
Mario Delicati - "Huśtawka raj"
Poprzednie częsci w LC "Intuicyjne opowieści": lubczasopismo.salon24.pl/improwizacja/
Króciutkie nawiązanie:
Bohaterka czy aby komedii:), obdarowana przez tajemniczego Krawca lazurową suknią, wywieziona zostaje jego kolorowym wozem z niebiańskiej polany...
Przyobleczona w ciało, żyjąc na ziemi, nie pamięta już tej historii, ale wie jedno, musi odnaleźć swoją bratnią duszę, z którą tak nagle się rozstała.
Pewnego dnia w skrzynce na listy znajduje tajemniczą kopertę, a w niej klucz i zaproszenie... Wyrusza w podróż. Już w pociągu przydarza się jej dziwna przygoda, w wyniku której nawiązuje znajomość z uroczym, aczkolwiek nieprzewidywalnym Grzechem...
:))
(Ale najlepiej po prostu zajrzeć do"Intuicyjnych opowieści" i przeczytać poprzednie częsci:) )
***
Odrobinę zaskoczona i zaniepokojona tym, co zobaczyła, ruszyła przed siebie. Według mapy od domu dzieliło ją około trzech kilometrów. Nie tak daleko, ale wciąż pamiętała, jakie wrażenie robiły na niej owe trzy kilometry, gdy miała zaledwie dziewięć lat. „Miałam do szkoły trzy kilometry – zwykła mawiać jej matka, gdy próbowała wykpić się z lekcji – trzy kilometry przez las. Dzień w dzień. A najgorsze bywały zimy. I słotna jesień. Nie narzekaj więc i wskakuj w buty.” Wskakiwała, bo magiczna odległość, o której nie pozwalano jej zapomnieć, zawsze ją zawstydzała i skutecznie przeganiała każde lenistwo. Dlaczego nagle o tym wszystkim sobie przypomniała, nie potrafiła wyjaśnić. Zresztą, czy to ważne. Zwłaszcza, że za chwilę przydreptało kolejne wspomnienie. A właściwie przybiegło - zwinnie wraz z czarną wiewiórką, która mignęła pomiędzy przerzedzonymi gałęziami sosen - i przypomniało wielkie, bursztynowe oczy, strach, który znienacka ścisnął za gardło i nie chciał puścić, gdy kiedyś podczas górskiej wycieczki z ojcem tak bardzo uwierzyła w jego opowieść o chatce Baby Jagi, że ją zobaczyła. Tam w dolinie, na polanie, wyłaniającą się spomiędzy zielono-brązowych gałęzi. Po piernikowym dachu skakały dziesiątki czarnych wiewiórek, a skrzypiące, poruszane wiatrem konary stanowiły naturalne dopełnienie tego przerażającego, pomimo swojej baśniowej genezy, widoku.
I tak dotarła do zabudowań. Piaszczysta ścieżka, która do tej pory fantazyjnie wiła się pomiędzy chropowatymi pniami drzew - kreśląc wdzięczne esy floresy - zmieniła się w ubitą drogę. A przyjemny, miękki piach tak pokornie i plastycznie poddający się jej stopom w twarde podłoże. Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów i znalazła się u kresu swojej wędrówki.
Mniejszy z kluczy przymocowanych do metalowego kółka okazał się kluczem do bramy wejściowej, za którą rozciągał się ogród: zadbany z rozległym, równiutko przyciętym trawnikiem i okalającymi go klombami pełnymi dzikich kwiatów, ziół, takich jakie zwykle spotykamy na polanach. I wreszcie to, co z miejsca przykuło jej uwagę: olbrzymie, panoramiczne okna domu. Jak wielkie szklane ekrany.
cdn.
Inne tematy w dziale Kultura