czyli, jak oderwać kawałeczek z pajdy chleba jedynej prawdziwej recenzentce s24 :)
Stało się.
Wreszcie obejrzałam "Zimną wojnę":)
Chodził za mną ten film, chodził i wczoraj nadarzyła się okazja w TVP Kultura.
Boże, co za rozczarowanie...
Jakby mało ich dzisiaj.
Naprawdę byłam bardzo, ale to bardzo dobrze nastawiona.
Okazało się jednak, że niewystarczająco:)
"Zimna wojna" to wyżyny egzaltacji i pustka...
Film jest przecież opowieścią. Musi się snuć...
Nie wystarczą wysublimowane zdjęcia. Takimi rzeczywiście nas uraczono. Finezja bardzo często bywa martwa.
Doprawdy więcej ducha w ciekawych fotografiach Zbigniewa Siemaszko. Dlaczego taki przykład? A dlatego, że ostatnio, tzn. jakiś czas temu:) byłam na wystawie jego zdjęć:) Pojawił się więc mojej głowie jako pierwszy.
Cóż to za reżyser, który nie potrafi opowiadać...?
A Paweł Pawlikowski nie potrafi.
Nawet jeśli chcemy na ekranie przedstawić coś kompletnie wydumanego, wyzutego z kontekstu (a tu przecież nie mamy z tym do czynienia) - to "coś" musi tętnić albo przynajmniej delikatnie pulsować emocjami.
Nie ma tego w "Zimnej wojnie".
A ja sem wrażliwą:)
Polański potrafi!
Mocno niepoprawnie napiszę, że uwielbiam Romana Polańskiego, jako reżysera, oczywiście (choć podobno "The Palace" fatalny; nie wiem, "Zimna wojna" miała być "och" i "ach" - nie jest). Niepoprawnie , bo Żyd, a właściwie Polak żydowskiego pochodzenia i zboczeniec, stanowiący od niemal pięćdziesięciu lat zagrożenie dla wszystkich niewinnych dziewic z show-biznesu, gość, który zwiał z aresztu wydobywczego w USA,. No więc, jeszcze raz: uwielbiam Polańskiego. Jeden z naszych najlepszych - o ile nie najlepszy - reżyserów. On mógłby tę historię pięknie opowiedzieć...
A tak?
(tu ręce rozłożenie w geście beznadziei)
I dalej - szkoda mi aktorów...
Przecież obsada naprawdę doborowa.
Obronił się Adam Ferency (minuta, ale jakże zapamiętana), jako tako Adam Woronowicz (choć jego niepokojąca demoniczność coraz mniej przekonuje), Joanna Kulig (prawdziwa, to jest jej mocna karta, ale czegoś mi w niej zabrakło, czegoś, co naprawdę uwodzi), Tomasz Kot - oj, takie z nim od zawsze wiążę nadzieje - niestety, pogubił się w tej roli, a chyba nie do końca o to szło (zagubiony bohater to niekoniecznie zagubiony aktor.)
I z górki: Borys Szyc (niewiarygodny od początku do końca, choć przynajmniej zabawny) i Agata Kulesza - najsłabsza rola (za Wokulskim: tyle w niej miłości do folkloru, muzyki, sztuki, ile diabla/siarki w łepku od zapałki:) ), nudna do kwadratu.
Ograne sceny.
Te wszystkie łąki, ta nagła scena seksu, którą przegapiłam (kto normalny by się spodziewał, że tak szybko?:) ), bo właśnie wtedy poniosło mnie do kuchni, gdyż ponieważ nastawiony uprzednio czajnik zaczął gwizdać:), te spacery uliczkami w górę i w dół, że niby o coś chodzi i czegoś się dowiemy:), ten "rozpaczliwy" taniec na stole (olaboga! jakież odważne!), a wszystko w zawiesistych szarych chmurach papierosowego dymu i litrach czystej (wody, he, he).
I posypały się nagrody...
Ale muzyka rzeczywiście dobra (oprócz tych zdjęć, o których wyżej).
Muzyka - jak zawsze powtarzam - najszczersza ze sztuk, która nigdy nas nie okłamie...
Muzyka, bo piosenka wykonywana przez Joannę Kulig już niekoniecznie.
Jeśli mam wybrać, zdecydowanie wybieram Mazowsze!
Coś przepięknego!
PS Jeśli ktoś zastanawia się nad przyczyną mojej wzmożonej ostatnimi czasy salonowej aktywności, podpowiem - covid:))
Inne tematy w dziale Rozmaitości