Wydawać by się mogło, że błazeńskiego poziomu toczącej się kampanii wyborczej zakłócić nie sposób, a jednak…
Ostre wejście austriackiej brodatej drag queen postawiło w stan gotowości polską tzw. klasę polityczną. Komentatorzy i politycy na wyprzódki przez weekend cały wyrażali swoje oburzenie, poparcie, zniesmaczenie, radość. Sam Prezes stanowisko raczył był zająć, zauważając w sukcesie Conchity Wurst zagrożenie dla cywilizacji europejskiej i zjawisko, któremu się stanowczo przeciwstawi.
Wzburzenie ma mocno patriotyczną podstawę, otóż Austriak przebrany za kobietę z brodą wygrał konkurs jarmarcznej piosenki, w którym wystartowały również biuściaste modelki przebrane za ubijające masło gospodynie wiejskie z okolic Łowicza. Towarzyszył tym modelkom człowiek w czapce – bejsbolówce oraz piosenkarka w przykusej spódnicy.
W normalnych warunkach nasza dosyć konserwatywna publika rozpisywała by się o niesmacznym wizerunku Polski tworzonym przez zbyt eksponowane biusty, nogi oraz krzywo ułożoną czapkę. Ponieważ jednak Donatan i Cleo zostali pokonani przez Austriaka z brodą w sukni z cekinami, dołączyli do grona powszechnie czczonych bohaterów narodowych klęsk, a sama Eurowizja 2014 zapewniła sobie miejsce gdzieś obok Maciejowic czy Reduty Ordona w tożsamości naszej.
Oczywiście z drugiej strony lewica, a szczególnie Zieloni, z którymi ponoć jakoś sympatyzuje zwycięska drag queen, dowodzą zaściankowości, homofobii i nie wiem czego jeszcze u patriotycznie wzmożonych.
Pół biedy kiedy plotkują o tym fora internetowe – cała bieda, kiedy komentuje to szef największej partii opozycyjnej, a Gazeta Wyborcza poważnie dowodzi, że system i sędziowie wypaczyli wynik, bo lud europejski biusty polskie kocha bardziej, niżby to wynikało z punktów konkursowych.
Nie znam głosowania w parlamencie europejskim, które wzbudziłoby taką eksplozję polskiej namiętności politycznej, jak głosowanie w konkursie Eurowizji.
W stosunku do imprez typu Eurowizja zachowuję od zawsze splendid isolation – stąd także przy okazji ostatniego nie przyszło mi nawet do głowy oglądać transmisji. Nie lekceważę oczywiście wpływu zjawisk kulturowych na interesującą mnie maszynerię społeczną – ale raczej rzeczywistość zmieniają zjawiska kontrkulturowe – takie jak Woodstok, eksplozja punkowa, czy w Polsce Jarocin lat 80-tych – o tyle nie zdarzyło się nigdy, by cokolwiek wynikało z komercyjnych produkcji festiwalowych schlebiających gustom tzw. przeciętnych odbiorców. One zawsze rażą wtórnością i prostotą, żeby nie powiedzieć prostactwem.
Kreacja austriackiej drag queen jest dla mnie równie obciachowa jak sceniczne ubijanie masła dla wywołania efektu falującego biustu. W obu przypadkach jesteśmy epatowani formą, z której nie wynika żadna treść. Podobnie zresztą, jak w polskiej polityce.
W tym kontekście nie powinno dziwić, że w weekend oś debaty politycznej wyznaczył stosunek do zwycięstwa Austriaka. Nasza tzw. klasa polityczna walcząca o miejsca w parlamencie Europy ma wyraźnie większe predyspozycje do udziału w konkursie Eurowizji. Niewiele mają do powiedzenia o Europie – za to mnóstwo o Eurowizji. Szkoda tylko, że mylą konkursy i z uporem maniaka startują w wyborach.
Marcin Celiński
autor jest członkiem redakcji Liberte!
Nowy miesięcznik społeczno - polityczny zrzeszający zwolenników modernizacji i państwa otwartego.
Pełna wersja magazynu dostępna jest pod adresem:
www.liberte.pl
Pełna lista autorów
Henryka Bochniarz
Witold Gadomski
Szymon Gutkowski
Jan Hartman
Janusz Lewandowski
Andrzej Olechowski
Włodzimierz Andrzej Rostocki
Wojciech Sadurski
Tadeusz Syryjczyk
Jerzy Szacki
Adam Szostkiewicz
Jan Winiecki
Ireneusz Krzemiński
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka