Ponad 200 tysięcy ludzi na ulicach, groźba zawiązania szerokiej koalicji wyborczej przeciwko PiS i wymuszenie na Kaczyńskim deklaracji lojalności wobec Unii Europejskiej. Kilka miesięcy po wyborach to Komitet Obrony Demokracji określa narrację polityczną w Polsce, a PiS przeszedł do obrony.
Przez kilka ostatnich lat Jarosław Kaczyński straszył Polaków Unią Europejską przymilając się do elektoratu narodowo – konserwatywnego sugestiami, że „polska suwerenność jest naprawdę zagrożona, zagrożona zupełnie wprost” (to o pakcie fiskalnym), że „własna waluta to niezbędny element suwerenności” (w odpowiedzi na propozycję wejścia do strefy euro), albo że „są w Unii Europejskiej środowiska i państwa, którym nie w smak polska suwerenność” (to o uchwale Parlamentu Europejskiego w sprawie nieprzestrzegania konstytucji w Polsce), lub że „polska suwerenność narodowa jest wystawiana na sprzedaż na Zachód” i że będzie walczył o „Polskę, w której nie będzie się narzucało od zewnątrz poprawności politycznej”. Nagle, 2 maja, na pięć dni przed marszem KOD-u i opozycji „Jesteśmy i będziemy w Europie” znienacka oświadczył, że „przynależność do UE traktujemy jako trwałą. Być w Europie to być w UE. Polacy są Europejczykami dlatego, że są Polakami, ale realna przynależność do Europy to przynależność do Unii. Ci, którzy mówią inaczej, są szkodnikami, są politycznymi awanturnikami.” W sobotę o tej samej godzinie, o której rozpoczął się marsz, odbył się czat z internautami pod tytułem „Silna Polska w Europie.” Pod tym tytułem Jarosław Kaczyński nakręcił również spot telewizyjny. Doznał nagłego przypływu miłości do Unii? Raczej wystraszył się marszu KOD i rad nierad musiał eksponować retorykę, przed którą dotąd bronił się jak diabeł przed wodą święconą.
Zepchnięty do narożnika
Prawo i Sprawiedliwość, zamiast napierać na realizację swojej agendy, poświęca teraz czas i pieniądze na zabezpieczanie się przed zarzutami KOD-u. To duża różnica w stosunku do listopada i grudnia, kiedy to zapał, a nawet buta w realizowaniu swojego projektu politycznego powodowały, że PiS ekspresowo i bezwzględnie uchwalał kolejne ustawy i uchwały naruszające porządek konstytucyjny, a buńczuczna retoryka zadziwiała ekspresją nawet niektórych zwolenników Prezesa. Od niedawna zamiast zapału mamy rozważania kto otruł konie w Janowie, czy Beata Szydło odejdzie, kiedy zostanie wyrzucony Waszczykowski oraz drwiny Jarosława Kaczyńskiego ze współpracowników prezydenta Dudy. Nawet wiecznie zachwyceni Prezesem publicyści związani z PiSem stracili rezon i zaczynają przyznawać, że materia spraw, z którymi zetknął się PiS, okazała się trudniejsza niż przewidywania, a rządowa telewizja sama nie wie czy lepiej nie pokazywać demonstracji w ogóle, czy lepiej pokazywać ją w krótkich migawkach i mówić widzom, że te tłumy, które widzą, to tylko garstka osób. Z PiS-u uszło powietrze.
Poparcie dla KOD-u na poziomie 53% robi wrażenie (sondaż Ariadna, 6 maja 2016) – takiej akceptacji PiS nie miał nigdy, a KOD zdobył ją w ciągu zaledwie pięciu miesięcy. Marszu, którego czoło było na Placu Piłsudskiego, a koniec na Placu Trzech Krzyży, Polska jeszcze nie widziała. Ewidentny sukces tej demonstracji, jej spontaniczna siła podkopują rację bytu PiS, którą dotąd było twierdzenie o reprezentowaniu Narodu, nawet wtedy, kiedy PiS przegrywał kolejne wybory. PiS miał reprezentować zwykłych Polaków, albo prawdziwych Polaków, podczas gdy wszystkie pozostałe partie miały być wyrazicielem interesów salonu, warszawki i zagranicy.
KOD, sprawnie organizując megamanifestacje, uderzył w samą istotę legitymizacji PiS. Po kolejnych demonstracjach KOD-u nie da się już dłużej twierdzić, że to protestuje wąska elita „w futrach z norek”, która broni utraconych przywilejów i modli się „ojczyznę dojną racz nam wrócić Panie,” ale się znudzi i niedługo przestanie. Patrząc na gigantyczne tłumy z flagami polskimi i europejskimi skandujące (ukradzione Kaczyńskiemu) hasło „tu jest Polska!” widać, że autentyzm jest teraz po stronie KOD-u. A wraz z nim świeżość i inicjatywa.
Z takim przeciwnikiem trudniej się walczy. Nie będzie teraz łatwo wyjaśnić ludziom dlaczego ma się zdanie inne niż większość społeczeństwa, ani tym bardziej nie da się wytłumaczyć dlaczego władze wbrew społeczeństwu realizują program walki z sądownictwem, którego w kampanii wyborczej nie zapowiadały, a zatem nie mają do tego społecznego upoważnienia.
Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie jako smakujesz…
Pierwszy efekt nacisku społecznego już jest: PiS musiał się wycofać z antyeuropejskiej retoryki i przyjąć język KODu. Jeżeli tak dalej pójdzie, to KOD i opozycja wytrącą PiS-owi broń z ręki również w innych sprawach, chociażby w dziedzinie zwalczania Trybunału Konstytucyjnego. Według prof. Rzeplińskiego Kaczyński już wysłał do niego emisariusza i z rozmowy miało wynikać, że jest szansa, aby Beata Szydło wydrukowała wyrok TK. Takie efekty przynosi funkcjonowanie społeczeństwa obywatelskiego.
Po 1989 roku zainstalowaliśmy co najmniej cztery kotwice utrudniające oderwanie Polski od demokracji: konstytucja z 1997 roku zawierała prawdziwą ścieżkę zdrowia dla kogoś, kto miałby ambicję zostania polskim Łukaszenką. Wejście do NATO było obwarowane przyjęciem demokratycznych standardów, wejście do Unii zgodą na unijną kontrolę procesów demokratycznych i funkcjonowania państwa prawa. A nade wszystko budowane z mozołem i – jak się wydawało – bez większych efektów społeczeństwo obywatelskie miało zabezpieczyć Polskę przed ewentualnym pojawieniem się kacyka z autokratycznymi ambicjami.
Teraz, kiedy prezes Kaczyński próbuje zwalczać „imposybilizm prawny”, czyli dokładnie to, co na uczelniach nazywają „państwem prawa”, okazało się, że po kolei natyka się na wszystkie przeszkody, które przed laty celowo wdrukowano w system: jak nie Trybunał Konstytucyjny, to Komisja Wenecka. Jak nie Parlament Europejski, to ambasador USA i szczyt NATO. No i te wielotysięczne tłumy, które zamiast brać po 500 zł i siedzieć cicho, nie dają spokoju i wytykają takie abstrakcyjne pojęcia jak „wolność”, „demokracja”, „praworządność”.
Nagle, na naszych oczach, zaczęły funkcjonować mechanizmy, o których istnieniu wiedzieliśmy, ale nie szanowaliśmy ich, bo nie było okazji, żeby sprawdzić czy są przydatne. Jednak działają.
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Liberté! - niezależnego liberalnego magazynu społeczno-politycznego. Zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej oraz zachęcamy do prenumerowania kwartalnika w druku.
Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego.
Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem:
www.liberte.pl
Pełna lista autorów
Henryka Bochniarz
Witold Gadomski
Szymon Gutkowski
Jan Hartman
Janusz Lewandowski
Andrzej Olechowski
Włodzimierz Andrzej Rostocki
Wojciech Sadurski
Tadeusz Syryjczyk
Jerzy Szacki
Adam Szostkiewicz
Jan Winiecki
Ireneusz Krzemiński
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka