Wielu z nas zapewne zastanawiało się, jak to się stało, że terminy „liberał", „liberalizm" czy „liberalny" są w Polsce tak znienawidzone i zazwyczaj jednoznacznie negatywnie nacechowane. Nie będzie przesadą powiedzenie, że słowa te stały się w ostatnich latach specyficznymi i charakterystycznymi dla naszego polskiego życia publicznego inwektywami.
Nazwanie kogoś liberałem może doprowadzić do złamania jego kariery politycznej i zawodowej, a na pewno wzmocnić pierwiastek nieufności do tej osoby. Gospodarka liberalna, państwo liberalne, liberalizacja - stały się synonimami wszelkiego zła. W kampaniach wyborczych politycy niejednokrotnie skupiają się na udowadnianiu polskiemu społeczeństwu, że nie są liberałami, że nie popierają reform liberalnych, że liberalizm nie jest dla nich w najmniejszym nawet stopniu interesującą orientacją światopoglądową.
Dziwić powinno, że Polacy (czy konkretniej polscy politycy) tak dobrze poznali się na liberalizmie, skoro z pewnymi jego przejawami mieli do czynienia zaledwie kilka lat i to w znacznie mniejszym stopniu niż udało się poznać liberalizm mieszkańcom Stanów Zjednoczonych czy krajów Europy zachodniej. Ten zły i znienawidzony liberalizm jest w Polsce utożsamiany przede wszystkim z liberalizmem ekonomicznym i reformami gospodarczymi przeprowadzonymi w Polsce po obradach „okrągłego stołu". Natomiast określenia dla niego synonimiczne, których moglibyśmy w tym miejscu użyć, to chociażby „wolna amerykanka", „krwiożerczy kapitalizm" czy „żarłoczna prywatyzacja". Rzadziej - lecz również w pewnym stopniu - poruszany jest problem liberalizmu światopoglądowego, bezrefleksyjnie utożsamianego jednakże przede wszystkim ze społecznym permisywizmem, moralnym indyferentyzmem, zaś w sferze religijnej - z apateizmem. Natomiast niemalże nigdy termin „liberalizm" nie pojawia się w kontekście polityczno-państwowym - no, chyba że chodzi o wskazanie polityka-liberała - oraz systemowym. Jakby sfera instytucjonalna III Rzeczypospolitej z liberalizmem nie miała nic wspólnego i była wolna od skażenia tym zabójczym nowotworem.
Liberały-aferały
Przekonanie o istnieniu takiego liberalnego nowotworu można by z perspektywy ostatnich kilku lat nazwać jednym z najpopularniejszych i najczęściej opowiadanych mitów politycznych III Rzeczypospolitej. Przekonanie, że wszystkie zmiany, jakie dokonały się w dobie transformacji systemowej w polskiej gospodarce, były tylko i wyłącznie wymysłem bezlitosnych i doktrynalnych liberałów czy też neoliberałów, którym zależało jedynie na realizacji jakichś podręcznikowych wytycznych. Polska miała być swego rodzaju królikiem doświadczalnym neoliberałów i niejako na skórze polskiej gospodarki i polskiego społeczeństwa miano „wypróbowywać" skuteczność tego typu neoliberalnych rozwiązań. Oczywiście, jak nam wskazują najwięksi krytycy liberalizmu ekonomicznego, taki eksperyment nie mógł się powieść, „liberalna terapia szokowa" musiała się skończyć wielkim krachem i wielką katastrofą. Podobno, jak uczą nas w każdym razie szacowni koryfeusze antyliberalizmu, do takiej katastrofy doszło. Podobno zniszczono najbardziej dochodowe gałęzie polskiej gospodarki (w tym miejscu pozwolę sobie nie wymieniać tych, które rzekomo miały być najbardziej dochodowe, aby nie narażać się żadnym grupom zawodowym na samym wstępie). Podobno zapoczątkowano trwający do dziś proces systematycznego ubożenia polskiego społeczeństwa (chociaż wszelkiego rodzaju badania nad funkcjonowaniem gospodarki rynkowej w naszym kraju wskazują na coś zgoła odmiennego) i doprowadzono do spadku znaczenia Rzeczypospolitej Polskiej na arenie międzynarodowej (zapominając widocznie o tym, że w 1995 przystąpiliśmy do WTO, w 1996 - do OECD, w 1999 - do NATO, a w 2004 staliśmy się członkami Unii Europejskiej).
Najciekawsze jest to, że to ponoć liberałowie zrujnowali polską gospodarkę, aby móc wzbogacić się jej kosztem. Wypchać sobie kieszenie pieniędzmi pożyczonymi od Banku Światowego czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, sprzedać za bezcen największe zdobycze PRL-owskego przemysłu i komunistycznej innowacyjnej ze wszech miar techniki. Za wszelkie niepowodzenia reform, upadki firm i przedsiębiorstw państwowych, początkowo wysoką inflację i rosnące bezrobocie oskarżeni zostali liberałowie, nikt inny. Ci sami liberałowie, których później określono mianem „liberałów-aferałów", bowiem to właśnie oni mieli być współuczestnikami największych afer gospodarczych w Polsce, to ich orężem miała być korupcja i nepotyzm. Nie dziwi więc, że mówi się o nich: „złodzieje", „aferzyści", „malwersanci". Często stosowane są niemalże barokowe w swym stylu eufemizmy: „nieuczciwi przedsiębiorcy", „ci, którzy dorobili się nieuczciwie", „przedsiębiorcy, którzy nie potrafią wskazać pochodzenia swojego majątku" (czyż nie przypominają one kwiecistej w swej formie i zaiste pięknej klauzuli: „bezrobotni, którzy nie z własnej winy pozostają bez zatrudnienia"?). Wszyscy oni - nawet jeśli nie mówimy tego wprost - to liberałowie.
Ikoną owej aferalnej wizji polskiego liberalizmu jest oczywiście autor planu transformacji polskiej gospodarki, były wicepremier, minister gospodarki i minister finansów, były prezes banku centralnego, Leszek Balcerowicz. Andrzej Lepper określa go mianem „bandyty ekonomicznego", który „dokonuje holokaustu na narodzie polskim" i dlatego powinien być ścigany „jako winny zbrodni ludobójstwa z przyczyn ekonomicznych". Brak sympatii Leppera do Balcerowicza dał się zauważyć nie tylko podczas wystąpień sejmowych lidera Samoobrony, które zawsze kończone były frazą: „Balcerowicz musi odejść", ale także w politycznym „pisarstwie" Leppera. W książce Lista Leppera późniejszy minister rolnictwa opisuje swoje spotkanie z Balcerowiczem, stylizując go na mrocznego księcia, siedzącego w ciemnym i ponurym gabinecie. Biedny Andrzej Lepper - nasuwa się skojarzenie czytelnika - spotkał się z samym Lucyferem, Księciem Ciemności.
Leszek Balcerowicz symbolizuje cały liberalizm i wszystkich liberałów, bowiem nienawiść bądź antypatia ku niemu skierowana płynęła i płynie nie tylko z kręgów populistycznych. Demagogia antyliberalna stale gości już w polskiej polityce. Liberałowie obarczeni zostali wyłączną odpowiedzialnością za wszystko to, co najgorsze w całym procesie transformacji gospodarczej. Tego typu retoryka stosowana przez przedstawicieli innych niż populistyczne partii politycznych (choć może należałoby je również nazwać w pewnym sensie populistycznymi), była i po dziś dzień jest niezwykle powszechna. Wystarczy przypomnieć słynną dychotomię z parlamentarnej i prezydenckiej kampanii wyborczej 2005 roku, kiedy to ścierać się miały ze sobą dwie Polski: „Polska liberalna" z „Polską solidarną". Liberałowie pokazywani byli jako ci, którym idea solidarności i sprawiedliwości społecznej jest obca, jako owi „oni", jako „obcy". Liberałowie - razem z postkomunistami - postawieni zostali po tej samej stronie barykady, po której stało ZOMO. Kolejny raz użycie kategorii „liberalizm", „liberał" czy „liberalny" okazało się skuteczne, przynajmniej można tak wnioskować po wynikach wyborów owego 2005 roku.
Amoralne wykształciuchy
Jak widać, antyliberalny mit ukształtowany w III RP miał się całkiem dobrze w okresie funkcjonowania tzw. IV Rzeczypospolitej, choć paradoksalnie to właśnie liberałowie różnej proweniencji ów projekt IV RP współtworzyli. Od czasu starcia między dwiema wielkimi partiami prawicowymi w kampanii wyborczej 2005 roku, żargon antyliberalny był systematycznie wzbogacany. Kolejne określenia szkalujące liberałów pojawiały się jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Największą karierę zrobiło chyba określenie „wykształciuch". Sam jego twórca, Ludwik Dorn, zdefiniował klasę „wykształciuchów" jako „mocno ignorancką, egoistyczną, narcystyczną warstwę wykształconych, która nie ma wiele wspólnego z polską inteligencją". Określenie Dorna jest efektem skumulowania wszystkich stereotypowych przekonań dotyczących liberałów, jakie były upowszechniane przez polityków obu stron sceny politycznej po 1989 roku. Społeczny egoizm, brak patriotyzmu i poczucia więzi narodowej, do tego jeszcze przekonanie o własnej wyższości i pogarda dla uboższych warstw społecznych - to wszystko charakteryzuje właśnie owego „wykształciucha".
Pojedynczy „wykształciuch" jest z punktu widzenia żargonu antyliberalnego co najwyżej godny pożałowania, zdecydowanie większym niebezpieczeństwem są zorganizowane grupy „wykształciuchów", tworzące coś, co w języku IV RP nazwano „łże-elitami", czy trochę bardziej zagadkowo „szarą siecią". „Łże-elity" to wszyscy ci, którzy otwarcie opowiedzieli się przeciwko odnowie moralnej, przeciwko oczyszczeniu Polski z wszelkiego zła i budowaniu nowej jakości w życiu publicznym. Tutaj wyraźnie dostrzec można ów społeczny permisywizm i moralny indyferentyzm. Bo to przecież liberałowie wespół z postkomunistami chronią agentów i ubeków przed karzącą ręką sprawiedliwości dziejowej, nie godzą się na odebranie im ich przywilejów i generalnie są przeciwnikami przeprowadzenia lustracji i dekomunizacji (pozwolę sobie pozostawić to bez dodatkowego komentarza i nie dyskutować nad tym, kto w rzeczywistości jest zwolennikiem prawdziwej lustracji). To liberałowie wespół z lewakami, gejami, lesbijkami - zwanymi w żargonie antyliberalnym po prostu zboczeńcami czy pedałami - pragną zniszczyć instytucję rodziny, zdeprawować młodzież, zrujnować podstawy i fundamenty cywilizacji europejskiej, upowszechnić moralną degrengoladę. Racjonalnie myślącemu człowiekowi w ogóle trudno odnieść się do tego typu zarzutów i dobrać odpowiednią argumentację. W sytuacji, w której próbuje się uczynić go stroną w „wojnie o mundurki szkolne", on może co najwyżej mrugnąć okiem i kiwnąć z politowaniem głową.
Tego typu zarzuty, jakie od lat stawiane są polskim liberałom, zasługują już nie na oburzenie i sprzeciw, lecz raczej na wyśmianie. Choć wydaje się zrozumiałe, że człowiek przyznający się otwarcie do poglądów liberalnych, nie czuje się komfortowo, kiedy określa się go mianem „lumpenliberała" czy zalicza się go wręcz do „hołoty", „motłochu" czy „hałastry". Najbardziej krzywdzące jest jednak to, że żargon antyliberalny - czy to w wykonaniu Jarosława Kaczyńskiego, czy też Andrzeja Leppera - bazuje na wrzucaniu do jednego worka wszystkich, którzy nie zgadzają się z pewną polityczną linią, przeniesieniu na nich wszystkich cech jakichś wybranych jednostek, które niekoniecznie uczciwością i rzetelnością się wsławiły, a na sam koniec wystarczy wszystkich ich określić mianem liberałów. Kategoria liberała stała się w ostatnich latach wyjątkowo pojemna, pakowna i elastyczna. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych w jej ramach umiejscawiano rzeczywistych aferzystów, oszustów, złodziei, zwolenników tzw. „kreatywnej księgowości", urzędników, polityków i samorządowców zamieszanych i podejrzanych o dokonywanie nieuczciwych transakcji, wzbogacanie się na majątku skarbu państwa, fałszowanie i manipulowanie procedurami przetargowymi itp. Stąd przekonanie, że liberalizm w połączeniu z kapitalizmem jest największym złem.
Jednakże wiek XXI przyniósł nam pewne zmiany, mianowicie również kategoria „liberał" otrzymała swoje nowe sensy, została w pewien sposób zredefiniowana i uzupełniona. Już wspomniane zostało, że liberał jest przeciwnikiem lustracji i dekomunizacji, jednak jest on również samolubnym dorobkiewiczem, żyjącym luksusowo i zazwyczaj wystawnie, jeżdżącym bardzo dobrym samochodem. Jeśli jest przedsiębiorcą, to najprawdopodobniej wykorzystuje swoich pracowników, jeśli jest naukowcem, to zapewne współpracował z bezpieką w czasach komunistycznych, jeśli ani jedno, ani drugie go nie dotyczy, to najprawdopodobniej jest on już tak zepsuty przez procesy westernizacyjne, tak zdeprawowany przez powszechny konsumpcjonizm, że nie potrafi dostrzec tego, co prawdziwie wartościowe, godne dążeń i pragnień.
Siódme niebo nienawiści
I chyba na tym polega największy problem z liberałami, że z jednej strony są oni otwarci na dyskusję i skorzy do zawierania kompromisów, z drugiej jednak - nie poddają się dyktatowi i są sceptyczni wobec tych, którzy kreują się na emanację samego dobra, posiadaczy wiecznych prawd oraz najskuteczniejszych rozwiązań. Racjonalność liberała pozwala mu zachować dystans względem tego, co powszechne i ogólnie przyjęte, względem tego wszystkiego, co rzekomo stałe, niezmienne, a w rzeczy samej - skostniałe. Nie można utożsamiać takiego podejścia z wrogością do wszelkiej tradycji i obyczajności, jednak trzeba to rozumieć jako zgodę na zmianę i przekonanie o słuszności dokonywania reform. Liberałowie jednak - kontynuując - choć prezentują podejście modernizacyjne, są jednocześnie przeciwnikami wszelkich zmian rewolucyjnych, nagłych, pospiesznych, czasem nieprzemyślanych i podejmowanych pod wpływem emocji. Ich spokój i opanowanie często działa na ich politycznych adwersarzy bądź ideowych oponentów niczym płachta na byka.
Ci, którzy nie potrafią tego w liberałach zaakceptować, starają się ich zwyczajnie zdezawuować i zdyskredytować, przedstawić ich jako niewiarygodnych, niegodnych zaufania, czasem wręcz zasługujących na pogardę. Bo takich ludzi - tutaj pozwolę sobie zacytować krótki fragment piosenki zespołu Lady Pank pt. Siódme niebo nienawiści - „trzeba opluć, zgnoić, zgnieść". Tego typu „siódme niebo nienawiści" mamy aktualnie w Polsce, w której język polityki sięgnął nieomal dna, kalumnie i inwektywy w stosunku do politycznych przeciwników stają się coraz powszechniejsze. Narzędziem walki politycznej nie są polityczne programy ani tym bardziej polityczne idee, lecz skuteczność w potyczkach słownych, które jednakowoż niewiele mają wspólnego z erystycznym pojedynkiem. Na naszej scenie politycznej brylują dziś pałający nienawiścią radykałowie - kontrowersyjni i intelektualnie niejednoznaczni, lecz dzięki temu wyraziści i medialnie odważni. Tacy nigdy liberałów nie polubią i zawsze będą widzieć w nich wrogów, im nie będzie zależało na rozsądnym i korzystnym kompromisie, lecz na zwycięstwie. Czy to zwycięstwo osiągną plując, gnojąc czy zgniatając... to już nie robi im wielkiej różnicy.
Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego.
Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem:
www.liberte.pl
Pełna lista autorów
Henryka Bochniarz
Witold Gadomski
Szymon Gutkowski
Jan Hartman
Janusz Lewandowski
Andrzej Olechowski
Włodzimierz Andrzej Rostocki
Wojciech Sadurski
Tadeusz Syryjczyk
Jerzy Szacki
Adam Szostkiewicz
Jan Winiecki
Ireneusz Krzemiński
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka