irgendwo irgendwo
1590
BLOG

Jaki właściwie jest problem z kredytami w CHF ?

irgendwo irgendwo Gospodarka Obserwuj notkę 22

Na początek przypomnienie. Kredyty mieszkaniowe w walutach obcych były hitem, aż do gwałtownego przewalutowania złotego, które nastapiło późnym latem 2008 roku. Ich atrakcyjność wynikała głównie z niższego oprocentowania. Dla porównania: trzymiesięczny WIBOR (Warsaw Interbank Offer Rate - oprocentowanie trzymiesięcznego kredytu na rynku międzybankowym) w połowie roku 2008 kształtował się powyżej poziomu 6,6 %, podczas gdy jego odpowiednik we franku szwajcarskim (najbardziej popularnej walucie kredytu) nie przekraczał 2,8 %. Niższe oprocentowanie, bardziej "przyjazny" sposób spłaty kredytu (stałe raty zamiast tradycyjnych rat malejących) oraz umacniający się od momentu wejścia do Unii Europejskiej polski złoty w połączeniu z rosnącymi cenami mieszkań spowodowały olbrzymie zainteresowanie "tanim" kredytem mieszkaniowym i masowe zaciąganie przez naszych obywateli długoterminowych zobowiązań w walutach obcych. Eldorado skończyło się w momencie mocnego przewartościowania złotego. Kurs CHF/PLN, który w I połowie 2008 roku "schodził" nawet poniżej poziomu 2 złotych w ciągu następnych ośmiu miesięcy poszybował w okolice 3,40 złotych za franka (70 %) i mimo późniejszego chwilowego spadku kursu poniżej 3 zł (2009-2010) dzisiaj nadal znajduje się w tych rejonach.

Ponieważ jutrzejsza obniżka podstawowej stopy procentowej do historycznie najniższego poziomu może spowodować w najbliższych tygodniach osłabienie PLN, a dodatkowo zbliżają się wybory i na pewno wrócą różne pomysły "ulżenia" obywatelom, którzy padli ofiarami "banksterów", pozwolę sobie przypomnieć, gdzie tkwi źródło problemu z kredytami w CHF. Moim zdaniem źródła są dwa: niedoszacowanie ryzyka walutowego ze strony kredytobiorców oraz brak należytego nadzoru ze strony Komisji Nadzoru Bankowego (do końca 2007 roku) i Komisji Nadzoru Finansowego (od 2008r.). O ile lekceważenie ryzyka walutowego można wytłumaczyć brakiem wiedzy, wyobraźni i zwykłą pazernością obywateli (wszak zawsze lepiej jest mnieć więcej za mniej, prawda ?), o tyle brak należytego nadzoru ze strony regulatorów świadczy o tym, że instytucje państwowe, które mają w założeniu chronić obywateli i reagować na wszelkie przejawy patologii na rynkach finansowych, są niesprawne i działają po prostu źle.

Jeśli w statystykach regulatorów wyraźnie rosła wartość długoterminowych kredytów udzielanych w walutach obcych może trzeba było zainteresować się źródłem tej tendencji, przeanalizować potencjalne zagrożenia, sprawdzić zakres przekazywanej przez bank i pośredników finansowych informacji o ryzykach związanych z takim produktem, dokonać analizy wrażliwości poziomu zabezpieczeń na zmiany kursów walutowych itd., słowem zrobić to, co zostało zrobione przez Komisję Nadzoru Finansowego dopiero w 2011 roku w formie słynnej "Rekomendacji S". A przecież obowiązek informowania klienta o wszelkich ryzykach "wbudowanych" w oferowany produkt finansowy oraz obowiązek dostosowania produktu do stanu wiedzy klienta został w Unii Europejskiej nałożony już w roku 2004 za sprawą tzw. dyrektywy MiFID (Markets in Financial Instruments Directive) ...  Polscy regulatorzy nie analizowali europejskich standardów ?

Jeżeli częstą praktyką w latach 2006-2008 było zachęcanie przez tzw. doradców finansowych (broń Boże nie mylić z doradcami inwestycyjnymi, którzy w Polsce są licencjonowani !) do przekazywania "zysków" wynikających z niższego oprocentowania i umacniania się złotówki (różnicy pomiędzy ratą, jaką klient płaciłby, gdyby wziął kredyt w PLN, a faktycznie płaconą ratą) na zakup jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych (i to akcyjnych, bo akurat rynek akcji cieszyl się wówczas hossą !) zamiast na wcześniejszą spłatę kapitału, a regulator tego nie widział lub udawał że nie widzi, to po cholerę taki regulator ?!? Albo uznajemy, że obowiązkiem instytucji nadzorujących dany rynek (i to nieważne, czy jest to rynek finansowy, farmaceutyczny czy telekomunikacyjny) jest ochrona obywateli przed pazernością firm/organizacji/podmiotów na tym rynku funkcjonujących i pod tym kątem te instytucje oceniamy, albo likwidujemy je, akceptujemy "wolną amerykankę", a zaoszczędzone na tych instytucjach pieniądze przeznaczamy na szczytne cele lub obniżkę podatków.

Nie ulega wątpliwości, że zobowiązania należy spłacać. Nikt nikogo nie zmuszał do zaciągania kredytu w walucie obcej. Gdyby na rynku walutowym utrzymał się trend z okresu maj 2004 - lipiec 2008 dziś "frankowcy" śmialiby się w nos "złotówkowym frajerom". Teraz płaczą, bo niejednokrotnie, mimo dokonywania comiesięcznych płatności wartość nominalna ich kredytu w PLN jest wyższa niż była na początku. To naprawdę jest nieciekawa i dramatyczna sytuacja. Tej sytuacji można jednak było w dużej mierze uniknąć, gdyby instytucje powołane m.in do ochrony obywateli traktowały poważnie swoje obowiązki albo przynajmniej uważnie obserwowały regulacje na rynku europejskim.  

Poprzednia notka dotycząca kredytów w CHF: http://irgendwo.salon24.pl/489421,kredyt-w-chf-spokojnie-to-tylko-awaria

irgendwo
O mnie irgendwo

szczęśliwy ojciec trójki dzieci, licencjonowany makler i doradca inwestycyjny z ponad 25-letnim stażem na rynku kapitałowym, wierzący w progres poznawczy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Gospodarka