Schody zdawały się być coraz bardziej strome i kręte, a szara lamperia, pełna fantazyjnych wzorów z powtarzającym się motywem serc przebitych strzałą, również przyprawiała o zawrót głowy. Wokół unosiły się postacie fikuśnych amorków, rysunki łuków, miękkich obłoczków, ale też ponuro dyndały figurki wisielców na szubienicach. A wszystko namazane lub wydrapane niewprawną ręką. No i te słowa, słowa, słowa: gorące wyznania przeplatane pogróżkami, przekleństwami oraz informacjami: „byłem tu”. Daty, imiona. Słoniki na szczęście. Krzyżyki na drogę.
Na parapecie okna, znajdującego się na półpiętrze, wygrzewał się szary kocur. W pierwszej chwili wydawało jej się, że pali fajkę, jak ten z dziecięcej rymowanki, ale przecież nie było to możliwe. To tylko drobinki kurzu tańczyły w smudze silnego słonecznego światła wpadającego przez uchylony lufcik. Kot nie mógł palić drewnianej fajki typu bent, podobnie jak nie mógł być cudownym gawędziarzem, choć na takiego wyglądał. Spokojny szary kocur z siwym wąsem.
Minęła go powoli, by się nie spłoszył. Aha, i wciąż słyszała tę piosenkę… Nawet zaczęła ją bezwiednie nucić. (Miała ładny głos.) Melodia zaprowadziła ją pod drzwi, które okazały się celem jej dzisiejszej wyprawy do miasteczka. Ciężkie, brązowe, trochę zniszczone, z niewielką plastikową tabliczką „Telewizja internetowa MYK”. Nacisnęła hałaśliwy dzwonek. Usłyszała czyjeś szybkie, energiczne kroki i za chwilę ujrzała znajomą twarz Dziewczyny Śmieszki z pociągu.
„Ach, to pani, proszę. Grzechu mówił, że pani dzwoniła i umówiliście się na spotkanie w samo południe. Jest u siebie. Proszę za mną.” Miłe, uprzejme powitanie.
Rozejrzała się z zainteresowaniem. W pomieszczeniu, dzięki opuszczonym żaluzjom, panował półmrok i przyjemny chłód niosący ukojenie. Ściany długiego przedpokoju powyklejane były kolorowymi plakatami, a podłoga wyłożona starym dębowym parkietem.
Dziewczyna szła przodem. Poruszała się miękko, w sposób przykuwający uwagę. W pewnej chwili spod krótkiej, plisowanej spódniczki wysunął się koci ogon. Kołysał się łagodnie, akcentując każdy jej krok. Śmieszka lekko odwróciła głowę i zerknęła przez ramię. Oczy błysnęły zielenią. Uchyliła drzwi i ruchem ręki zaprosiła ją do środka.
W przestronnym pokoju, przy biurku stojącym pod oknem, siedziała - odwrócona plecami do wchodzących - postać. Mocny kark porośnięty był rudą, lśniącą sierścią.
cdn.