Najpierw życzenia świąteczne :)
W Oktawie, więc uprawnione:)
Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia, czyli tego, aby w każdym z nas NAPRAWDĘ narodził się Chrystus, żebyśmy uwierzyli w to, że rzeczywiście jesteśmy ukochanymi dziećmi Boga! Wszyscy, każdy z nas, bez najmniejszego wyjątku. Bez względu na naszą żałosną, przemocową ludzką naturę, a więc bez względu na naszą słabość. :)
I teraz temat...
Czy należy bać się Świętości?
W domyśle - Boga.
Moja odpowiedź brzmi - nie. NIGDY!
Jedyne, czego należy się bać to naszej niewystarczającej ufności w Miłosierdzie Boga w czasie próby.
Zanim oskarżycie o herezję, śpieszę wyjaśnić:)
I przytaczam sms z mojej przedświątecznej (niedziela 19.12) wymiany myśli z bardzo, bardzo wrażliwą, delikatną, pogłębioną duchowo osobą, którą, zresztą, poznałam tutaj, na salonie:) (zaangażowana była w OB-CIACH) Podczas mojej rehabilitacji otrzymałam od Niej książkę "Ostrzeżenie" Christine Watkins, jednak do tej pory jeszcze nie przeczytałam (cierpliwie czeka w kolejce), choć przejrzałam i w temacie, jak najbardziej jestem. O tej książce, a raczej o obszernie dzisiaj w internecie opisywanym temacie "oświecenia sumień" była nasza rozmowa.
(sms trochę wygładziłam, bo... wiadomo :DDD sms to sms, ale i tak kostropaty pozostał:))
ja do Dż. :
"Dane mi było przeżyć coś na kształt sądu, o którym piszesz. To było po Godzinie Łaski w 2018 r. Wtedy prosiłam o wskazanie jednego mojego grzechu, z którego nie zdaję sobie sprawy. Poznałam ten grzech, a towarzyszyła temu tak potężna świadomość, jakie zło wyrządziłam i jaką Miłość podeptałam, żal, rozpacz, strach, mieszanina różnych emocji, którą trudno opisać, że wtedy po raz pierwszy w życiu pomyślałam sobie, że tak właśnie będzie wyglądał sąd. (...) To był sąd nad jednym grzechem, którego konsekwencji nawet się nie spodziewałam, nie wydawał mi się aż tak przerażający... Bardzo ciężkie przeżycie. Gdybym miała nazwać je jednym słowem, byłaby to chyba jednak "rozpacz". Ale po tym wszystkim (jak i po innych moich ewidentnie złych uczynkach, bo przecież wciąż mam się z czego spowiadać) spotkało i wciąż spotyka mnie JEDYNIE Miłosierdzie. Uwierz mi, że po każdym niezdanym przeze mnie egzaminie - zawsze spotyka mnie coś bardzo dobrego. Zadawałam czasem pytanie: ale jak to? Dlaczego? To jak nagroda zamiast kary. I jako odpowiedź otrzymywałam coś jeszcze lepszego. To tak, jakby Bóg chciał zaleczyć we mnie najmniejszą wątpliwość, że może mnie z Jego strony spotkać cokolwiek innego poza Absolutną Miłością i Akceptacją. Oddzielił ode mnie grzech i wziął go na siebie. Unicestwił zło... Jestem Jego ukochanym dzieckiem Dż., tak jak Ty, Twoja Z., czy też Marta Lempart. Jak każdy z nas. To jest niewyobrażalne, ale tak właśnie jest. Modlę się o to, abym nie utraciła tej ufności w czasie próby i wiem, że nie utracę. Nie pozwoli na to Maryja."
Wiem, wiem, dość obnażający ten sms. Pożywka dla ewentualnych szyderców :))
Dlatego, wracając do początku, Boga nikt z nas nie powinien się bać. Cześć, Szacunek, świadomość Absolutu (na ile możliwa), świadomość Potęgi - tak. "Święty, Święty, Święty" (zawsze mam dreszcz na plecach, gdy słyszę te słowa) .
Strach, lęk - NIGDY! Bo to nas zgubi, gdy nadejdzie nasz czas.
Tak, powinniśmy się bać jedynie nas samych, tego, jak zareagujemy, gdy staniemy w PRAWDZIE i poznamy własną nędzę, nasze wybujałe pod niebiosa pokrętne ego. Ale to my poznamy, bo ON NAS ZNA OD POCZĄTKU. Nie zawstydźmy się więc na wieki :) Tego nam wszystkim życzę w tegoroczne Święta :)
Edytowałam notkę.
Dołączam okołobożonarodzeniową piosenkę, którą baaaardzo lubię:))
Inne tematy w dziale Rozmaitości