W najnowszym numerze Biuletynu Instytutu Wolności postanowiliśmy zastanowić się nad przyszłą polityką zagraniczną USA. Nie ma wątpliwości, że ulegnie ona przewartościowaniu – nawet jeśli nowym prezydentem zostanie (teoretycznie bardziej przewidywalna) Hillary Clinton. Co będzie oznaczać to dla Polski? Paul Gregory amerykański ekspert, profesor Uniwersytet Houston, opowiedział nam, jak ten problem ocenia się w samych Stanach.
Paul Gregory, profesor Uniwersytet Houston, Texas
Donald Trump ma realne szanse, by zostać prezydentem. Dotychczas sondaże nie zdradzają zbyt wiele. To dość niecodzienny kandydat odnoszący się do nietypowego elektoratu, wobec czego nie jesteśmy w stanie jasno określić jego szans na wygraną. Przez wiele miesięcy wydawało się, że nie ma żadnych, ale dzisiaj nie jest to już takie pewne. U bukmacherów prawdopodobieństwo wynosi jeden do trzech.
Trump to wciąż tabula rasa i nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak wyglądałaby jego polityka zagraniczna. Istnieją jednak przesłanki, które pozwalają nam powiedzieć coś na ten temat. Po pierwsze, pewne wnioski można wyciągnąć z jego bezceremonialnych komentarzy. Wydają się one być niepokojące. Ale możemy również sięgnąć do jego przemówienia na temat polityki zagranicznej.
Nie wiemy więc, kiedy Trump mówi prawdę: czytając z telepromptera wcześniej napisane wystąpienie czy wygłaszając w trakcie kampanii rozmaite uwagi. Najbardziej niefortunne były pozytywne komentarze dotyczące Putina. Nie uważam, żeby były one wiążące; to raczej luźne spostrzeżenia. Widać, że Trump podziwia Putina za to, że świat postrzega go jako silnego politycznego gracza. Amerykański polityk również chciałby być widziany w podobny sposób.
W swoich wypowiedziach Trump krytykował również NATO, ale we wspomnianym przemówieniu znajdują się także trafne spostrzeżenia.
Stwierdzenie, że nasza polityka zagraniczna powinna przede wszystkim mieć na uwadze dobro naszego narodu to nic innego jak powrót do historycznej doktryny. Jestem zdania, że Obama jako jeden z nielicznych prezydentów koncentrował się na międzynarodowych instytucjach, ONZ oraz sojuszach, zamiast skupić się na interesach własnego kraju.
Jeśli chodzi o NATO, Trump słusznie zauważa, że kraje należące do sojuszu powinny wypełniać swoje zobowiązania, a w szczególności przeznaczać 2 proc. PKB na obronność, do czego się zobowiązały. Państwa członkowskie NATO nie powinno również zbyt mocno polegać na Stanach Zjednoczonych. Działanie Europejczyków to przykład „efektu gapowicza” (ang. free rider problem). Z tym problemem Ameryka przez wiele lat nie potrafiła sobie poradzić.
Skoro Trump będzie chciał być postrzegany jako silny prezydent, to osłabienie NATO nie będzie w jego interesie. Uważam, że wciąż się uczy polityki zagranicznej, dlatego ważne jest kto w tych kwestiach mu doradza i kogo słucha.
Zdaję sobie, że sprawę, że Europa obawia się wyboru Trumpa. Jednak wciąż niewiele wiemy o jego poglądach na politykę zagraniczną. Myślę, że ci którzy najbardziej boją się objęcia przez niego stanowiska prezydenta przekonają się, że ich obawy były niczym nieuzasadnione.
Czy Hillary lepiej sprawdzi się w roli prezydenta? Na pewno ryzyko jest mniejsze niż w przypadku Trumpa. W przeciwieństwa do niego, rozumie ona zagrożenie płynące ze strony Rosji i Putina. Myślę, że również on pojmie je z czasem. Na tym polega różnica między kandydatami: Hillary wie, kim jest Putin, natomiast Trump najprawdopodobniej jeszcze nie.
Clinton była sekretarzem stanu w czasach prezydentury Obamy. Z tego powodu nie wiemy, jaką politykę zagraniczną prowadziłaby, gdyby prezydentem był ktoś inny. Wobec tego nie można odnosić się do jej osiągnięć z tego okresu i przekładać ich na ewentualną prezydenturę. Uważam, że była w dużej mierze ograniczana przez Obamę, który nie chciał angażować się w sprawy, których można było uniknąć.
Dla mnie największym rozczarowaniem prezydentury Obamy było całkowite zignorowanie kwestii Europy Wschodniej, a dokładnie nieudzielenie znaczącego wsparcia Ukrainie. Zgody na to udzielił Kongres, lecz Obama nigdy nie wcielił planu pomocy w życie. Na tym przykładzie widać, kogo uważano za wroga, a kogo za sojusznika. Dotychczas to Rosja była naszym wrogiem, zaś Ukraina sojusznikiem, jednak za kadencji Obamy Ameryka z niewiadomych powodów nie wsparła swojego sprzymierzeńca. To największa porażka polityki administracji Obamy wobec NATO i Europy.
Myślę, że wiele poważnych problemów dla bezpieczeństwa całego Sojuszu to kwestie wewnątrzeuropejskie. Chodzi bowiem o wzrost popularności skrajnych partii prawicowych i lewicowych oraz szkodliwy wpływ Rosji na politykę wewnętrzną wielu państw. Ważne, by Europa uporządkowała swoje sprawy; w innym wypadku Stany nie zagwarantują jej odpowiedniego wsparcia. Przeznaczenie 2 proc. PKB państw członkowskich świadczyłoby, że wszystkie strony opowiadające się jednocześnie za Rosją i przeciwko Europie zmierzają donikąd. To trudne zadanie, gdyż Europa współtworzy wiele krajów o różnych interesach.
Tłumaczenie: Aleksandra Iskra
Tekst powstał na podstawie wywiadu Nicholasa Siekierskiego
Więcej wypowiedzi komentatorów z Polski i USA w Biuletynie IW: Czy powinniśmy bać się Donalda Trumpa.
Instytut Wolności jest niezależnym od partii politycznych think tankiem nowej generacji, założonym przez Igora Janke, Dariusza Gawina i Jana Ołdakowskiego.
Zapraszamy na stronę Instytutu Wolności.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka