Kilka ostatnich tygodni w polskiej polityce można było oglądać z rosnącym rozbawieniem. Media entuzjazmowały się ewentualnym upadkiem rządu, rzekomymi głębokimi pęknięciami w rządzącej partii, Polska miała być na skraju politycznego przesilenia. I czym się to skończyło? Farsą. Z rzeczywistością to wszystko nie miało nic wspólnego. Dowodzi jedynie, że p.Paradowska i wielu innych komentatorów (z lewa i prawa) ma tak ograniczony warsztat dziennikarski i wyobraźnię, że o niczym więcej nie potrafią mówić, jak „kto kogo”. Polityka sprowadza się dla nich do utarczek personalnych, choć życie polityczne takiego kraju jak Polska, to coś znacznie, znacznie więcej.
Tymczasem sejmowy występ p.Kaczyńskiego z tabletem, przejdzie do annałów, jako przykład wykorzystania technologii w walce politycznej. Jest o też świadectwem, że p.Kaczyński postanowił ostro konkurować z p.Palikota w dziedzinie politycznej ekstrawagancji. Do części posłów można mieć tylko pretensję, że przyglądając się temu żenującemu przestawieniu, nie zdobyli się na to, aby wyjść z sali. Uśmieszki i podśmiechiwanie nie było należną reakcją. Na koniec kandydat na premiera p.Gliński porównał Polskę do Korei Płn, co mówi o jego kwalifikacjach politycznych, zwłaszcza na premiera, samo za siebie.
Lewica zaś usiłuje nieustannie przekonywać, że uznanie związków partnerskich jest przepustką Polski do nowoczesności. I wiele więcej zdaje się nie mieć do powiedzenia. Partie opozycyjne zajęte są więc działaniami egzotycznymi.
Premier Tusk może więc właściwie spać spokojnie, gdy myśli o opozycji. Niepokoić go ma prawo jedynie sytuacja w jego własnej partii. Trzeba jednak powiedzieć, że przewodniczący Tusk jest sam sobie po trochę winny. W gruncie rzeczy nie dba zupełnie o swoją partię, nie ma w niej wewnętrznej dyskusji, w związku z czym różni bezpłciowi ambicjonerzy, wodzą w niej często rej. A p.Paradowska się cieszy, bo ma o czym pisać.
I jak się dobrze przyjrzeć, okazuje się, że jedyna opozycja z prawdziwego zdarzenia wobec premiera Tuska jest jednoosobowo – jest nią Leszek Balcerowicz. Można się z jego krytyką rządu zgadzać lub nie zgadzać, jest to jednak krytyka rzetelna i merytoryczna. Balcerowicz punktuje rząd za niewykorzystane szanse reformy szkolnictwa, brak odwagi do odebrania niezasłużonych przywilejów niektórym środowiskom zawodowym itd.itd. I nie domaga się zmiany rządy, lecz na rząd naciska w wszystkich tych sprawach. W normalnych warunkach opozycję, która tak by czyniła, nagrodziłby wyborca przy następnych wyborów, widząc że myśli o kwestiach ważnych, a nie tylko dopchaniu się do władzy. Balcerowicz nie jest jednak przywódcą żadnej partii.
Przesadzone spekulacje prasy na temat rozbieżności w PO śmieszą między innymi dlatego, że wbrew nim pp. Tusk i Gowin zdają się dogadywać lepiej, niż ktokolwiek przypuszczał. Gdy ostatecznie premier oświadcza „nie stanę na czele rewolucji obyczajowej”, nie słychać by był z swym ministrem na noże. Rozmawiając z Gowinem, Bonim, Rostowskim i Cichockim otacza się osobami poważnymi, choć niestety nie wszystkie osoby w rządzie można uznać za równie poważne (ale gdzie jest taki rząd).
Już na zasadzie prześmiewczych domysłów byłbym skłonny mniemać, że pp. Tusk i Gowin celowo podsuneli naiwnym mass-mediom bajeczkę o rzekomych potężnych własnych rozbieżnościach. I śmiali się do rozpuku, jaką sensację zrobi z ich „kłótni” p.Olejnik z jednej strony i „Rzepa” z drugiej. Media z p.Paradowską mają już zresztą nową pożywkę, jaką jest polityczny romans pp. Kwaśniewskiego i Palikota. W tym związku żal mi trochę byłego prezydenta, który w ten sposób rozfluża ten autorytet, jaki udało mu zebrać jako głowie państwa.
Premier ma więc tylko jednego tylko jedynego opozycjonistę Balcerowicza. I nic prócz jakiegoś nasilenia się europejskiego i światowego kryzysu, które mogło by się na Polsce odbić, nic nie może jego rządu obalić. I coraz mniej się zapowiada, by kryzys miał nadejść. Światowe giełdy idą w górę, a zapowiedzi wielkiej unijno-amerykańskiej strefy wolnego handlu wzmagają pewien gospodarczy optymizm. Czarne scenariusze malują w Polsce zaś ci, którzy mają do powiedzenia jedynie to, że „trzeba obalić rząd”. Od tych pokrzykiwań rząd nie upadnie, choć ma poważne problemy przed sobą.
Uważam, że nieustanna publiczna debata jest niezbędna dla demokracji. Potrzebny jest w niej szacunek do innych i ciągłe usiłowanie zrozumienia odmiennych poglądów. Polsce potrzebna jest dziś naprawa języka polityki. -------- Na moim blogu sam pilnuję porządku. Pod postami proszę o dyskusję na temat, o jakim tekst traktuje. Komentarze chamskie, zawierające personalne ataki i nie na temat będę usuwał. Wszystkich namawiam do pilnowania porzadku na swoich blogach. I zapraszam serdecznie do merytorycznej dyskusji. (cytat za Igorem Janke, gospodarzem Salonu24)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka