jednak pewne warunki: wśród nich jest rezygnacja z wybiórczego stosowania prawa. Mimo że władze deklarują, iż odejdą od takich praktyk, to ich działania budzą wątpliwości.
W zeszłym tygodniu obrońca Julii Tymoszenko i opozycyjny deputowany Serhij Własenko został pozbawiony przez sąd mandatu parlamentarzysty. Wcześniej tą samą drogą mandaty straciło dwóch niezależnych deputowanych, którzy nie chcieli współpracować z rządzącą Partią Regionów. Według opublikowanego dziś sondażu, takie działania dopuszcza jedynie 7% Ukraińców.
Polska - rolnicy wyszli na ulice – sprzeciwiają się polityce rządu
Rząd Donalda Tuska lekceważy rolników, nie ma żadnego dialogu, dlatego będziemy protestować – akcentuje Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ Rolników Indywidualnych Solidarność.
- Premier lekceważy rolników, nie prowadzi dialogu, nie chce się spotkać. Chcemy by, wszystkie zapisy, które wcześniej zostały ustalone przy proteście szczecińskim znalazły się w ustawie. Chcemy również równych płatności, których polscy rolnicy nie mają. Wyraźnie widać, że Komisja Europejska dałaby więcej, Parlament Europejski też chciałby dać więcej polskim rolnikom, natomiast jak widać rząd polski kapituluje. W związku z tym oczekujemy od premiera, żeby w końcu zaczął rozmawiać z rolnikami – powiedział senator Jerzy Chróścikowski.
Najliczniej rolnicy protestowali w Zachodniopomorskiem, gdzie na drogi wojewódzkie wyjechało ok. 100 ciągników. Przejazdy nie spowodowały większych utrudnień w ruchu, który był płynny, choć spowolniony. Na piętnaście minut rolnicy zablokowali rondo w Inowrocławiu; policja kierowała więc samochody na inne trasy. W województwie łódzkim protestujący blokowali krajową czternastkę, przepuszczając kierowców co kilkanaście minut.
W Płocku (Mazowieckie) 15 rolników indywidualnych pikietowało przed tamtejszą delegaturą Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego. Przez megafon odczytali 15 postulatów Komitetu Protestacyjnego Rolników Indywidualnych Powiatu Płockiego. Domagali się np. wprowadzenia moratorium – wstrzymania sprzedaży ziemi z zasobu Agencji Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa w woj. mazowieckim do czasu wejścia w życie rozwiązań prawnych gwarantujących poprawę struktury obszarowej gospodarstw rodzinnych. Inny postulat dotyczył zakazu budowy siłowni wiatrowych w powiecie płockim do czasu uregulowania zapisów o bezpiecznej odległości tych obiektów od zabudowań, czyli 2 km, jak to jest w innych krajach.
Kilkadziesiąt osób protestowało w Radomiu (Mazowieckie) przed biurem poselskim marszałek Ewy Kopacz. W pikiecie wziął udział m.in. poseł PiS Dariusz Bąk i radomscy radni z tego ugrupowania. Pojawił się także znany z mediów hodowca papryki Stanisław Kowalczyk z okolic Radomia, który w 2011 r. po wichurze, która przeszła nad regionem i zniszczyła uprawy papryki, zadał Donaldowi Tuskowi pytanie: “Jak żyć, panie premierze?”. Na zakończenie pikietujący przekazali dyrektorowi biura poselskiego petycję dla marszałek Kopacz.
W Gdańsku pod hasłem “Aby Polska była Polską, a ziemia polska dla polskich rolników” około południa przez centrum miasta przejechało 14 pojazdów (traktorów i samochodów osobowych). Przewodniczący Komitetu Protestujących Rolników Pomorskich przy NSZZ “Solidarność” Zbigniew Grajoszek poinformował, że była to pikieta przeciwko sprzedaży polskiej ziemi cudzoziemcom.
- To wszystko wolno idzie, nie słyszymy żeby były ustawy, rozporządzenia; nasze postulaty nie są realizowane – tłumaczył.
Protestujący przejechali sprzed gdańskiego urzędu wojewódzkiego pod Pomnik Poległych Stoczniowców, gdzie złożyli kwiaty. Zdaniem policji przejazd rolników nie spowodował utrudnień w ruchu. W ostatnich miesiącach w Gdańsku rolnicy już po raz trzeci pikietowali w ten sposób.
Utrudnień w ruchu z powodu protestu rolników nie odnotowano także w Słupsku (Pomorskie). Tam rolnicy protestowali w centrum miasta. Według policji w manifestacji uczestniczyło 11 ciągników i ok. 70 osób. Protest był jednak mniejszy niż zapowiadali organizatorzy; spodziewali się oni 200 uczestników i ok. 50 pojazdów.
Zachodniopomorska policja poinformowała, że na drogi województwa wyruszyło około 100 ciągników rolniczych, które przejechały drogami gminnymi i krajowymi. W Szczecinku rolniczy protest polegał na przejeździe 6 ciągników głównym ciągiem komunikacyjnym miasta od ronda przy dworcu PKP do ronda przy Tesco. Ruch był płynny, ale spowolniony. W Koszalinie rolnicy wbrew zapowiedziom nie wyjechali na drogę krajową nr 6 Szczecin – Gdańsk. Protest miał się odbyć na odcinku Biesiekierz – Koszalin, ale do niego nie doszło.
Około 30 osób z flagami biało-czerwonymi i związkowymi protestowało przez 15 minut w Inowrocławiu (woj. kujawsko-pomorskie), na Rondzie Solidarności przy trasie do Torunia. Zablokowali przejazd 22 traktorami; policja kierowała samochody na inne trasy. Pikietujący mieli transparenty z hasłami, m.in.: “Ziemia dla polskich rolników”, „Ziemia nie dla cudzoziemców” i “Stop słupom”.
Podobne transparenty oraz flagi Samoobrony i NSZZ Rolników Indywidualnych “Solidarność” miało też kilkunastu pikietujących przed urzędem wojewódzkim w Poznaniu. Protestujący odczytali tam list otwarty do premiera Donalda Tuska.
Na Dolnym Śląsku na znak protestu 20 ciągników przejechało drogą krajową nr 36 z Prochowic do miejscowości Miłosna.
- Państwo sprzedaje ziemię na przetargach, które na papierze wyglądają bardzo ładnie, jednak w wielu przypadkach skupowana jest ona przez podmioty mające wielki kapitał, nie zaś rolników, którzy chcą rozwijać swoje gospodarstwa. Ceny na przetargach są tak windowane, że nie mają oni szans. Chodzi nam przede wszystkim o ochronę gospodarstw rodzinnych – powiedział organizator tamtejszego protestu Artur Mackiewicz.
Protesty odbyły się również w gminie Strzegom oraz Kobierzyce (Dolnośląskie), gdzie rolnicy wyjechali na drogi ciągnikami. Przemieszczali się w kolumnach po pięć pojazdów, nie powodując poważniejszych utrudnień w ruchu.
Z kolei w Kielcach (Świętokrzyskie) kilkunastu protestujących skierowało do rządu petycję. Znalazły się w niej postulaty dotyczące problemów świętokrzyskich rolników m.in. braku pomocy dla 2700 rolników poszkodowanych w 2011 r. w tzw. aferze ogórkowej.
W Łódzkiem rolnicy protestowali pod urzędem wojewódzkim w Łodzi oraz na drodze krajowej nr 14 w Złoczewie i Łowiczu. Przed siedzibą urzędu wojewódzkiego pikietowało kilkanaście osób, które przyniosły ze sobą m.in. dużą tablicę ze swoimi postulatami. Organizator pikiety Piotr Korwin-Kochanowski z NSZZ Rolników Indywidualnych wyjaśnił, że protestującym rolnikom “chodzi o żywnościową suwerenność Polski”. Pikietujący podkreślali, że w pełni solidaryzują się z rolnikami woj. zachodniopomorskiego, którzy sprzeciwiają się sprzedaży ziemi obcokrajowcom. Zdaniem Andrzeja Śnieguli z NSZZ RI, taka sprzedaż “przesuwa granice naszego państwa”. “Sprzedaż 1 ha na Zachodzie jest groźniejsza niż sprzedaż 100 ha w centrum kraju” – powiedział Śniegula.
Rolników protestujących przed urzędem wspierali parlamentarzyści PiS, którzy podkreślali, że na lata 2014-2020 rząd wynegocjował zbyt niskie kwoty unijnych dopłat dla polskich rolników. Zdaniem posłów Marcina Mastalerka, Roberta Telusa i Piotra Polaka oraz senatora Grzegorza Wojciechowskiego to kolejny dowód na to, że rząd nie interesuje się rolnikami.
- Walka idzie więc o to, by zapisy w konstytucji i ustawach, mówiące o tym, że rząd powinien wspierać rodzinne gospodarstwa rolne, nie były tylko frazesem, ale by miały odzwierciedlenie w praktyce. Liczymy na to, że wreszcie rząd poważnie potraktuje rolników – powiedział Mastalerek.
W Złoczewie i Łowiczu (Łódzkie) rolnicy blokowali przejazd krajową “czternastką”. Kierowcy musieli się uzbroić w cierpliwość, bo byli przepuszczani co kilkanaście minut.
W Zamościu (Lubelskie) protestujący złożyli petycję w tamtejszej delegaturze Urzędu Wojewódzkiego, w której zażądali prowadzenia przez rząd dalszych negocjacji z instytucjami UE w sprawie większych pieniędzy dla rolnictwa w Polsce i wyrównywania pozycji oraz szans polskich rolników w stosunku do rolników z innych krajów UE. Inna grupa rolników na Lubelszczyźnie pikietowała w miejscowości Łucka niedaleko Lubartowa przy drodze krajowej nr 19. Na protest przyjechali tu rolnicy kilkunastoma ciągnikami. Część z nich, w równych odstępach, jeździło wolno po drodze i zawracało na pobliskim rondzie. Część osób chodziła co jakiś czas po przejściu dla pieszych. Według policji protesty nie spowodowały większych utrudnień w ruchu.
Trwa protest rolników
We wszystkich województwach trwa strajk rolników. Protestują przeciwko wyprzedaży polskiej ziemi rolnej. Chcą by rząd przedstawił projektu stosownej ustawy.
Przed południem rolnicy wyjechali na drogi krajowe. W Radomiu struktury rolnicze manifestują przed biurem poselskim marszałek Sejmu Ewy Kopacz.
Największe pikiety zaplanowano w Sierpcu, Radomiu, Płocku, Ciechanowie, w okolicach Grójca, Błonia, w gminie Baboszewo oraz niedaleko Mławy – powiedział Stefan Szańkowski, przewodniczący Rady Wojewódzkiej Województwa Mazowieckiego NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”.
- Chodzi o ustawę, zabezpieczającą sprzedaż polskiej ziemi. Poza złożonym jednym projektem PiS, przebywającym w „zamrażarce” oraz postulatem dotyczącym akcyzy i polityki rolnej, czyli stosunku premiera do naszych postulatów nic się nie dzieje - powiedział Stefan Szańkowski.Jak zaznaczył senator Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność” jeżeli dialog ma tak wyglądać, że my ciągle przegrywamy to nie wyrażamy na to zgody.
- Szczególnym problemem jest obrót ziemią, który częściowo rozwiązany jest przez przejściowe ustalenia. Rząd nie przedstawia projektu stosownej ustawy. Mówiliśmy, pisaliśmy pisma o tym, aby warunki negocjacyjne, które rząd prowadzi w ramach wspólnej polityki rolnej, nie były gorsze, a żeby były to warunki konkurencyjne. Aby dopłaty były równe. Niestety rząd nie wywalczył tych warunków. Mamy mniejsze środki finansowe na wspólną politykę rolną – powiedział Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ RI „Solidarność”.Dialog musi przekładać się na konkretne czyny – mówią zgodnie rolnicy w całej Polsce.
- Rozmawiać możemy długo, ale decyzje musza być podjęte szybko, bo z Polski wyjedzie kolejne parę milionów młodych ludzi. Naród polski musi się uwłaszczyć. Idziemy pod hasłem: Aby Polska była Polska, a polska ziemia dla polskich rolników. Kiedy byłem na Warmii dowiedziałem się, że tam kolejna polska firma wykupiła kilka tysięcy hektarów za ok. 150 mln. zł. Pytam skąd taka kwota? My nie mamy możliwości – muszą być stworzone takie mechanizmy, żeby rolnicy mogli zakupić polską ziemię na preferencyjnych warunkach. Do tej pory zyskała na tym tylko nomenklatura i biznesmeni – powiedział Zbigniew Grajoszek z NSZZ Solidarność Rolników Indywidualnych z Gdańska.
Szykują się do 4-godzinnego strajku generalnego na Śląsku
We wtorek 26 marca na Śląsku w godzinach 6-10 ma odbyć się czterogodzinny strajk generalny. Takie decyzje podjął w czwartek wieczorem Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy po rozmowach z rządem w Katowicach.
Strony nie osiągnęły porozumienia, mieliśmy zbyt dużo punktów rozbieżnych – mówi Dominik Kolorz, przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
- Mieliśmy zbyt dużo rozbieżności, szczególnie w postulatach dotyczących ustawy antykryzysowej, systemu pomocy dla przedsiębiorstw funkcjonujących na Śląsku, dla przedsiębiorstw przemysłu ciężkiego, energochłonnego. W związku z tym ogłosiliśmy na 26. strajk generalny na Śląsku, który będzie się odbywał w godz. 6-10. Natomiast to też warto bardzo wyraźnie podkreślić, że zaproponowaliśmy stronie rządowej wyjście z sytuacji, która może polegać na tym, że jeżeli strona rządowa wycofa z Sejmu projekty poselskie i rządowe zmieniające Kodeks Pracy, to wtedy akcja strajkowa będzie odwołana. Także piłeczka – jeśli chodzi o to czy strajk będzie czy też nie – leży po stronie rządu – powiedział przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Związkowcy chcą, by rząd wycofał się z projektów dotyczących wydłużenia z obecnych 4 do 12 miesięcy okresu rozliczeniowego oraz wprowadzenia ruchomego czasu pracy.
Dominik Kolorz mówi, że projekt ten wprowadza niewolniczy system pracy w Polsce. Stwarza m.in. sytuację, w której w jednym miesiącu pracownik ma szansę otrzymać wynagrodzenie, wystarczające do utrzymania rodziny, a w innym miesiącu już nie.
- To jest bardzo chory pomysł. Nigdzie w Europie on nie jest stosowany, a jeżeli już jest to ma odpowiednie elementy rekompensujące. To jest też jeden z głównych powodów, w którym przy rozmowach dotyczących ustawy antykryzysowe nie dochodzi do porozumienia – akcentuje przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Nazywane przez związkowców rozmowami “ostatniej szansy” spotkanie delegacji rządowej z powołanym na Śląsku Międzyzwiązkowym Komitetem Protestacyjno-Strajkowym rozpoczęło się w czwartek przed południem. Wcześniej związkowe postulaty omawiało pięć zespołów roboczych.
Rozmowy “ostatniej szansy” przed strajkiem generalnym na Śląsku
Przed południem w Katowicach rozpoczęły się rozmowy między działającym na Śląsku komitetem protestacyjno-strajkowym a delegacją rządową. Według związków jest to spotkanie “ostatniej szansy”. Od jego efektów zależy, czy będzie strajk generalny w regionie.
“Tak jak wczoraj miliony ludzi oczekiwały na biały dym z Kaplicy Sykstyńskiej, tak dzisiaj tysiące pracowników funkcjonujących na Śląsku i nie tylko czeka na biały dym z urzędu wojewódzkiego” – powiedział przed rozmowami szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz, pytany o szanse na porozumienie i zaniechanie przygotowań do strajku. “Jesteśmy przygotowani do konkretnych rozmów, będziemy proponować konkretne rozwiązania (…). Podkreślam, że jesteśmy pełni dobrej woli, chcemy się porozumieć, rozmowy traktujemy bardzo poważnie; natomiast wygląda na to, że druga strona przyjechała jakby tylko w odwiedziny” – dodał szef regionalnej “S”, z niepokojem mówiąc, że chociażby zaproponowany przez stronę rządową czas czwartkowych rozmów (do 13.30) może świadczyć o tym, że nie będą one prowadzić do porozumienia i zakończą się rozbieżnościami.W ostatnich miesiącach związkowcy przeprowadzili w ok. 600 zakładach pracy w regionie referenda strajkowe, w których wzięło udział blisko 150 tys. osób. Ewentualny strajk ma trwać maksymalnie cztery godziny i objąć m.in. kopalnie, huty i odlewnie, firmy energetyczne, koleje i komunikację miejską oraz niektóre szpitale.
Ponieważ polskie prawo nie daje związkowcom prawa do strajku przeciwko rządowi, protest ma mieć charakter solidarnościowy z branżami, które nie mają prawa do strajku. Decyzję w sprawie protestu związkowcy mają podjąć po czwartkowych rozmowach.
W spotkaniu biorą udział m.in. wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński, minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz oraz jego zastępcy. Przed rozmowami przedstawiciele rządu nie rozmawiali z dziennikarzami.
Pierwsze spotkanie komitetu z delegacją rządową odbyło się 30 stycznia. Uzgodniono wówczas powołanie pięciu trójstronnych zespołów roboczych, które omawiały propozycje rozwiązań problemów przedstawionych w związkowych postulatach. W lutym i w marcu odbyło się kilka rund spotkań tych zespołów. Na czwartek zaplanowano podsumowanie prac.
Związkowe postulaty dotyczą spraw społeczno-gospodarczych. Chodzi przede wszystkim o stworzenie osłonowego systemu regulacji finansowych oraz ulg podatkowych dla firm utrzymujących zatrudnienie w okresie niezawinionego przestoju produkcyjnego, czyli tzw. pakiet antykryzysowy. Inny postulat to wprowadzenie systemu rekompensat dla przedsiębiorstw objętych skutkami pakietu klimatyczno-energetycznego – chodzi m.in. o wsparcie dla przemysłów energochłonnych.
Związki chcą też utrzymania dotychczasowych rozwiązań emerytalnych przysługujących pracownikom zatrudnionym w warunkach szczególnych i szczególnym charakterze; zastrzegają, że rozmowy nie dotyczą systemu emerytur górniczych. Pozostałe żądania dotyczą uchwalenia przez Sejm ustaw ograniczających stosowanie tzw. umów śmieciowych, likwidacji NFZ i stworzenia systemu opieki zdrowotnej na zasadach dawnych kas chorych oraz zaprzestania likwidacji szkół i przerzucania finansowania szkolnictwa na samorządy.
Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy został utworzony w październiku zeszłego roku. W skład komitetu wchodzą śląsko-dąbrowska Solidarność oraz regionalne struktury OPZZ, Forum Związków Zawodowych, Sierpnia 80 i Związku Zawodowego Kontra. Związkowe postulaty były w minionych tygodniach omawiane w pięciu związkowo-rządowych zespołach: ds. przemysłu i rynku pracy, ds. stabilnego zatrudnienia, ds. służby zdrowia, ds. emerytur oraz ds. oświaty. Związkowcy krytycznie oceniają postępy prac zespołów.
PAP
Orban broni zmian w konstytucji
Wiktor Orban broni zmian w węgierskiej konstytucji. Zdaniem premiera, nie ma w nich nic, co narusza reguły Unii Europejskiej. Dziwi się więc krytyce zarówno Brukseli, jak i USA.
Wiktor Orban broni zmian w węgierskiej konstytucji. Węgierski premier zapewniał przed szczytem przywódców państw UE w Brukseli, że nie ma najmniejszych dowodów na niezgodność przepisów ustawy zasadniczej z regułami Unii Europejskiej.
Szef rządu apelował w Budapeszcie o przedstawienie faktów, które mogłyby stanowić podstawę dyskusji o konstytucji. Dodał, że dotąd przedstawiano jedynie opinie.
Unia Europejska i Stany Zjednoczone skrytykowały poprawki do węgierskiej konstytucji przyjęte w poniedziałek. Kontrowersje wzbudza m.in. ograniczenie uprawnień sądu najwyższego, co, według krytyków, może prowadzić do osłabienia demokracji na Węgrzech.
Źródło: IAR
KE zbada zmiany w konstytucji Węgier pod kątem art. 7 traktatu o UE
KE zbada zgodność zmian w węgierskiej konstytucji ze standardami europejskimi. Nie jest jednak przesądzone, czy wobec Budapesztu zostanie wszczęta procedura prowadząca do kar. Jak wskazał szef PE, trudno udowodnić niezgodność z wartościami europejskimi.
- UE musi precyzyjne sprawdzić, czy ramy konstytucyjne w kraju członkowskim naprawdę naruszają wspólne standardy i zasady europejskie. To jest ekstremalnie trudne - powiedział w czwartek na konferencji prasowej po rozpoczęciu szczytu UE w Brukseli szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz.
Na razie nie ma dowodów na łamanie demokracji
Jego zdaniem na razie nie ma wystarczających dowodów, że Węgry łamią zapisane w traktatach UE wartości dotyczące państwa prawa czy demokracji. Jak mówił, bardzo łatwo powiedzieć, że coś jest niezgodne ze standardami europejskimi, ale trudniej to udowodnić. - Jeśli oskarży się kraj członkowski, że nie przestrzega standardów, i nie ma się stuprocentowych dowodów, ten kraj może zarzucić formułowanie bezpodstawnych twierdzeń. Dlatego radzę, byśmy nie działali, dopóki nie będziemy mieli dowodów - powiedział Schulz.
Szef PE relacjonował, że na szczycie UE szef Komisji Europejskiej Jose Barroso zapowiedział, że Komisja zbada zgodność zmian w węgierskiej konstytucji ze standardami europejskimi. - Sądzę, że obaj, zarówno ja, jak i mój kolega Barroso, jasno stwierdziliśmy, że mamy wątpliwości (w tej sprawie) - oświadczył Schulz.
Art. 7
Tłumaczył, że czeka na analizę z KE w sprawie zmian w węgierskiej konstytucji. - Jeśli się okaże, że są dowody na łamanie zasad europejskich przez Budapeszt, będziemy musieli porozmawiać na temat artykułu siódmego traktatu o UE - dodał Schulz.
Zapis ten mówi, że na wniosek jednej trzeciej państw członkowskich PE lub KE, Rada UE większością czterech piątych swych członków może stwierdzić istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez państwo członkowskie traktatowych wartości, np. wolności lub demokracji. W wyniku tej procedury kraj UE może być zawieszony w niektórych prawach, np. w głosowaniu w Radzie UE.
Jeszcze przed rozpoczęciem szczytu UE zmian w konstytucji swojego kraju bronił premier Węgier Viktor Orban. Przekonywał, że Węgry trzymają się zasad europejskich i nie ma żadnych dowodów, że modyfikacje ustawy zasadniczej naruszają wartości zapisane w traktatach unijnych.
Węgry: Parlament uchwalił kontrowersyjne zmiany w konstytucji
Szefowie Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego i Rady Europy wyrazili w poniedziałek zaniepokojenie przyjętymi przez Węgry poprawkami do konstytucji. Uznali je za pospieszne i budzące obawy w świetle standardów RE, zasady rządów prawa i przepisów UE.
"Poprawki budziły poważne obawy"
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz ocenił, że przyjęcie zmian było pospieszne i nastąpiło, zanim w ich sprawie wypowiedziała się komisja wenecka, organ doradczy Rady Europy. Poprawki - dodał - budziły "poważne obawy, że mogą osłabić standardy demokratyczne na Węgrzech"; możliwe jest, że będą miały negatywny wpływ na rządy prawa i przestrzeganie praw podstawowych.
We wspólnym komunikacie szefowie KE i RE, Jose Barroso i Thorbjoern Jagland, wyrażają ubolewanie, że eksperci z RE i KE nie mieli możliwości, by przedyskutować i wyjaśnić szczegółowo treść poprawek przed ich przyjęciem przez węgierski parlament.
W ich ocenie poprawki "budzą zaniepokojenie, jeśli chodzi o zasadę rządów prawa, przepisy Unii Europejskiej i standardy Rady Europy". Zapowiadają, że komisja wenecka Rady Europy i KE przeprowadzą szczegółową ocenę poprawek.
"Orban mówił o przywiązaniu Węgier do europejskich wartości"
Barroso i Jagland przypominają, że premier Węgier Viktor Orban potwierdził w niedawnym liście do szefa KE przywiązanie rządu i parlamentu Węgier do europejskich norm i wartości. Szefowie KE i RE oczekują od władz w Budapeszcie, że będą się one angażować w bezpośrednie kontakty z instytucjami europejskimi "w celu odniesienia się do wszelkich podnoszonych obaw, dotyczących zgodności poprawek z zasadami europejskimi i przepisami UE".
Węgierski parlament uchwalił w poniedziałek zmiany w konstytucji, przeciwko którym protestowały m.in. UE i USA. Kontrowersyjne zmiany dotyczą wielu dziedzin życia społecznego i politycznego, m.in. przewidują zdefiniowanie małżeństwa wyłącznie jako związku kobiety i mężczyzny.
Parlament ma też otrzymać prawo decydowania, które organizacje wyznaniowe zostaną przez państwo węgierskie uznane jako Kościoły. Nowelizacja zakazuje również prowadzenia kampanii przedwyborczej w mediach komercyjnych.
Na kilka godzin przed głosowaniem rzeczniczka Komisji Europejskiej zapowiedziała, że w razie konieczności użyte zostaną wszelkie środki, aby na Węgrzech przestrzegane były rządy prawa.
Prezydent Węgier podpisze nowelizację konstytucji
Prezydent Węgier Janos Ader zapowiedział, że po wielu godzinach przemyśleń i konsultacji z ekspertami, podpisze nowelizację konstytucji. Nowelizację ostro krytykowały m.in. UE i USA.
Prezydent powiedział, że nie może postąpić inaczej. „Złożenie podpisu pod nowelizacją konstytucji jest moim moralnym obowiązkiem. Nie mogę złamać przysięgi prezydenckiej” – stwierdził Ader. Dodał także, że nowelizacja nie narusza praw człowieka na Węgrzech. Kilka dni temu węgierski parlament zatwierdził zmiany w konstytucji, wśród nich poprawkę, że małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety. Kolejna przyznaje posłom prawo do decydowania o tym, które organizacje pełniące misję religijną w kraju są kościołami.
Przeciw nowelizacji protestują środowiska lewicowe. Stwierdzają, że dokument w 23 poprawkach ogranicza kompetencje Trybunału Konstytucyjnego, niezależność wyższych uczelni i Kościołów, zawęża kampanię przedwyborczą do mediów publicznych oraz zakres praw obywatelskich.
Podczas zatwierdzania poprawek lewicowa opozycja opuściła salę obrad wywieszając w oknach parlamentu czarne flagi.
Podstawowe zastrzeżenie dotyczy ograniczenia działalności Trybunału Konstytucyjnego, który nie będzie mógł powoływać się na orzecznictwo sprzed 1 stycznia 2012 roku tzn. przed wejściem w życie nowej konstytucji i będzie mógł wypowiadać się tylko w kwestiach proceduralnych.
Do zawetowania poprawek przekonywała prezydenta Adera w Berlinie kanclerz Angela Merkel. Przeciwko zmianom protestowały już wcześniej Unia Europejska i USA.
Opozycja zapowiada kontynuowanie protestów w czwartek i w piątek. 15 marca jest na Węgrzech świętem państwowym: to rocznica wybuchu węgierskiej Wiosny Ludów w roku 1848. Były premier, szef nowego ugrupowania opozycyjnego “Razem 2014″ Gordon Bajnai wezwał prezydenta Adera do ustąpienia.
Źródła:
http://www.radiomaryja.pl/informacje/bruksela-wielotysieczne-protesty-przeciwko-oszczednosciom/
http://www.radiomaryja.pl/informacje/rolnicy-wyszli-na-ulice-sprzeciwiaja-sie-polityce-rzadu/
http://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/421831,kliczko-chce-by-unia-ukarala-wladze-ukrainy.html
http://www.radiomaryja.pl/informacje/szykuja-sie-do-4-godzinnego-strajku-generalny-na-slasku/
http://www.radiomaryja.pl/informacje/rozmowy-ostatniej-szansy-przed-strajkiem-generalnym-na-slasku/
http://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/422128,orban-broni-zmian-w-konstytucji.html
http://www.radiomaryja.pl/informacje/prezydent-wegier-podpisze-nowelizacje-konstytucji/
Komentarze
Pokaż komentarze (18)