PiS w czasie kolejnego nocnego posiedzenia wygrał parlamentarną bitwę i być może faktycznie zdoła zredukować rolę Trybunału Konstytucyjnego i zachwiać tym samym podstawami ustrojowymi państwa. Jednocześnie jednak tym krokiem, i innymi podjętymi w minionych dwóch tygodniach, bardzo oddalił się od realizacji celu, jakim miała być naprawa Polski.
Wcale nie wątpię, że wiele osób naprawdę wierzy w „dobrą zmianę” pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. Nie podobały im się rządy PO i Komorowskiego, organizowali się przeciwko nim, dominowali w sieciach społecznościowych. Po drugiej stronie zaś stały szeregi zdemobilizowanych zwolenników obozu rządzącego, którzy grymasili na Komorowskiego, a przed wyborami parlamentarnymi dali się przekonać, że „straszenie PiSem jest bez sensu i już nie działa”. To był bardzo ważny czynnik, który pozwolił zwolennikom PiS wygrać wybory. Dlatego trochę się dziwię, że teraz swoimi działaniami doprowadzają do tak szybkiej mobilizacji swoich przeciwników, którzy jeszcze niedawno wydawali się całkowicie rozbici. Czy politycy PiS nie dostrzegają ryzyka, że za chwilę zginą od własnej broni zanim cokolwiek zreformują? Zwróćmy uwagę na dwa elementy, które mogą uniemożliwić daleko idące reformy, nawet mimo pozornej „pełni władzy” w rękach prezesa Kaczyńskiego.
Przebudzone lemingi
Przez lata popierająca PO wielkomiejska klasa średnia była przez zwolenników PiS nazywana „lemingami”, czyli istotami bezkrytycznie wierzącymi w to, co podają media, ospale przyjmującymi to wszystko bez żadnego zastanowienia i uważającymi się przy tym za mądre. To właśnie lenistwo umysłowe „lemingów” karmionych tym co podadzą im „mainstreamowi” dziennikarze, miała leżeć u podstaw sukcesów PO. Jeśli jednak tak było, to podstawowym zadaniem nowej władzy powinno być odcięcie „lemingów” od mediów, poprzez ich przejęcie i podporządkowanie. Niestety PiS tak się pospieszył z przejmowaniem pełni władzy w instytucjach politycznych państwa, że zrobił to przed rozprawą z mediami. W efekcie, zamach na Trybunał Konstytucyjny jest nazywany w mediach zamachem stanu, rezygnacja z flagi unijnej staje się głównym newsem, a awantura wicepremiera z dziennikarką, kończy się przywróceniem jej do pracy po dwóch dniach, zamiast wyrzuceniem z roboty.
A to wszystko dzieje się na oczach „lemingów”, które krew zalewa i robią się energiczne jak nigdy. Zaczynają się organizować w społeczne komitety, bezapelacyjnie dominują w mediach społecznościowych, przypominają sobie uświęcone piękną historią metody obywatelskiego protestu (np. oporniki w klapach), szydzą okrutnie z nowych władz, szukają liderów… Oczywiście, że zrazu robią to nieporadnie, bo przez 8 lat nie czuły się zagrożone i nie musiały bronić się przed brutalnym atakiem na rzeczy dla nich ważne. Masowość społecznego odzewu, Komitet Obrony Demokracji zebrał w ciągu ledwie kilku dni ponad 30 tysięcy sympatyków, może być zwiastunem potężnej siły politycznej, która będzie broniła reguł państwa prawa, swojego poczucia przynależności do Europy i zasad demokracji liberalnej, które uznaje za święte.
Wściekli obrońcy status quo
Ten społeczny ruch protestu, wzmocni naturalnego wroga wszelkich zasadniczych reform instytucji państwowych, czyli grupy interesu, które najczęściej składają się właśnie z przedstawicieli wielkomiejskich elit. Do naprawy skomplikowanych mechanizmów działania państwa nie wystarczy przecież zmiana przepisów, uchwalona przez parlament. Potrzebne jest jeszcze zrozumienie dla tych zmian przez ludzi tworzących instytucje państwowe, zgoda i współpraca większości z nich. Nie da się na przykład naprawić systemu sprawiedliwości, który w wielu elementach bezwzględnie wymaga naprawy, jeśli sędziowie, adwokaci czy prokuratorzy nie zechcą w tej zmianie uczestniczyć. Idąc na bezwzględną wojnę z Trybunałem Konstytucyjnym, ingerując w niezakończone procesy sądowe, czy też obrażając wymiar sprawiedliwości nazywając go „politycznym”, PiS tworzy sobie potężnego wroga, który będzie sabotował reformy. I nie mam złudzeń, że nawet wymieniając osoby „funkcyjne” w sądach na swoich, partia rządząca zamknie sobie drogę do jakiejkolwiek dobrej zmiany funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. PiS nie zdoła naprawić systemu ani w wymiarze wizerunkowym (wzmocni się tylko społeczne poczucie upolitycznienia sądów), ani w wymiarze realnym, bo nie uda się pozyskać prawników do idei gruntownej reformy. Co będzie wielką szkodą dla państwa, które naprawy sądownictwa potrzebuje.
Podobnie będzie w innych sferach, które mają być gruntownie zmieniane przez PiS: w edukacji, czy w systemie ochrony zdrowia. Bez dialogu z nauczycielami i lekarzami nie da się sensownie zreformować tych sektorów. A PiS pokazuje wyraźnie, że dialogu nie chce i chyba niespecjalnie rozumie jego sens. Przykładem jest zapowiedziana reforma edukacji, likwidująca gimnazja i przywracająca dawny system organizacji kształcenia. Została ona przedstawiona publicznie bez absolutnie żadnych danych ją uzasadniających i bez wcześniejszych konsultacji ze środowiskiem nauczycieli, jako podjęta już decyzja polityczna, a nie rzecz do wspólnego, obywatelskiego namysłu.
W zwartym ordynku, pod sztandarem obrony demokracji
Ludwik Dorn wielokrotnie powtarzał, że w Polsce „wszystko można, byle z cicha i ostrożna”. Niestety prezes Jarosława Kaczyński, odurzony zwycięstwem wyborczym, zdaje się, że zapomniał o tej politycznej prawdzie. Kalkuluje tak, jak zwykli to robić autorytarni przywódcy, o czym kiedyś pisał Herbert w wierszu „Pan Cogito o postawie wyprostowanej”:
„obywatele
nie chcą się bronić
uczęszczają na przyspieszone kursy
padania na kolana
biernie czekają na wroga
piszą wiernopoddańcze mowy
zakopują złoto
szyją nowe sztandary
niewinnie białe
uczą dzieci kłamać
otworzyli bramy
przez które wchodzi teraz
kolumna piasku
poza tym jak zwykle
handel i kopulacja”
To może jednak okazać się złudną kalkulacją, bo po ćwierćwieczu wolnej Polski jest całe pokolenie, które może i na co dzień zajmuje się handlem, ale nie zechce „patrzyć przez okno/ jak słońce Republiki/ ma się ku zachodowi”, bo III Rzeczpospolitą traktuje jako swój najważniejszy życiowy dorobek.
Wydaje się więc, że strategia polityczna zakładająca pewną wstrzemięźliwość, konsolidowanie władzy w białych rękawiczkach, a nie „włamanie na rympał”, stałe kokietowanie centrowych wyborców, byłaby bezpieczniejszą osłoną dla planowanych reform. Z pewnością pacyfikowałaby nastroje, minimalizując ryzyko sprowokowania gwałtownej, negatywnej reakcji społecznej. A tak to, PiS sam daje swoim przeciwnikom politycznym do ręki potężny, poruszający emocje oręż polityczny: hasło ocalenia demokracji. Pod sztandarem obrony demokracji liderzy opozycji za moment mogą zebrać całą masę ludzi, z różnych opcji politycznych, które pod żadnym innym hasłem nigdy by się wspólnie nie spotkały. Oczywiście, zależy to od sprawności tych liderów, ale założenie, że na pewno tego nie zdołają zrobić, może okazać się błędne. A jeśli opozycja przekona ludzi, że tu idzie o coś więcej niż tylko zwyczajową wojenkę PO-PiS, to konsekwencje dla rządu będą nieprzyjemne. W najlepszym dla niego razie, skutkiem będzie konieczność skoncentrowania uwagi rządzących na zwalczaniu opozycji zamiast na reformach i „dobrej zmianie”. W najgorszym, skończy się to powtórnym oddaniem władzy przed upływem pełnej kadencji. A póki co zwróćmy uwagę, że „wqrw lemingów” jest bezprecedensowy. Nawet osoby nieinteresujące się na co dzień polityką, zaktywizowały się bardzo mocno. Dziś ich złość kumuluje się na Fb albo TT. Jutro być może wyleje się na ulice.
Liberté! to niezależny liberalny magazyn społeczno-polityczny. „Głos wolny wolność ubezpieczający”. Zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej oraz zachęcamy do prenumerowania.
Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego.
Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem:
www.liberte.pl
Pełna lista autorów
Henryka Bochniarz
Witold Gadomski
Szymon Gutkowski
Jan Hartman
Janusz Lewandowski
Andrzej Olechowski
Włodzimierz Andrzej Rostocki
Wojciech Sadurski
Tadeusz Syryjczyk
Jerzy Szacki
Adam Szostkiewicz
Jan Winiecki
Ireneusz Krzemiński
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka