To, że teatry zbankrutują, to oczywiste - taki Hamlet na ten przykład zamiast trupiej czaszki trzymałby w ręce maseczkę i wołał przejmująco; "być, albo nie być, oto jest pytanie". Toż cała sala pokładałaby się ze śmiechu.
A filmy? Szczególnie te hollywoodzkie - co z nimi będzie?
Nowe produkcje filmowe muszą albo przedstawiać rzeczywistość przedkovidową, albo tę schizofreniczną, z którą mamy obecnie do czynienia.
Obie opcje będą/byłyby jednak niepoprawne politycznie.
Pierwsza, ponieważ przypominałaby ludziom utraconą wolność, co nie może przecież podobać się reżyserom "nowej normalności".
Druga, ponieważ przemysł filmowy stałby się karykaturą samego siebie, a ludzie zamiast się bać powszechnie zaczęliby się śmiać. Dlaczego? Otóż:
Wyobrażacie sobie Państwo dzisiaj takie filmy jak powiedzmy "Ojciec chrzestny" z bohaterami w maseczkach antycovidowych?
Albo Jamesa Bonda mówiącego przez szmatę na twarzy - "Jestem Bond, James Bond"?
A filmy o miłości? Żadnego zauroczenia od pierwszego wejrzenia (jak tu wejrzeć, gdy szmata cały urok, lub jego brak, zakrywa?), żadnych pocałunków (przez szmatę?), żadnych spacerów za rączkę, bo przecież dystans co najmniej 1,5 metrowy, no i żadnych momentów rzecz oczywista. Wykluczone musiałyby być randki w lokalach, bo te zamknięte, zresztą i tak nie wolno jeść poza domem, żadnych zaręczyn, wieczorów panieńskich/kawalerskich, żadnych ślubów i wesel. Właściwie, to w ogóle nie należy się spotykać.
Wniosek z tego taki, że filmy o miłości odpadają podobnie, jak te o mafiach, gangsterach oraz super bohaterach.
Kryminały też odpadają, bo jak tu śledzić akcję, gdy aktorzy zamaskowani?
Pozostają jedynie horrory i thrillery, w których podmiot liryczny będzie nas straszył brakiem maseczki na antyspołecznej gębie.
Ale ile można wyprodukować takich dzieł i nie zbankrutować? :))))
Ciekawa jestem zatem, jak słuszni właściciele przemysłu filmowego w Hollywood i na całym świecie wybrną z tej dość dziwnej i nowej dla nich sytuacji :))))))
Inne tematy w dziale Polityka