W dyplomacji wypowiadane słowa, szczególnie deklaratywne, są bardzo ważne, często nawet ważniejsze niż czyny. Słowa niby nic nie kosztują tego kto je wypowiada, ale mogą wyrządzić wiele zła. Dobra też. Warunkiem tego jakie efekty one przyniosą - dobre, czy złe - jest najpierw namysł - określenie celu jakiemu mają służyć, przewidywanie skutków jakie mogą spowodować, a dopiero potem ich wypowiadanie. Tak czynią osoby odpowiedzialne za Państwo, za obywateli, a nie tańczące na ostrzu noża pajace udające mężów stanu przed bezmyślną gawiedzią pozbawioną rozumu i instynktu samozachowawczego.
O ile zaś słowa wypowiadane przez przysłowiowego Kowalskiego nie mają znaczenia strategicznego, choć też oczywiście są ważne, bo wpływają na opinię społeczną, to te wypowiadane przez prominentnych, sprawujących władzę polityków i będące na ich usługach wszelakie media, mają już przeogromną wagę, a ich skutki są żywotnie istotne dla losu kraju, w którym sprawują swoją władzę i ludzi, którzy w nim żyją.
Wojna prędzej czy później zakończy się. Na jak długo tego nie wie nikt, ale obie strony biorące w niej oficjalny udział w końcu będą musiały wypracować warunki jej zakończenia.
Strony nieoficjalne oczywiście mają i będą tu miały jedyny głos decydujący, a nie choćby najbardziej waleczny żołnierz ukraiński, czy wykreowany na narodowego, a nawet światowego, bohatera prezydent Zeleński.
Mrzonki o końcu Rosji, jej podziale, czas najwyższy włożyć miedzy bajki dla niegrzecznych dzieci. Rosja, to nie jakiś tam kraik, który może zdeptać Ukraina bez udziału światowych mocarstw, ale potężne państwo dysponujące bronią atomową.
Śmichy, chichy z armii rosyjskiej i jej słabości militarnych są może i atrakcyjne dla osób o małym rozumku, które siedząc na kanapie wojnę postrzegają przez pryzmat gier komputerowych, ale już nie prawdziwego życia. Cała ta ich komputerowa "odwaga" ukazała się zresztą w pełnej krasie podczas światowej akcji pt.: "pandemia".
Szmaty na twarzach, dystans od najbliższych, w tym starych, samotnych i schorowanych, zgoda na izolacje, kwarantanny, brak dostępu do lekarzy, przyzwolenie na brak leczenia tzw. kowida i czekanie aż się pacjentowi pogorszy, aprobata dla śmierci przy pomocy respiratorów, nieleczenia innych, niemodnych, a groźnych chorób, bankructwa i utratę dorobku całego życia, odrzucanie głosów rozsądku, a na deser dobrowolne przyjmowanie do organizmu swego i swych najbliższych, nawet własnych dzieci, ryzykownego preparatu zwanego szczepionkami p/kowidowi, pokazały dobitnie ile ta ich kanapowa odwaga jest warta.
Teraz ci sami ludzie buńczucznie bredzą o wykończeniu Rosji, o jej pokonaniu przez Ukrainę i nie przyjmują do wiadomości, że Rosja prędzej użyje atomu, niż pozwoli się pokonać. I nie ma tu znaczenia, czy władzę dzierży bestia Putin, czy inna bestia. Nie przyjmują do wiadomości, że ranna bestia jest nieobliczalna i jeśli ma iść do piekła, to razem z tymi, którzy ją tam chcą zesłać.
Do tej pory państwa nuklearne trzymały się w szachu i świat uniknął konfliktu na wielka skalę. Taką bronią dysponuje wiele krajów, nie tylko Rosja, ale przecież, chociaż nieoficjalnie, ale jednak, zaangażowane w tę wojnę USA, czy przyczajone Chiny, nie wspominając o Wielkiej Brytanii, Francji, Indiach, Pakistanie, czy Korei Północnej i, co również bardzo ważne i czego nie da się pominąć, Izraelu. Krajów posiadających głowice nuklearne jest więc wiele i nikt nie jest w stanie przewidzieć, kto i kiedy zechce usmażyć nią swoje dania.
Prowokacje, działania pod fałszywą flagą to też strategia wojenna, która może wystrzelić nas i całą naszą planetę w Kosmos.
Czy Ukraińcy są głusi?
Jesteście w wielkim błędzie jeśli myślicie, że Ukraińcy zapomną, naszym (?) władzom i bezmyślnie powielającym te brednie internautom, takie słowa jak:
Ukraina walczy też za nas;
Ukraińcy bronią nas przed ruskimi;
Ukraina jest buforem między nami a Rosją;
Lepiej, ze wojna toczy się na Ukrainie, a nie w Polsce;
Pomagamy im dając broń, czyt. aby wykrwawiali się też za nas;
Demografię nam poprawią;
Będzie nas (nas?) 40 milionów, a może i więcej, itd., itp. .
Zobaczycie też, co się stanie, gdy Ukraina stanie się członkiem UE.
Kto wygra, a kto przegra?
Jeśli nie dojdzie do wojny światowej z użyciem atomu, to obawiam się, że największą ofiarą wojny rosyjsko-ukraińskiej, a de facto amerykańsko (anglosasko) – rosyjsko – chińskiej z poligonem na terenie Ukrainy, największym przegranym, wg moich przewidywań może być Polska. Może się zdarzyć, że Polski wręcz już nie będzie ku radości jej „przyjaciół” bo jak rzekł poeta: „wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”. Co będzie? Ano, albo Ukropol (mniejsza o nazwę) albo Niebiańska Jerozolima (znów mniejsza o nazwę).
Taki zresztą był i jest plan, w którym nasze (?) władze biorą czynny i skutecznie destrukcyjny udział ku uciesze tłuszczy zwanej społeczeństwem.
Już za chwileczkę, już za momencik usłyszymy oskarżenia ze strony naszych wdzięcznych przyjaciół z Ukrainy, że to przez nas, przez Polaków, przez polski (?) rząd mają trudności z pogodzeniem się ze swoim aktualnym agresorem.
Zacznie być obowiązującą narracja, że to my zaogniliśmy sytuację ziejąc nienawiścią do Rosji i Putina.
Oczywiście nie zabraknie oskarżeń, że wprawdzie pomagaliśmy, ale za mało, za mało do cholery. Kojarzy się to komuś z czymś? Np. z wdzięcznością ocalonych z Holokaustu? Nie kojarzy? No cóż, Polak i przed szkodą i po szkodzie jednako głupi (naiwny, bezmyślnie wielkoduszny, podatny na tandetną manipulację uczuciami i rozumem, ofiarny aż do zatracenia, z niskim poczuciem własnej wartości i brakiem odpowiedzialności za własną wspólnotę, nieznający historii ani własnej, ani powszechnej, niewyciągający logicznych wniosków, bo logika, to nieznane „zwierzę”).
Mało jest osób odpornych na presję zidiociałego tłumu pozbawionego elementarnego instynktu samozachowawczego, mało zdolnych do posługiwania się rozumem, nie wspominając o trzeźwym osądzie otaczającej rzeczywistości.
Wśród tych ostatnich jeszcze mniej jest osób mających cywilną odwagę przyznać się do posiadanego rozumu, umiejętności posługiwania się logiką i umiejętnością wyciągania wniosków. Boją się ostracyzmu, hejtu, obelg, utraty posady.
Jeśli zaś, nie daj Bóg, konflikt rosyjsko-ukraiński przybierze rozmiary ogólnoświatowe, to właśnie Polska będzie oskarżana o przyczynienie się do jego eskalacji.
Najwięcej oskarżeń padnie ze strony Ukrainy, naszych obecnych przyjaciół, USA, naszego największego sojusznika i protektora oraz oczywiście Unii Europejskiej, czytaj – naszej drogiej Francji i naszych drogich Niemców władających UE (no i cóż, że nieformalnie, chociaż faktycznie), i całej plejady pozostałych państw – członków.
Oskarżycieli niewątpliwie nie zabraknie, także tych przeze mnie niewymienionych, a kto wie czy nie najważniejszych w geopolitycznych rozgrywkach.
Nie zapominajmy też o trwającym od wieków choćby niepisanym, ale realnie istniejącym sojuszu niemiecko-rosyjskim, o tym skąd głównie pochodzą mieszkańcy Izraela, kto de facto rządzi Ameryką i nie tylko, kim jest Żeleński, o tym co powiedział papież Franciszek, jakie są korzenie i sympatie polityków w Polsce i tych przy władzy i tych niby w opozycji do niej.
Granie pierwszych skrzypiec w nienawiści do Rosji jest dla niektórych niezłym afrodyzjakiem, ale nie potrafią przewidzieć, że ta wojenna pieśń może stać się naszą pieśnią pogrzebową. Nie przewidują, że dla krajów o wiele mocniejszych od Polski ta nasza wojenna agitacja wkrótce może okazać się mocno niewygodna, że może nadejść etap, gdy stanie się ona po prostu niezgodna z interesami owych mocniejszych. A wtedy, no cóż, nie należy mieć złudzeń, że ktokolwiek będzie umierał za Gdańsk, Chełm, Przemyśl, czy Kraków, a nawet Warszawę. Polska stanie się, jak już przecież bywało w historii, kulą u nogi możnych tego świata i nikt tej kuli dźwigać nie zechce. Nawet Węgrów, jedynych nam przyjaznych, zdołaliśmy obrazić.
To wszystko może grozić nam Polakom utratą Państwa. Może okazać się, że jako wichrzyciele nie zasługujemy na własne, suwerenne państwo, które "po prostu" całkiem niedługo może zostać nam odebrane. I nie będzie to wina jedynie polityków, ale głównie samych Polaków, tak beznadziejnie niedorozwiniętych umysłowo, że właściwie będzie to nieunikniona i zawiniona kolej rzeczy.
Tak już jest, że głupcy mogą być jedynie niewolnikami i to wcale niekoniecznie silniejszych i mądrzejszych od nas, wystarczy, że potrafiących myśleć i działać zgodnie z logiką i cwanych do bólu. My, jako społeczność, nie jesteśmy do tego zdolni.
Nie uczymy się na błędach z przeszłości, nie rozumiemy teraźniejszości. Żyjemy emocjami, fantasmagoriami, nie używamy rozumu.
W zasadzie każdy, kto zechce, rozegra nas, jak małe, przygłupiaste dzieci.
A politycy? A kto ich wybiera, kto wierzy w dęte gadki i nie dostrzega faktów? My, tylko my.
PS. Napisałam kto przegra, ale nie napisałam kto wygra. Odpowiedź na to pytanie pozostawiam czytelnikom.
Inne tematy w dziale Polityka