W niedzielne popołudnie zapraszam do obejrzenia filmu o św. Ricie, świętej wyjątkowej, która ostanimi czasy zawładnęła moją wyobraźnią...
FIlm składa się z dwóch części. Jest naprawdę niezły, choć dla potrzeb opowieści troszeczkę życiorys Św. Rity ubarwiono;)
Wydaje mi się, że bardzo potrzeba nam (jako narodowi) wstawiennictwa Świętej Rity z Cascia. Osoby podchodzące z dystansem do moich słów z poprzedniego zdania:) zachęcam do zapoznania się z Jej życiowym przesłaniem. Jakim? O tym w filmie.
"Jeszcze kilka miesięcy temu o Św. Ricie wiedziałam niewiele, właściwie nic, poza tym, że to patronka spraw/sytuacji beznadziejnych, można więc rzec, wiedziałam dokładnie tyle, ile o Świętym Antonim (że to patron rzeczy zagubionych:)) ). Nie byłam Nią szczególnie zainteresowana - zwłaszcza, że my tutaj w Warszawie ze sprawami beznadziejnymi zwykliśmy się zwracać do Świętego Judy Tadeusza:)
Nie szukałam Jej. Mogę śmiało powiedzieć, że to Ona mnie odnalazła. Początkowo coraz częściej podczas najróżniejszych rozmów padało Jej imię i dzięki temu, gdzieś tam w mojej wyobraźni znalazła sobie cichą przystań. I na tym by się zakończyło, gdyby nie pewne niezwykłe (w sensie obrazu) wydarzenie, a potem kolejne i kolejne...
Dzień był wtedy bardzo wietrzny i pewnie dlatego naprzemiennie: deszczowo-słoneczny. Dość ciepły. Szłam sobie osiedlowym chodniczkiem: popołudniowe słońce, krople niedawnego deszczu na trawie i krzewach. Ślicznie. I nagle - gdy przechodziłam obok dzikiej róży - silny podmuch wiatru tuż przede mną strącił mnóóóóstwo płatków w kolorze fuksji...:) Cudo!
Nie, nie - nie pomyślałam sobie, że wokół mnie dzieją się rzeczy nadprzyrodzone:) Wręcz przeciwnie, mój wrodzony pragmatyzm podpowiedział: zbieramy, I., a potem w zależności od ilości: konfitury albo nalewka!
Pozbierałam płatki, które opadły, pozrywałam te, które i tak spadłyby za chwilę, bo wisiały na ostatniej niteczce i udałam się do domu...
Okazało się jednak, że płatków było stanowczo za mało (zarówno na konfitury, jak i na nalewkę:(. ) Niezrażona wpadłam na pomysł, aby "wyprodukować" domowym sposobem olejek różany:)) Do malutkiego słoiczka upchałam wymyte wcześniej płatki, zalałam minimalną ilością najzwyklejszego oleju i dodałam kropelkę spirytusu (aby nie zakradła się pleśń) :))
Cały czas w pamięci miałam obraz chwili, gdy płatki porwane wiatrem najpierw tańczą, a zaraz potem opadają tuż przede mną, tak jakby ktoś bardzo chciał, abym zwróciła na nie uwagę...
Poszperałam w internecie, wyszukałam kilka przepisów na przetwory z płatków róż (polecam stronę: http://klaudynahebda.pl/roza-konfitura/ :) ) i nawet przez chwilę nie skojarzyłam popołudniowego wydarzenia z czymś innym niż "różany zakątek - mniam, mniam" :))
Następnego dnia przeglądałam gazety, w tym min. jak na "ciemnogród" przystało "Gościa niedzielnego" i "Idziemy". I nie pamiętam już, w której z nich natknęłam się na publikację nt. Św. Rity. Moją uwagę przykuły róże, bo i sporo o różach w tym artykule było...
Oprócz znanego faktu (w filmie również była o tym mowa) - zakwitnięcia w środku zimy różanego krzewu (w dniu Jej śmierci), przeczytałam, że św. Rita, obdarzona stygmatem musiała mieszkać w najdalszym zakątku klasztoru, ponieważ ropiejąca rana wydzielała nieprzyjemny zapach. Tak było za życia, natomiast po śmierci Jej ciało pachniało różami...
Intrygująca - bez względu na to, czy się w to wierzy, czy też nie - historia.
Zarówno w samej treści artykułu, jak i w ilustrujących go obrazach, zdjęciach róże, róże, róże....
Trochę za dużo tych róż - pomyślałam:)
I od tej chwili nie opuszczało mnie wrażenie, że to nie jest przypadek.
Muszę dodać dwa ważne spostrzeżenia (poczynione niedawno) - wszystko wydarzyło się w ostatnim tygodniu maja to raz, i dwa - był to czas, kiedy poszukiwałam swojej patronki. (Kto dzisiaj myśli o takich sprawach, prawda? Ja myślałam. )
To również ma swoje znaczenie, zwłaszcza ten koniec maja:), ale o tym za chwilę.
Zapomniałam o Św. Ricie na niecałe dwa miesiące... :)
W lipcu objeżdżając ciekawe nadbużańskie okolice dotarłam do prawosławnego Monasteru św. Onufrego w Jabłecznej, a potem do Kodnia. Tam, w sklepiku z dewocjonaliami kupiłam książeczkę o Św. Ricie (coś mnie jednak do Niej przyciągało:) ). Jakie było moje zaskoczenie, gdy wyczytałam, że wspomnienie o tej Świętej przypada 22 maja...
To dzień, który zmienił w moim życiu wszystko (zbyt dużym ekshibicjonizmem byłoby
pisanie, co się wtedy wydarzyło, proszę więc wierzyć mi na słowo:) dodam, że niektórzy z moich przyjaciół, w tym czytający ten blog - wiedzą). To był ostatni z brakujących puzzli... Widowiskowy taniec płatków róż również miał miejsce na początku ostatniego tygodnia maja (22 maja wypadł w piątek).
Jestem przekonana, że Św. Rita jest moją patronką, co wcale nie oznacza, że jestem "sprawą beznadzieją" :)) Bardzo mnie to uskrzydliło.
Wydaje mi się, że w życiu każdego z nas zdarzają się takie małe cuda, świadczące o żywym zainteresowaniu Naszego Szefa maluczkimi:)
KONIEC:)"
Przepraszam, ale nie miałam już siły, aby "wygładzić" tekst. Poprawiłam tylko kilka błędów:)