W NAJBLIŻSZĄ SOBOTĘ SPOTKANIE OB-CIACHowe - ostatnie w Złotych Tarasach (od następnego miesiąca spotykamy się na Krakowskim Przedmieściu - na Skwerze Hoovera). ZAPRASZAMY - godz. 12.00, I piętro ZT przy fontannie. Wszystkich, którzy chcą włączyć się w nasze akcje, bardzo zachęcamy: przyjdźcie. Musimy rozruszać OB-CIACHowe kino uliczne non-stop. Zbliżają się coraz cieplejsze dni, warto zaangażować się w realizację tego projektu. Naszym marzeniem jest pokazanie Transformacji Grzegorza Brauna, ale potrzebne są ręce do pracy.
A teraz zapowiedziane INTUICYJNE WIERSZYKI-ŻARCIKI (cz.II => część I tutaj ) - większość z poetyckiego zagłębia ropy naftowej Strofa:), ale też z inspiracji Tichego, Wawela, Galimatii, Luli i Tataraki - Wielkie Mersi !:)) Swoje wiersze rozrzucone w komentarzach pozbierała i opatrzyła słowem wstępnym Intuicja:))
***
pić się chciało
więc zbliżyło się na chwilę
do porannej kropli rosy
oko pawie
prawie prawie
było oko to mo tylem
o japońskiej proweniencji
w słów zabawie
i zapadło się głęboko
oko w oko
kalejdoskop tworząc w obrączce ze słońca
że aż człowiek co przechodził obok drogą
zapatrzony w dwoje oczu tak bez końca
myślał pewnie sobie że to miłość
a to tylko pić się chciało
a to nic nie było
***
czas smutnie niedokonany
bardzo rozczarowany
jest dzisiaj
swym istnieniem
i swoim niespełnieniem
milczy więc zaplątany
wśród ciszy
martwych pędów
czas smutnie niedokonany
w granicach naszych błędów
***
ukawić herbatę
już wyrok wydany
przez dwie czarne kawki
damy herbu bramy
południowo-wschodniej
szlachetnego rodu
zimowe mieszkanki
białego ogrodu
w którym razem z krukiem
czterema wronami
gawronem i szpakiem
harcują czasami
ukawić herbatę
z samiutkiego rana
proces jest zbyteczny
prosiła się sama
***
a gdyby tak dzień jeden zacząć od herbaty
łyżeczka na imbryk plus świeży liść mięty
zaparzyć poczekać a gdy aromaty
rozsnują się wokół cytryną oziębić
ten napar gorący i cierpki zarazem
skruszony poranek
nie miałki tym razem
***
nad skamieliną wczorajszej lawy
w rozpiętej między nocą a dniem
przestrzeni ramion dziś niełaskawych
jawa zmienia się w sen
zaklęte koło ruchem niemrawym
zapada z wolna w głęboki rów
trafia na magmy gorące stopy
sen jawą staje się
znów
***
filmy powinny być czarno-białe
obraz i gest
bez słowa
noce obmyte skroploną solą
jasne jak ta
pana van Gogha
a dni powinny sypać się z nieba
spokojnie
jak pierwszy śnieg
i miękko wchłaniać w siebie chłód ranny
znad lodowatych rzek
***
na linowym moście
nad lodową rzeką
wczoraj bardzo blisko
dziś już ciut daleko
tańczyła od zawsze
ta sama tancerka
w satynowych lekkich
białych pantofelkach
rankiem podążała
na zachód od wschodu
nocą wręcz odwrotnie
zamiast od - do wschodu
a wszystko na linie
którą mostem zwano
wpatrując się w nowe
choć przecież tą samą
drogą od początku
swego biegła co dzień
ot ludzka nadzieja
smutków wszelkich złodziej
tak ją prowadziła
ze słońcem pod rękę
więc tancerka nasza
ubrana w sukienkę
wbrew zimowej porze
wiosennie stąpała
po linowej drodze
liniowej bez mała
może nawet pięcio-
z kluczem wiolinowym
budzącym o świcie
ciężkie senne głowy
i choć rytm gubiła
nad lodową rzeką
nigdy nie przepadła
a wiecie dlaczego…?
otóż bohaterka
zawsze pamiętała
o pointach
w które rankiem
stopy swe
wsuwała
***
a stary kary świat po cichu
przekręcił się na drugą stronę
oczy z niedowierzania przetarł
bo widział to co nie stworzone
było dotychczas ręką dobroci
zamysły ledwie przeczucie tego
co stać się musi i wnet się stanie
wrażenie czucie przewidywanie
rozkwitu kwiatów fragmentu pędu
co łodygami zaczął oplatać
otwarte ciężko bijące serce
tego karego naszego świata
*
już rozumiecie
przez małą chwilę
świat w niebo patrzył
tylko
i aż tyle
***
hu hu ha! hu hu ha!
zimne świty
zima zła
zimne stopy
zimne ręce
zimny prysznic
6.00 rano
zimne słowa
zimne oczy
zimne mleko
podawano
sen zimowy
on i ty
surowe zasady gry
hu hu ha hu hu ha
czemu
nasza zima zła…
***
mój
fascynacjo
nie pal
mostów
proszę
zostaw
jeden
chociaż
może
morze
słone
tamto
przejść się
uda
gładko
nim
przeminie
fascynacja
ma
***
posła se bida drogom
wlece noge za nogom
idzie bida i myśli
jakie z tego kozyści
zem z izdebki uciekła
w sare pole powlekła…
samiusieńkam na świecie
drugiej takiej w powiecie
bidy jak ja nie znajdę
tęskno będzie zwycajnie
za tym com ostawiła
(ale ślad jus zgubiła
tsa iść dalej choć smutno…)
no i posła dyć sama
patsy pod dzewkiem jama
głęboko, strasno i ciemno
myśli: toż to pseca pode mną
dolecek jakiś ktoś zrobił
dla niepoznaki oszdobił
gałozkom ksaka maliny
coby inse dziewcyny
trafić tutaj nie mogły
ktus to ktus to nadobny?
cy kostropaty racej?
myśli bida i płace
jak zwykle toć pseca bida
as z jamy wychynął się bzydal
as z jamy wylazło niescenście
i wzieno bidę w zamęście
i odtąd jak wicie sami
niescenścia chodzom parami
***
tak żal zielonookich rzek
co nam w pół drogi gdzieś zamarzły
pod lodem więżąc czuły szept
choć głośno krzycząc wciąż się skarżył
***
bal
na przedmieściu żal
tańczy latarnia z zimowym wiatrem
dwa szare wróble dwa płatki śniegu
para w oddechu nieważny bilet
żar z papierosa
wełniany
szal
***
popijano kiedyś kawę
w kawiarence Sułtan
jeszcze wtedy tam bywała
róża
chyba żółta
która bardzo herbacianą
różą stać się chciała
dyskretniejszym blaskiem świecić
jednak
nie umiała
***
tak oto wszystkie róże na świecie
wstępują w krąg tajemnicy istnienia
i gubią płatki papirusowe
wspomnienia pragnień
pieczęć milczenia
:)
Inne tematy w dziale Rozmaitości